Postów: 6598 Data rejestracji: 01.06.2006 Skąd: Wroclove
Ach, jakże ciekawa byłam co też przygotują twórcy Tajnych Akt... co prawda byłam już mniej ciekawa po przejściu dema, ale cóż, pełna wersja okazała się jeszcze bardziej zaskakująca.
W skrócie nie tego się spodziewałam. Niestety twórcy powrócili do
drugiej części nie będzie, a szkoda, bo idąc schematem Tajnych Akt, twórcy wróciliby na ziemię i całość wyglądałaby już lepiej.
Trudno.
Grafika to kompletna porażka. Plastikowe ludziki, plastikowe włosy... szczególnie widać to w scenach, kiedy jest przybliżenie na Fenton'a. Strąki jakby miał dredy, albo nie mył włosów od dwóch tygodni... nawet nie, to po prostu wygląda jakby dziecko rysowało mangę, takie tylko trójkąty wystające. Szczególnie bije to po oczach w porównaniu z przyzwoitymi, rysowanymi tłami i chociażby rysowanymi portretami postaci pojawiającymi się przy dialogach. Tu już w ogóle postacie wyglądają zupełnie inaczej, różnią się, albo w ogóle wyglądają zupełnie jak ktoś inny niż na rysunku. Np. Fenton - na rysunku ma kilkudniowy zarost, wygląda jak facet, przystojny i w ogóle. W 3D Fenton ma jakieś wąso-coś i bynajmniej już tak dobrze nie wygląda. Countess na rysunku wygląda jak wyrafinowany babsztyl, ale też bardzo ponętnie, za to w 3D... w 3D ma rzęsy (znowu) jakby rysowało je dziecko w stylu mangowym... taki kształt połączonych trójkątów i czarne obwódki wokół oczu, które chyba mają robić za makijaż. Wygląda po prostu jak lalka.
Bije to też przy teksturach... np. kołnierz obity wełną wygląda jak płaska... jak płaska... nie wiem, jak płaski kawałek białej plasteliny, na którym ktoś narysował małe trójkąty. Porażka. To samo tyczy się wszystkich zmarszczek i czegokolwiek co mogłoby psuć idealną gładkość twarzy. Widzimy te linie, ale brakuj czegoś wystającego, albo zapadłego, wszystko jest płaskie.
Zagadki są proste, dwa razy można wybrać sobie poziom trudności przy czymś co można nazwać ogólnie układanką. Jest dużo łażenia, bo oczywiście zagadki typu idź do a żeby dowiedzieć się że potrzebujesz b, ale dostaniesz je jak zrobisz c, do którego potrzebujesz d, które dostaniesz jak zrobisz e znacząco wydłużają rozgrywkę i chyba o to tu chodzi. Czasami takie wydłużanie nie jest aż tak widoczne, wszystko jest w sumie dość naturalne. W Lost Horizon otrzymujemy taką dawkę tego sztucznego wydłużania, że po jakimś czasie zaczyna to bić z ekranu i po prostu nużyć.
Sama fabuła jest przedstawiona bez zamysłu. Wszystko co w grze robimy to mała część większej historii, którą głównie poznamy z długaśnych dialogów/monologów. :bla:
zręcznościówka (no, prawie)! I to jaka! Bitwa kulminacyjna dwóch "lasek". Każdy facet lubi sobie popatrzeć jak dwa kociaki się piorą, chyba z tego założenia wyszedł tu pomysłodawca tej sceny. A żeby było jeszcze lepiej - ha, można sobie wybrać jak nasza postać będzie walczyć i tak wybrać rychły koniec naszej przeciwniczki. A żeby jeszcze tego było mało - po przejściu gry dostajemy dostęp do sekcji bonusów, gdzie możemy sobie przechodzić tę walkę od początku i jeszcze raz i jeszcze. Jakież to fascynujące.
W Dreamfallu (wg. mnie) wszystkie zręcznościówki były wyważone, dość proste i w sumie tylko podnosiły dramatyzm sceny. Tutaj posunięto się już do... no cóż, tak właściwie nie można tego nazwać pełną zręcznościówką, bo w sumie tylko wybieramy co robi nasza bohaterka, ale bosz... kung-fu? Walka kulminacyjna? No bosz, co to miało być? Rambo?
facet na oko 26 lat i dziewczynka na oko lat 16 i oni mają być razem? Dziewczyna chyba w umysłach twórców miała być starsza... ale coś nie wyszło, wygląda i mówi jak dziecko
.
Nie wczułam się w fabułę, ledwo czułam klimat, więc jak dla mnie kompletna katastrofa. Było tam tyle zgrzytów, że już od połowy zaczęłam się lekko męczyć z tą grą, chociaż trzeba przyznać, że ostatni rozdział
i zamienianie się z inną osobą, będącą w innym czasie, patrzenie jak zmienia się teraźniejszość po tym co zrobimy w przeszłości bardzo mi się podobało.
Prócz tego, koniec leży i kwiczy, a już szczególnie
samej mydełkowatej końcówce z wykorzystaniem nieletniej, no i samych nieścisłościach w fabule (na początku ojciec nie może faworyzować synka i go jakoś bardziej ratować, wspomnieć o nim na początku, ale potem to już przecież normalne, że zaangażował w ratowanie go nazistów).
Czas rozgrywki to jakieś 9h, ale pewnie będzie dłużej jak komuś znuży się już ciągłe bieganie z lewa na prawo.
Na końcu można dostać bonus -
specjalny dział, w którym można przejść wczesny prototyp i dowiedzieć się, że gra na początku produkcji miała wyglądać zupełnie inaczej; walka kulminacyjna, którą można sobie przechodzić aż do śmierci ale razem z całym końcowym dialogiem; puzzle ze sceną z trzeciej części Tajnych Akt i jeśli odpowiednio przeszło się grę - medal, ale nie za wynik, a za uczciwość.
Do muzyki i dźwięków nie mam zastrzeżeń.
Ale pakujemy czasami do kieszeni większe niż pokaźnych rozmiarów przedmioty.
Lost Horizon to taki tam zapychacz przed kolejną "Tunguską". Twórcy mieli kilka ciekawych pomysłów i na siłę chcieli zrobić z tego grę. Wyszła taka niedopracowana zlepka. Powinni więcej czasu włożyć w ulepszenie Tajnych Akt niż tworzyć takie buble na chybcika. Choć w sumie to nawet nie było to tak na chybcika. Jak coś takiego tworzy się ponad dwa lata... myślałam, że tak tylko buduje się drogi, ale cóż, może chcą przenieść ten zwyczaj również na rynek gier. Oby się nie przyjął.
Edytowane przez Kami dnia 28.06.2011 10:55
Postów: 47 Data rejestracji: 02.09.2008 Skąd: mazowsze
a Mnie ta gra się podobała .
Zupełnie nie przeszkadzały Mi włosy bohaterów i inne niedostatki graficzne.
A jedyne do czego mam zastrzeżenia to zakończenie.
Wcale nie ze względu na dwoje bohaterów ale, na swobodne podróże w czasie o kilka tyśęcy lat wstecz przecież to nie baśń a gra rozpoczyna się w kąkretnym okresie historycznym .
A w ogóle ta cała
Postów: 1476 Data rejestracji: 29.12.2005 Skąd: Z Innego Wymiaru Logicznego
Przydałby się aktywny moduł, automatycznie poprawiający pewne wredne błędy ortograficzne, gdyż czytając niektóre wypowiedzi włos jeży się na głowie, a żołądek odstawia kankana. Lost Horizon przypadł mi do gustu, i to chyba nawet bardziej, niż Tajne Akta. To styl rozgrywki, który po prostu lubię, a skoro przejście dema zajęło mi godzin trzy, to pewnie w pełną wersję ze dwa tygodnie popykam, licząc te 30 minut dziennie na rozgrywkę .
mendosa=The Real Mendosa=Pablo the Real Mendosa=PtRM
10.01.2010 - wracam do Swojego Wymiaru, ponieważ nigdy nie popierałem i nie będę popierał żadnej formy indoktrynacji.
Podróżowanie w czasie i obserwowanie jak nasze akcje w przeszłości dają efekty w przyszłości było jedną z fajniejszych zagadek w przygodówkach ostatnich czasów
, przyjemną dla ucha muzyczkę i całe multum różnych zagadek przedmiotowych bez jakiś wielkich wymysłów. Nie szukamy tu nieszczęsnych baterii w mące, wszytsko leży tam gdzie teoretycznie możemy się tego spodziewać.
Rozbawiło mnie fałszowanie wyników olimpiady - rzecz tak nielogiczna i nierealna, że aż śmieszna.
Z drugiej natomiast strony graficznie gra dość mocno leżała - postacie są po prostu brzydkie. Nie uważam, żeby rozgrywka była bardzo wydłużana - tempo było OK. Fabuła nie gnała na złamanie karku, wszystko w miarę logicznie uzasadniono. Jeśli chodzi o postacie to zakochałem się w hrabinie - lubię takie kobiety w charakterkiem.
I akurat ostatni pojedynek był przyjemnym zakończeniem. Lubię oglądać jak laski się biją Co do smoka - muszę się z Kami zgodzić. Wyglądał gorzej niż ja po całonocnej imprezie
.
Podsumowując, uważam, że jest to po prostu dobra pozycja. Nic nadzwyczajnego, ale też nic poniżej pewnego poziomu. Można zagrać jeśli ma się pewne fundusze do wykorzystania. Ale ja i tak czekam na kolejne Tajne Akta.
Edytowane przez Jeziu5 dnia 27.06.2011 22:06
Postów: 3333 Data rejestracji: 10.06.2007 Skąd: Siemianowice Śląskie
I teraz przeczytałam sobie ten temat. Ale Kami ze szczegółami opisała te postaci A mi się właśnie Fenton z bliska podobał. Zwłaszcza, kiedy on sobie "czytał w myślach" i nie trzeba było (uff) zanimować, jak mówi
Ale faktycznie - z rysowaniem tych buziek przy dialogach strzelają sobie w stopę. Wiadomo, że (w przypadku wszystkich oprócz ludzi z naturalną niefotogenicznością, mnie ) lepiej wygląda się na pozowanej fotografii
Dla mnie to gra na 3 - przewidywalność to pół biedy, tak jak oklepane do bólu postaci, ale to, że jest strasznie poprawna jest dla mnie nie do zniesienia. Nie ma tu niczego, czego by można pochwalić, co by się jakoś wyróżniało... Co do aktorów to mieszane uczucia, od poprawnego do po prostu żenującego.
No i zakończenie osłabiające i przypomniało mi o innej osłabiającej rzeczy - Strefa X. Zakończenie, które niczego nie kończy.