Sherlock Holmes kontra Arséne Lupin - recenzja

Dodane przez Madzius888 dnia 07.04.2008 16:29

Wysoki, poważny i bardzo dystyngowany mężczyzna w średnim wieku. Towarzyski zdecydowanie nie jest, jednak nie stroni od ludzi, bo dobrze zna ich naturę. Z zainteresowaniem, zza chłodnych niebieskich oczu, obserwuje świat i zgłębia jego tajemnice. Uwielbia czytać, badać, analizować i eksperymentować. Uprzejmy, kulturalny, życzliwy, nieuprzedzony, dobrze znający swoją wartość – no, może nawet zbytnio się przechwalający;]. Utalentowany skrzypek i typ raczej pedantyczny. Kto to?

Opis wygląda raczej typowo i można go dopasować do większości Anglików w średnim wieku:]. Jeśli dodam, że żył w XIX wieku, też niewiele to da. Uściślenie, że mieszkał na Baker Street zawęzi pole wyszukiwania do raptem... kilkudziesięciu ludzi. Tymczasem, kiedy wyjdzie na jaw, że to najsłynniejszy angielski detektyw, to nie ma już wątpliwości, że chodzi o Sherlocka Holmesa. Postanowiłam uczynić tego rodzaju wstęp, ponieważ zauważyłam, że raczej rzadko wspomina się o tym geniuszu stworzonym przez Artura Conan Doyle’a w takich właśnie kategoriach, a warto i tak spojrzeć:).

Z drugiej strony pojawia się geniusz świata przestępczego - Arséne Lupin, stworzony przez Maurice’a Leblanca. Złodziej-dżentelmen, niezwykle czarowny człowiek, który wykorzystując swój urok zwodził biedne kobietki. Udając tajemniczego, nieodgadnionego, doprowadzał do szału mężów i narzeczonych, a pozostawiał ich z zapłakanymi po stracie kosztowności żonami i fiancées. Lupin zasłynął jako bardzo nieprzewidywalny i sprytny włamywacz, a z rzadka popisywał się też umiejętnościami detektywistycznymi.

Krótkich biografii koniec, grę czas zacząć

Londyn, Baker Street

Jest 14 lipca 1895 roku. Sherlock Holmes oraz jego serdeczny przyjaciel doktor Watson, jak zawsze rankiem, siadają do wspólnego śniadania, a po nim zaznają chwili relaksu – Holmes zajmuje się grą na ulubionych skrzypcach, a doktor przegląda poranną pocztę…

Gdzieś w Anglii albo jeszcze we Francji

Kilka godzin wcześniej na poczcie pojawia się w swoim czarnym wykwintnym smokingu pewien przystojny dżentelmen. To właśnie teraz zamierza zrealizować kolejny punkt swojego dokładnie przemyślanego planu. Poświęcił na to parę miesięcy życia, nic nie może zawieść, ale nie martwi się o to, w końcu jest wielkim Arsénem Lupin...

Londyn, Baker Street

-Chwileczkę Holmesie, coś tu jest! – Watson kładzie list na biurko... i tu zaczyna się prawdziwa akcja. Holmes podnosi wiadomość - okazuje się, czym ona jest i jak łączy dwie poprzednie informacje. List podpisany przez Arseno Luphino (zaraz okaże się czemu tak, a nie inaczej) opowiada o chwalebnej mateczce Francji i niesprawiedliwym traktowaniu jej przez Anglików poprzez wieki. Jako wielki patriota, Lupin postanawia więc dokonać pięciu kradzieży, które pomogą zrozumieć błędy dumnym i pewnym siebie Anglikom. Pięć kradzieży, a każda będzie dotyczyła któregoś z symboli narodowych. Tylko jaką w tym wszystkim rolę ma odegrać Holmes? Arséne jasno wyjaśnia, że pragnie, aby jego dzieło oglądał ktoś, kto ma francuskie korzenie i byłby na tyle inteligentny, żeby zrozumieć ideę tego czynu. Czy to mało? Na pewno wystarczająco dla kogoś, kto jak powietrza potrzebuje wyzwań tego rodzaju. Nie ma więc wątpliwości, że Holmes wchodzi w taki układ;). To tylko od nas zależy, czy uda mu się przez to przebrnąć…

„Złap mnie jeśli potrafisz”

…A przebrnąć nie będzie łatwo. Arséne wtapia się w tłum, w dziwny sposób mami nawet najważniejsze osobistości Anglii. Przechodząc grę nie da się nie zauważyć, że Lupin miesiącami układał swój przebiegły złodziejski plan, a wszystko (no, może prawie) zostało przygotowane perfekcyjnie, z dbałością o każdy, najmniejszy nawet szczegół. Gra nie nudzi, oj nie nudzi, zdecydowanie nie można jej zaliczyć do kolejnych coverów, a zagadki nie są w stylu „jakoś wypchnąć wsadzony do dziurki klucz i odebrać go podłożonym pod drzwi papierkiem”.

Jej Wysokość, Królowa Anglii!

W grze zwiedzimy kilka naprawdę ciekawych lokacji. Udamy się nawet na audiencję z samą królową do Pałacu Buckingham i poznamy ten budynek (w przenośni oraz dosłownie) od kuchni ;). Poza tym znajdziemy się w National Gallery na Trafalgar Square, British Museum, a nawet Tower of London. Nie dość, że grafika 3D jest tu ładna, że możemy oglądać te lokacje o różnych porach dnia, to jeszcze… są one wzorowane na naprawdę istniejących budynkach! Co za frajda pochodzić sobie, popodziwiać architekturę, a potem w internecie poszperać w wyszukiwarce grafiki i porównać:). Nie ma muzeum i galerii bez eksponatów i również one wzorowane są na autentycznych. Cieszy także to, że nie tylko widzimy je jako elementy tła, ale większość można obejrzeć, a Holmes podrzuca jakąś ciekawostkę lub datę – i jak tu nie lubić sztuki?:)

Myśl, drogi Watsonie, myśl…

Zagadki! Och, tych w Sherlocku Holmesie zdecydowanie nie brakuje i są one na naprawdę wysokim poziomie, a i stosunek pomiędzy zagadkami „podnieś i połącz” oraz resztą, został doskonale zachowany. Wypadałoby zatem wyjaśnić tę „resztę”, bo określenie ich jako dźwigniowych albo wyłącznie obliczeniowych zdecydowanie nie wystarczy. Praktycznie większość z nich opiera się na kilkustrofowych wierszykach wysłanych przez Lupina – mogę tylko domyślać się, ile siwych włosów przybyło biednym tłumaczom ;). Przy tej okazji muszę przyznać, że mimo, iż te wierszyki nie są arcydziełem poezji, to jednak naprawdę wszystko zostaje jasne, większych wpadek nie ma. Wracając do zagadek, to większość z nich odnosi się do miejsc, w których można znaleźć kolejną karteczkę i tak aż do ostatniej, która pokieruje do zupełnie innej lokacji. Naprawdę świetną zabawą jest wyszukiwanie słów kluczowych i skojarzeń z zapisków Arséna, a następnie poszukiwanie odniesień w bibliotece Barnesa (nieco zafascynowanego Księgą o rytuałach z Przebudzenia:)), czytelni w muzeum lub oglądając dzieła sztuki – o nie, zdecydowanie nie znajdziemy ich za ramą obrazu lub na podeście – czeka nas np. szukanie fałszywego hieroglifu na kamiennej steli, składanie litery z kilku obrazów, renowacja płótna i wiele, wiele innych. Niektóre zagadki dotyczą też obliczeń – w liryczny sposób określają np. planety i dzięki podanym wskazówkom należy je pomnożyć, podnieść do kwadratu czy też pododawać nogi „rżących zwierząt”, naprawdę wiele ciekawych rzeczy. Matematyka ładnie łączy się tu z historią, astronomią, a nawet z kulinariami ;). Nie będzie tak łatwo. Ponadto wiele łamigłówek, szczególnie z obrazami, opiera się po prostu na dokładnym obejrzeniu odpowiednich z nich i dopasowanie do wersów wiersza, badamy też ślady pozostawione przez podejrzanych lub przedmioty, których brakuje. Dźwignie? A i również – będziemy np. układać średniowieczne bronie pod odpowiednimi herbami (jak sądzicie, na podstawie czego?;)) czy też po prostu otwierać kraty. Nie zabraknie też zagadek związanych z przedmiotami – zbieramy potrzebne książki, talerzyki, klucze… brudną skarpetę czy szkocką potrawę z mielonymi wnętrznościami włożonymi w owczy żołądek;). Właściwie mogłoby być tych przedmiotów trochę więcej, ale ogólnie jest dobrze, zwłaszcza, że w sumie wszystkich zagadek jest od groma.

Ładnie się ja pytam…

Czy rzeczywiście quizy nie mogły być wykonane w lepszy sposób? Zostaje zadane pytanie: O jakim traktacie mowa? Niezwykle pewna odpowiedzi wpisuję: TRAKTAT _ _ _ (dalszą nazwą traktatu jest przymiotnik pochodzący od nazwy miasta). Okazuje się, że odpowiedź została odrzucona! Strasznie zdziwiona, choć lekko zwątpiwszy w swoją wiedzę historyczną, szukam więc w encyklopedii i wszystko dalej jak najbardziej pasuje! Okazało się, że trzeba było wpisać tylko sam ten przymiotnik albo samą nazwę miasta. W zasadzie kiedy po raz pierwszy zobaczyłam tego typu quiz i klawiaturę na dole ekranu, sądziłam, że dzięki temu rozwiązanie znacznie się uprości, tymczasem dochodzi do takich absurdów. Spróbowałam też wpisać odpowiedź bez spacji i również nie zostało przyjęte, ale to jak najbardziej jest właściwie – tymczasem uważam, że baza zatwierdzanych odpowiedzi powinna zostać znacznie poszerzona, żeby można sobie spokojnie odpowiadać oczywistymi wyrażeniami.

Muzyka klasyczna – nie tylko dla muzyków klasycznych

Oprawa muzyczna Sherlocka jest naprawdę dobra. W zależności od lokacji pojawia się pewien przewodni motyw, który zdecydowanie umila grę i sprawia, że czujemy się, jakbyśmy rzeczywiście przenieśli się do XIX wieku. Szczególnie podobał mi się motyw na Baker Street wykonany na skrzypcach – naprawdę bardzo ładny. Drzwi skrzypią, kroki odbijają się echem od kamiennych ścian, wpadek nie ma. Dubbing też jest świetny – uwielbiam Sherlocka, pod którego głos podkłada ten aktor – czysty brytyjski akcent i poważny ton, jakby wszystko było proste i oczywiste, a doktor Watson z kolei z ciągłym niedowierzaniem komentuje odkrycia przyjaciela. W grze występuje także mnóstwo barwnych postaci – od złodziejaszka, na samym premierze kończąc. Kto by pomyślał, że bibliotekarz może skakać przed biurkiem, że stróż w czytelni nosi zawsze przy sobie zdjęcie królowej. „Indeed, my dear Watson”, muzyka i dubbing są naprawdę świetne.

Popodziwiać z bliska, czy z dystansu?

Niestety albo i stety, sterowanie jest dokładnie takie samo, jak w poprzedniej części. Jak ładnie powiedział mój redakcyjny kolega Zebius, „fani Przebudzenia poczują się jak w domu” – prawda, dla niektórych oznacza to wieczną mękę w zmaganiu się z nudnościami, dla innych zaś przeżycie i radość, że mogą w tak dość bezpośredni sposób włączyć się w akcję. Ja akurat nie miałam problemów z zaakceptowaniem widoku z pierwszej osoby, wskaźnika na środku ekranu i sterowaniem klawiaturą i myszką jednocześnie, jednak uważam, że TPP nie tylko pomogłoby bardziej wrażliwym, ale i w zasadzie można by podziwiać grafikę z dalszej perspektywy - tak na ogół wychodzi ładniej. Co podziwiać, jak już mówiłam wcześniej, na pewno jest. Szkoda też, że Watson nadal „włóczy się pod nogami” (po prostu chodzi krok w krok za Holmesem, niesterowany przez gracza), czasem zupełnie uniemożliwiając przejście. Na szczęście dalej działa PPM, którym uruchamia się nie tylko bagaż, ale i przyjazny notatnik zawierający dokumenty, dialogi, mapę etc.

Podsumowując moją recenzję Sherlocka Holmesa kontra Arséne Lupin muszę uczciwie stwierdzić, że spodziewałam się troszeczkę innego rozwiązania problemów, jakie pojawiły się we wcześniejszej części. Jednak gra, mimo wszystko, naprawdę trzyma poziom dobrej i wymagającej umysłowo przygodówki, jest zdecydowanie bardziej od Przebudzenia w tej kwestii zaawansowana i zdecydowanie godna polecenia. Warto wspomnieć też o cenie – 49,99 zł albo jeszcze taniej w sklepach internetowych, to naprawdę niedużo biorąc pod uwagę, że poświęcimy na grę przyzwoitą ilość czasu.

8,5 PLUSY:
ładna grafika + zagadki na wysokim poziomie + muzyka
MINUSY:
niejasne quizy - doktor Watson zagradzający drogę - sterowanie

Oceny cząstkowe: Grywalność - 7.5, Dźwięki - 9.5, Grafika - 8

autorka: Madzius888

   

Komentarze


729 #1 Evillady
dnia 08.04.2008 21:05
No i jak zwykle recenzja Madzius888 trzyma poziom :super
1184 #2 kamiko
dnia 03.12.2009 16:23
Ech, teraz tylko trzeba się naczekać aż cena stanie się bardziej przystępna...
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?