Jack Keane - recenzja

Dodane przez Madzius888 dnia 16.03.2008 14:06

Dyktatorska władza Doktora T. w jednej z indyjskich prowincji zaczyna niepokoić Wielką Brytanię. Na ratunek Im-p-p-p-erium wyrusza nieustraszony agent, mający już na swoim koncie kilka niezłych sukcesów. Sprawa nie jest prosta, zagrożony jest honor brytyjskiego narodu... Jedyna nadzieja w Tobie, tajemniczy agencie!

Nazwy 10tacle Studios i Deck13 Interactive nie są zupełnie obce miłośnikom przygodówek – producenci i wydawcy ci odpowiadają przede wszystkim za serię przygód małego Egipcjanina i jego przyjaciół – Ankh: Klątwa Mumii, Ankh: Serce Ozyrysa. Jako fanka tej serii bardzo byłam więc ciekawa, jak producenci poradzą sobie z grą z zupełnie innej beczki tematycznej - Jack Keane.

„W tajnej służbie jej królewskiej mości”

Okazuje się jednak, że w grze nie kierujemy tymże specjalnym agentem, lecz Jackiem, który ykhym no cóż, mówiąc delikatnie, nie ma predyspozycji do wypełnienia tak skomplikowanej misji: nie jest przeszkolony, do tego panicznie boi się wysokości i raczej nie należy do odważnych (żeby nie powiedzieć, że po prostu, najzwyczajniej w świecie, jest ciągle uciekającym tchórzem). Agent specjalny Montgomery natomiast jest wykształcony, pełen ogłady, chłodnej uprzejmości tylko, że... jest tak zadufany w sobie i podlega tak dziwnym konwenansom, że okazuje się naprawdę fatalnym szpiegiem, a już zupełnie beznadziejny jest w kontaktach z innymi ludźmi. Drogi tych dwóch zupełnie różnych charakterów stykają się teoretycznie w Londynie, a praktycznie w południowej Afryce. Jack potrzebował pieniędzy na statek i zapożyczył się u gangstera, ale niestety ciągle nie był w stanie spłacić długu. Mijają trzy lata, a bandziory upominają się o spłatę, której Jack oczywiście dalej nie ma. Po paru sprytnych sztuczkach udaje mu się uciec i tym razem los uśmiecha się do niego: spotyka przedstawiciela tajnych służb angielskich, który za odebranie agenta z portu w Afryce oferuje niemałą sumkę - to byłoby rozwiązaniem wszystkich problemów! Tak oto właśnie Montgomery spotyka się z Jackiem i tak oto okazuje się, że Montgomery... nie nadaje się jeszcze bardziej do wykonania tego zadania, wszystko spoczywa zatem na głowie biednego, Bogu ducha winnego, kapitana.

Kto mnie nie zabije… ten mnie wzmocni?

Z drugiej strony pojawia się Amanda. Jack poznaje ją… „przez przypadek” odsuwając zasłonę z przebieralni:). Mimo wszystko Amanda i Jack od razu czują do siebie sympatię, Jack jako kapitan statku proponuje też wziąć dziewczynę na wyspę, na której ma ona podjąć pracę. Ich znajomość kończy się jak na razie i zaczyna z chwilą, gdy… Amanda ma schwytać Jacka i zaprowadzić do swojego nowego pracodawcy, którym jest przebrzydły Doktor T. To ciekawe, że będziemy kierować jednocześnie Jackiem i osobą, która ma Jacusia schwytać – mnie się to spodobało. Doktor powiedział o dziewczynie, że „najpierw strzela, potem myśli”, jednak Amanda po pewnym czasie, kiedy dowiaduje się, o co tak naprawdę chodzi pracodawcy, przestaje być taka ufna i diametralnie zmienia swoje podejście do Jacka, ale o tym dokładnie pisać nie będę;).

Czarny charakterek oczywiście musi być

Oj taaak, zdecydowanie lubimy gry przepełnione humorem. Kiedy scenarzyści piszą tekst, przy którym się ubawili i który tak naprawdę samym im się podoba, to zdecydowanie to czuć i taki właśnie jest Jack Keane. Nie brak wstawek typu „Czy wobec tego sądzisz, że powinienem skończyć tę grę? Tak, gry komputerowe i tak wywołują agresję”:) albo odwołań „scenarzystom chyba bardzo musiało się nudzić” – powtórzę się, że autoironia jak najbardziej! ;) Jednak to, co najbardziej widoczne, to komizm postaci. Zarówno główni bohaterowie, jak i poboczni, są przedstawieni karykaturalnie, ich cechy wyostrzono i przesadzono – Montgomery typowo wręcz „ągielski bardzo emocjonalny” typ, Jack jako doskonały i zdolny kapitan na cudownej „Czarującej Księżniczce”, amerykańska dziewczyna, która niczym Ayla z „Dzieci ziemi” sięga po broń i jest naprawdę wyzwoloną dziewczyną, czy apodyktyczna i bardzo obowiązkowa despotka – sprzątaczka Doktora. Najlepszym przykładem jest chyba jednak sam Doktor T., któremu bliżej chyba do sfrustrowanego profesorka niż do psychola – malutki, mówi skrzekliwym głosem, kocha wszystkie małpki bardziej niż ludzi i objada się... nie, nie krwistym wołowym, prawie surowym mięsem, lecz lodami waniliowymi ;D

„W nasze smutki łzę rzewną co chwila”*

Jack nie ma przeszłości – wie tylko, że był w sierocińcu odkąd pamięta. Nie zna rodziców ani żadnych krewnych, nie wie skąd pochodzi, nie wie właściwie, kim jest. Od początku gry aż do końca różne wydarzenia, cząstka po cząstce, przybliżają nas do rozwiązania tej zagadki i co najlepsze, nie odbywa się to w sposób, jaki mógłby sugerować tytuł tego akapitu: bohater ciągle płacze, pojawia się smętna solówa wiolonczeli i ktoś podaje mu chusteczki ;P. Powolne odkrywanie tajemnic rodziny Keanów naprawdę wkręca, bo okazuje się, że przeszłość wpływa też zdecydowanie na teraźniejszość, choćby na największe fobie Jacka. A skoro już o muzyce wspomniałam, to parę słów o niej. Naprawdę niczego nie można tu skrytykować: podkłady melodyczne są, w przerywnikach filmowych oczywiście najszybsze, żeby jeszcze bardziej zaangażować gracza. Dubbing (angielski, polskie są tylko napisy) również jest naprawdę dobry: w jaskini słychać echo, wszyscy aktorzy wczuwają się w rolę, szczególnie spodobał mi się Hindus, który naprawdę fajnie narzekał :P. Spolszczeniu też raczej nic nie zarzucam - jest poprawne, nie uraziło mnie poważniej nic... może poza jednym: naprawdę tekstowi nic by nie ubyło, gdyby zamiast wiernego trzymania się Cape Town, użyto by w tłumaczeniu bardziej nam przyjaznej nazwy Kapsztad.

Kolorowych jarmarków…

Mimo że akcja dzieje się właściwie tylko przez chwilę w Londynie i w Kapsztadzie, a potem już tylko na Wyspie Zębów, jest co pozwiedzać i na co popatrzeć. Szczególnie jeżeli chodzi o górną część wioski, nasuwa mi się skojarzenie z 80 dni, a łańcuchem skojarzeniowym wypada na to, że Jack jest trochę podobny do Olivera pod względem charakteru: obaj są przemili i przesympatyczni. Ale miało być o grafice... Nie ma co się oszukiwać – gra nie jest bezbłędna: bohaterowie przechodzą przez siebie, wyjmują przedmioty w sposób bardzo sztuczny, często przy tym „zaczepiając” o różne rzeczy dookoła i nic się z nimi nie dzieje... Mimo wszystko jednak zastosowany zarówno w Ankh, jak i tu, silnik graficzny naprawdę ma coś w sobie. Bardzo żywe kolory, kanciaste kształty, wszystko w 3D z perspektywy trzeciej osoby i sterowanie tylko myszką – to sprawia, że to, co oglądamy, jest naprawdę śliczne, bajkowe, a jednocześnie nie za słodkie. Komu się i to nie spodoba, może przełączyć na tryb historyczny w sepii – proste i genialne.

Czy mnisi używają wosku do włosów?

Nie, nie jest to jedno z odwiecznych pytań, nie zastanawiał się nad tym Platon ani Heidegger, nie jest to też kwestia życia i śmierci, jednak pytanie to zadał sobie Jack po znalezieniu takowego u bram świątyni, zaraz po odłożeniu młynka modlitewnego, zrzuceniu głowy na wyłowioną kornikiem deskę ze statku położoną na kolumnie, do czego musiał wyciągnąć klina:). Oj tak, Jack Keane to przede wszystkim jeden wielki test dla sprytu – zastosowania różnych przedmiotów wręcz powalają. Owszem, są również mechanizmy, ale raczej na niskim poziomie trudności (nie trzeba otwierać sejfu, wystarczy mieć słuchawki, a bohaterka sama ich użyje; nie trzeba zastanawiać się, które zawory odkręcić – po prostu wszystkie i nie trzeba także odkrywać mechanizmu szuflad jak np. w Undercover, z podobnego powodu, co zawory). Jest jedna prosta zręcznościówka, w ogóle nie ma za to układanek, puzzli itp. Za to właśnie te kombinacje z zebranymi przedmiotami są niesamowite. Fajny jest też pomysł z bonusowymi czynnościami – dają one początkowo tylko napis, ale w końcu dostajemy całą premię i figurę (jakąś postać z gry) w czymś a'la pokój nagród. Do zagadek można też z czystym sumieniem dołączyć dialogi, a są one naprawdę oryginalnie poprowadzone – otóż trzeba wysilić zdolności szarych komórek i wypytać kogoś o interesującą rzecz – czasem jest tak, że można to zrobić w jeden sposób i rozmowę trzeba powtórzyć, czasem jest tak, że należy wtedy rozmowę poprowadzić inaczej jak np. przy strażnikach, którzy po zobaczeniu dowodu na tożsamość bohatera zadają dwa pytania, na które można dobrze odpowiedzieć albo, w razie pomyłki, przyznać się do kłamstwa - czyż nie jest to interesujące? Biorąc pod uwagę, że postaci spotkamy kilkadziesiąt, dialogi są naprawdę różnorodne i jakże ważne dla fabuły.

Proszę państwa... oto przygodówka!

...Tak mówię i mówię o fabule, a nie wspomniałam jeszcze o czasie gry – z całą przyjemnością mogę poinformować, że gra ma ponad 13 rozdziałów i zajmuje ok. 15 godzin, co powoduje, że temat naprawdę zostaje w całej rozciągłości wyczerpany! To rzadkość ostatnimi czasy, także coś, co powinno być standardem, określam jako plus. Twórcy powinni brać właśnie przykład z takich chwalebnych cech: zrobić grę na tyle długą, żeby rozsądnie wyczerpać temat i żeby nie zdążyła się znudzić – z ręką na sercu mogę powiedzieć, że Jack Keane spełnia oba warunki. Sądzę zatem, że kontynuacja byłaby trudna do realizacji – odpada na ten przykład opcja odkrywania przeszłości bohatera, jednak tak jak mile zaskoczył mnie Ankh: Serce Ozyrysa, tak w razie, gdyby wydawcy planowali zrobić drugą część przygód Jacka, mam nadzieję, że udałoby im się to – czas pokaże czy podejmą się tego trudnego zadania i co z tego wyjdzie.

Historia Jacka Keane'a jak najbardziej przekonała mnie do siebie. Niesamowite postacie, ciekawe zagadki, które nie są zupełnie proste i przerażająco przewidywalne, i mnóstwo, mnóstwo dobrego humoru. Do tego jeszcze świetna realizacja – naprawdę dobra grafika i dźwięki. Nie jest to gra wszech czasów, bo na pewno gra wszech czasów układanki mieć musi, ale to, czego oczekiwałam od twórców Ankha, jak najbardziej dostałam i gry nie zamierzam odkładać na półkę „wiecznie nieużywanych”. Gratulacje dla autorów, bo to naprawdę świetne dzieło jest!

*Homer, Odyseja Pieśń 11

9 PLUSY:
grafika + dźwięki + bardzo ciekawa fabuła i postacie + długa rozgrywka + na pewno można się "uchachać" :)
MINUSY:
no tylko ten brak poważniejszych zagadek

Oceny cząstkowe: Grywalność - 9, Dźwięki - 9, Grafika - 9

autorka: Madzius888

   

Komentarze


29 #1 SpokoWap
dnia 16.03.2008 17:09
Zamówiłem Jacka Keane'a w sklepie Cenegi w czwartek. Mam kolejny dowód, że był to dobry zakup :) Nie wspomniałaś jeszcze o cenie, która jak dla mnie była bardzo zachęcająca. Cieszy mnie odrodzenie przygodówek z jajem, w ostatnim czasie wyszło ich naprawdę sporo.
660 #2 Madzius888
dnia 16.03.2008 19:20
Ano rzeczywiście, wydałam 50 zł za Sztukę Zbrodni i ratowałam się jedynie myślą, że wspieram polską twórczość;P, za to na Jacka bez problemu bym tyle wydała :)
Egzemplarz oczywiście udostępniła Cenega :)
729 #3 Evillady
dnia 18.03.2008 20:50
Świetna recenzja :super Przeczytałam jednym tchem i po grę na pewno sięgnę :)
210 #4 mertruve
dnia 31.03.2008 23:14
Ratowalas polska tworczosc? Ja tam na Art of Murder nie narzekalem, IMO najlepsza polska przygodowka od czasow Ksiecia i Tchorza i druga w Polsce wszechczasow - zaraz po Ksieciu i Tchorzu. Mystopodobnych Schizmow nie licze, bo nigdy nie bylem fanem wezlowatych podrozyWink2
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?