Jestem wielkim fanem II wojny światowej. Uwielbiam na przykład siedzieć i oglądać filmy dokumentalne na jej temat. Również tematyka broni czy wyposażenia nie jest mi obca. Polskim mistrzem, który zajmuje się historią tej największej zbrodni w dziejach ludzkości wywołanej przez Hitlera, jest Bogusław Wołoszański. Mimo iż pisze wspaniałe książki to bardziej przypadają mi do gustu jego filmy dokumentalno-kostiumowe. Właśnie teraz w Telewizji Polskiej emitowane jest jego najnowsze dzieło – serial ,,Tajemnica Szyfrów”. Zajmuje się on głównie tematyką szpiegowską, ponieważ jako takich scen batalistycznych jest tam niewiele. Moja radość po wyczytaniu informacji o tym, że powstaje gra przygodowa, której akcja odbywa się właśnie podczas II wojny światowej, była wielka. Pomyślałem: wreszcie będzie możliwość wcielenia się w jakiegoś szpiega czy partyzanta, bo szczerze mówiąc miałem mały przesyt tytułów, w których po raz kolejny ratujemy świat przed Templariuszami, Duchami, poznajemy kosmitów itp., itd. Potem jednak naszły mnie kolejne refleksje dotyczące głównie tego jak będzie wyglądać owy Undercover? Czy moje oczekiwania się spełniły? Sprawdźcie…
Jak zwykle ci źli Niemcy
John Russel to znany i ceniony profesor fizyki. Jego dodatkowym atutem jest biegłe posługiwanie się językiem niemieckim. Z racji swoich umiejętności zostaje wezwany do siedziby MI6 i poproszony o ekspertyzę nowo zdobytych niemieckich planów super bomby. Okazuje się, że etap, na którym niemieccy naukowcy zatrzymali się, jest już bardzo zaawansowany a dokończenie broni, która może zmienić losy wojny, jest tylko kwestią czasu. Po krótkim wykładzie naszego bohatera zostaje on postawiony przed faktem dokonanym. Wraz z brytyjskim szpiegiem Peterem Grahamem udaje się do Berlina by wykraść plany i zapobiec tragedii. Tak też rozpoczyna się nasza przygoda… Ogólnie pojęta fabuła Undercover jest bardzo – hmm - przewidywalna. Spodziewałem się właśnie kogoś w rodzaju szpiega, ściśle tajnych planów strasznej machiny wojennej, zdrajców itd. Jednak to wcale nie jest minusem. Byłoby po prostu ciekawiej gdyby wątek fabularny skupił się na czymś innym. Jeżeli twórcom brakuje pomysłów to zapraszam do lektury nowo wydanych reedycji komiksów z Kapitanem Klossem, gdzie każdy zeszyt aż tętni od intryg i niejasności. Niby zabawne, ale prawdziwe.
Może skupmy się na początku na naszym bohaterze. Jest on jakby to powiedzieć – bardzo angielski. Czasem bywa to zabawne, ale zdarzały się momenty kiedy niezbyt mnie to śmieszyło. W szczególności teksty typu: ,,Hej, kto wyrzuciłby doskonałego ziemniaczka” po znalezieniu go w koszu na śmieci. Jednak w większości komentarze Russela są zabawne. To tak jakby naukowiec starał się powiedzieć coś śmiesznego. Przypomina mi to trochę dowcipy z Runaway. Największym naszym zmartwieniem jest to, że John nigdy nie miał nic wspólnego z wojskiem. Jego dotychczasowe życie było spokojne, skupione głównie na nowych teoriach fizyki. Przez to właśnie nie za bardzo może się on połapać w całej tej rozgrywce. Nie ma pojęcia o rzeczach z pozoru prostych. Tego samego tyczy się sprawa wykorzystywania siły, a raczej jej braku. Dlatego też jesteśmy skazani wyłącznie na pracę umysłową. Przekłada się to na sposób rozgrywki i wykonywania dalszych czynności. Chcąc przechodzić kolejne etapy musimy bardzo naukowo zacząć postrzegać świat. Przez to będziemy mieli doświadczenia związane z chemią czy fizyką. Sam poziom zagadek nie jest może za bardzo wyśrubowany, ale pomyśleć trochę będzie trzeba (łamigłówki związane z listem czy ze światłami). Na szczęście rzucanie myszką o ścianę nam nie grozi. Czasem sprawiają one trudności głównie przez ich odmienność. Przykładem może być pierwsza łamigłówka związana z krukiem na gałęzi drzewa, która wydała mi się nieco dziwna.
Nie jesteś sam
Na okładce gry widzimy piękną agentkę obok naszego bohatera. Niestety, ale tutaj należą się wielkie baty programistom. Współpracując głównie z piękną Anne Taylor i Grahamem praktycznie wykonujemy wszystko sami! To po cholerę nam tacy szpiedzy, co nie potrafią byle drzwi otworzyć, nie mówiąc już o ogłuszeniu strażnika… Ja rozumiem, że tego wymaga fabuła, ale nie ukrywam, że denerwowało mnie nieraz jak wszystko zostawało na mojej głowie. Tym bardziej, że postacie te stoją nieruchomo, czekając tylko na nasz ruch. Nawet im się nie chce podążać za nami, nie mówiąc już o jakichś wskazówkach czy radach, których mogliby udzielić.
Kolejnym małym zgrzytem są lokacje. To prawda, że wyglądają one bardzo ładnie i sumiennie. Również takie efekty jak padający śnieg, para wydostająca się ze studzienek są miłe dla oka. Jedynie efekt ognia niezbyt mi się spodobał. Przypomniał mi ten ze starej gry,, Prisoner of Ice”. Zwiedzimy kawałek Berlina, Londynu czy Stalingradu. Mimo wszystko zirytował mnie fakt, że są one strasznie małe! Niestety, ale także ich ilość nie przyprawia o zawrót głowy. Co najbardziej mnie rozśmieszyło? Kochani, to jest 1943 rok a tu spokój i cisza! Jak tak miałaby wyglądać wojna, to ja idę na pierwszy front na ochotnika. Zero jakiegokolwiek napięcia, odczuwania niebezpieczeństwa. Jedynie Stalingrad jeszcze jako tako się prezentuje, chociaż pobędziemy w nim może około 20 minut, co nie jest przesadnie długim czasem …
Aby dobrze rozwiązać dręczące nas zagadki trzeba bardzo dokładnie oglądać wszystkie pomieszczenia. Nie raz podkurzyło mnie jak musiałem powolutku przesuwać myszką by znaleźć coś, co może mi się przydać w dalszej grze.
My mówić po polskiemu guutt
Na pochwałę zasługuje przygotowanie polskiej wersji gry. Zarówno poradnik jak i samo spolszczenie naprawdę mi się spodobały. Ten pierwszy w formie opowiadania, z wplecionymi gdzieniegdzie żartami, krok po kroku wyjaśnia, co mamy robić. Szkoda tylko, że jest czarno biały, ale na upartego to nie przeszkadza. O dziwo, nie ma w nim akurat tych obrazków, które mogłyby o wiele bardziej umilić życie w najtrudniejszych momentach. Nicolas Games zaserwowało nam pełną lokalizację. Zarówno teksty jak i udźwiękowienie są w naszym rodzimym języku. Zdarza się kilka parszywych potknięć jak głos Grahama czy niemieckiego żołnierza, który daruje nam życie w Stalingradzie. Brzmią one do niczego, całkowicie bez przekonania, po prostu mdło – aż mi zgrzytały zęby. Co do reszty nie mam zastrzeżeń, a nawet bardzo mi się spodobały. Gdyby nie ci dwaj kiepsko dobrani aktorzy, byłoby naprawdę świetnie. Ogólne wrażenie jest jednak bardzo pozytywne.
Muzyka mogę stwierdzić, że jakaś tam jest. Podobnie z dźwiękami. Nie zauważyłem ich wiele. Nie przeszkadzają ani nie umilają życia. Bardzo po macoszemu potraktowany element w tej produkcji.
Spokojna wojna
Powoli podsumowując nie wiem, jaki mam wydać werdykt. Undercover Operation Wintersun to tytuł bardzo dobry jako reprezentant gier przygodowych, ponieważ jest w nim wszystko na swoim miejscu. Nie sprawdza się jednak w ogóle jako gra przygodowa w realiach II wojny światowej. Wielkim minusem jest klimat, a raczej jego brak. W ogóle nie czuje się jakiegoś napięcia, strachu. Niemcy, którzy wtedy jeszcze rządzili prawie całym światem, wzbudzają w nas śmiech, a nie obawę. Dialogi także nie są najwyższych lotów. Brak mi jakichś notatek, zdjęć, różnych elementów, które budowałyby całą tę opowieść. Gra dziwnie się zachowuje po włączeniu antyaliasingu na mocnym sprzęcie, mimo iż zmiany w grafice są prawie niezauważalne. No cóż, Undercover nie jest tą II wojenną przygodówką, na którą czekałem. Gdyby przenieść bohaterów do tytułu gdzie jako studenci mamy wykraść pytania na egzamin, grałoby się tak samo. Krótko i rzeczowo – polecam fanom gatunku, ponieważ jest dobrze. Odradzam wielbicielom II wojny światowej myślącym, że ta tematyka również sprawdza się przygodówkach. Aha, zapomniałbym - jeżeli ktoś naprawdę chce pograć w coś, co nie jest strategią ani strzelanką we wspomnianym okresie, to polecam starą, ale jarą ,,Prisoner of War”.
7 | PLUSY: grywalność + zawsze to przygodówka w realiach II Wojny Światowej |
MINUSY: brak klimatu - kiepskie dialogi |
Oceny cząstkowe: Grywalność - 8, Grafika - 7.5, Dźwięk - 7
autor: Hardcore