W X wieku naszej ery Wikingowie dotarli do pewnego lądu. Chcieli tu sobie założyć kolejną kolonię. Jak się szybko okazało, nowy kontynent był zamieszkały, a jego mieszkańcy nie chcieli, by ktoś im się rozwalał na ich ziemi. W taki oto sposób doszło do pierwszego kontaktu Europejczyków z Indianami. Wikingowie byli bardzo dobrymi wojownikami - ale tym razem trafił swój na swego. Indianie nie byli w ciemię bici. W wyniku potężnego boju wódz nordyckich żeglarzy dostał strzałą w oko, co zakończyło się jego zgonem. Wikingowie opuścili Amerykę...
Happy end, nie? Oto łupieżcy zostali odparci, a miejscowa ludność mogła odetchnąć z ulgą (szkoda, że takiego szczęścia w bojach z Wikingami nie mieli np. Francuzi, którzy przerażeni ich złą sławą, oddali im Normandię, czy Anglicy, którzy jednym z tych Normanów ulegli 300 lat później, ale to inna historia...). Tak, wydaje się, że mamy tu podręcznikowy happy end. Błąd. Oto prawie 600 lat po mieszkańcach mroźnej Północy, do Ameryki, razem z grupą mieszkańców Hiszpanii, dotarł Włoch. Włoch zwał się Krzysiu Kolumb, a jego hiszpańscy towarzysze bardzo szybko ukazali swą prawdziwą twarz i rozpoczęli podbój i eksterminację rdzennych mieszkańców Ameryki. Na największych "bohaterów" owego krwawego okresu wyrośli Hernan Cortez (który wsławił się podbojem Azteków), Francisco de Montejo (przyboczny Corteza, weteran walk w Meksyku; ten z kolei podbił Majów) oraz Francisco Pizarro (a ten pobił południowo-amerykańskich Inków). Potem Indianom wiodło się coraz gorzej... Jednak szczęśliwego zakończenia nie było.
Cóż, spotkać dziś takiego Azteka czy Inka to raczej mało prawdopodobne, lecz od czego są przygodówki? Pamiętacie może taką fajną, francuską firmę Cryo? Nie? A Atlantis? Ano właśnie. Dzięki tej wspaniałej grze, w której mieliśmy okazję odwiedzić mityczną Atlantydę (nota bene jedna z najlepszych przygodówek, w jakie grałem; część druga była już średnia, następnymi nie ma co sobie zawracać głowy), Cryo odniosło spektakularny sukces. Potem firma postanowiła się wziąć za gry, które "bawiąc - uczą, uczą - bawiąc" (zupełnie jakbym słyszał Papcia Chmiela :) ). Takimi produkcjami były np. Egipt, czy właśnie wspomniany Aztec.
Cała afera zaczyna się w roku 1517, w mieście Tenochtitilan, dwa lata przed atakiem Corteza. Mieszkańców trapi jakaś dziwna choroba... ale nie interesuje to zbytnio Twego bohatera. :) Oto żyje tam sobie młody człowiek, który nie ma zbyt wielu problemów. Zajmuje się myślistwem, żyje sobie spokojnie, nikomu nie wadzi... Jakie więc było jego zdziwienie, gdy idąc na kolejne polowanie, zauważył, jak jakiś niemilec morduje pewnego bogato odzianego osobnika (dostojnika). Zanim człowiek wyzionął ducha, nakazał Twemu herosowi wyruszenie do miasta Tlatelolco i ostrzeżenie poety Tlatli o grożącym mu niebezpieczeństwie. Kaszka z mleczkiem, nie? A no właśnie nie. Oto ten niemilec, co zepchnął ze skały dostojnika (obecnie denata), zauważył Twą skromną osobę i postanowił zrzucić cała winą na Ciebie. Teraz musisz wiać przed długim ramieniem sprawiedliwości...
Nie powiem - zaczyna się dość stereotypowo. Bo ile razy ktoś wrabiał nas w morderstwo? Oj, wiele, wiele. Dalej jednak jest znacznie lepiej, zapewniam. A to głównie dzięki otaczającej Cię rzeczywistości... No bo ile razy miałeś okazję podziwiać azteckie miasta i piramidy? Raczej nie za często. A szkoda.
Lecz w gruncie rzeczy, dużym minusem tej produkcji jest to, że autorzy bardzo starają się nam przybliżyć zniszczoną cywilizację Azteków... Tfu, źle się wyraziłem, nie jest to przecież błąd, raczej wielki plus. Chodzi mi o to, że sama fabuła nie jest zbyt zawiła, zagadka niezbyt trudna do rozwiązania, a sama gra niezbyt długa (dużo tych "niezbyt" :) ). Wydaje się, jakby autorom chodziło tylko o wbicie do naszych mózgownic trochę wiedzy... Za sprawą wbudowanej do tej produkcji encyklopedii. Przejrzałem, ciekawa jest. W wielu miejscach, w czasie samej gry, mamy możliwość jej włączenia (klikając na jakiś przedmiot, osobę itp.).
Wracając do samej fabuły - jak już rzekłem, jest bardzo krótka. Prawdę powiedziawszy, przejście całej gry zajęło mi dwa dni, a to tylko dlatego, że nie miałem pierwszego dnia czasu, by ową grę dokończyć. :) Nie jest to za dużo, przyznaję. Wkurzają też strasznie, pojawiające się czasami (nie za często, ale jednak) debilne zagadki. Wyobraźcie sobie, że macie w łapach strzałkę usypiającą, a w korytarzu przed Wami czai się wraży strażnik. Co ze strzałką robicie? Oczywiście zdrowy rozsądek nakazuje władować niemilcowi pocisk między oczy, ale producenci nie wpadli na ten genialny pomysł. Zamiast tego, nakazują nam władować pocisk w biednego jaguara, siedzącego w klatce obok, by swymi jękami odwrócił uwagę strażnika. No cóż... niby też tak można, ale coś mi tu nie pasuje...
Mimo jednak owych wad, sama historia spodobała mi się. Głownie dzięki klimatowi. Zwyczajne śledztwo nabiera zupełnie innego wymiaru, gdy prowadzi się je w XVI wiecznym Meksyku... I to jest chyba największy plus tej produkcji. Klimat. Udziela się on nawet tym, którzy nie interesują się zbytnio historią Azteków czy historią w ogóle.
Dobra, lećmy dalej - grafika powstała na bazie znanego nam już z poprzednich produkcji Cryo silniczka. Charakteryzuje się on perspektywą - FPP. Oglądamy świat oczami bohatera i mamy niby pełną swobodę ruchów, możemy się rozejrzeć tu i tam... Ale właśnie - NIBY. Tak naprawdę liniowa fabuła "trochę" nas ogranicza. Ale sama graficzka nawet miła dla oka...
I na koniec to, co tygrysy lubią najbardziej - muzyka i udźwiękowienie. Odgłosy to standard - kiedy znajdziesz się na targu, usłyszysz prowadzone kulturalnie rozmowy. W tej kwestii nie ma się za bardzo do czego doczepić. Także aktorzy, którzy użyczyli swych głosów postaciom nie odwalają chałtury, lecz starają się GRAĆ. I bardzo dobrze.
Muzyka to jeden z mocniejszych punktów programu - ciekawe, indiańskie rytmy, doskonale pasujące do klimatu gry. Ścieżka dźwiękowa Azteca naprawdę mi się spodobała i dla samej muzyki czasami sobie tę grę odświeżam...
Czas szybko bieży, kończyć już muszę. Podsumowanie będzie takie - jeśli szukasz niezbyt trudnej, fajnej gry o niewygórowanej cenie, w którą mógłbyś sobie pograć jeden czy dwa wieczory, wybierz Azteca. Jeśli interesuje Cię historia, a w szczególności historia ludów prekolumbijskich - pozycja obowiązkowa.
8 | PLUSY: elementy edukacyjne + klimat! + muzyka |
MINUSY: długość - komplikacja prostych rozwiązań - niby swoboda, więc liniowa |
Oceny cząstkowe: Grafika - 7, Muzyka - 9, Grywalność - 8
autor: Black Predator