Paradise - recenzja

Dodane przez mertruve dnia 08.10.2006 20:45

Oglądam uważnie pudełko, z którego spogląda na mnie czarna pantera. Za chwilę wyciągam płytę DVD, wkładam do napędu, przechodzę żmudny proces instalacyjny i z zachwytem patrzę na animowane menu. Później dochodzi do tego doskonale zrealizowane intro, które utwierdza mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z dzieckiem Benoita Sokala. Dzieckiem, które sporo namiesza na rynku gier komputerowych, bo i ojciec jest w formie.

Historia ojca

Benoit Sokal to obecnie jeden z najbardziej znanych twórców gier przygodowych na rynku, a nawet w historii. Jego poprzednie dzieła to Amerzone i doskonale znana wszystkim amatorom przygodówek – Syberia. Powiem szczerze bez bicia, że Syberię zaliczyłem po półrocznym opóźnieniu. Jakoś nie mogłem się przekonać do gry, w której fabułę napędzała podróż w poszukiwaniu jakiegoś staruszka. Po wspomnianym okresie jakoś się zmusiłem i sięgnąłem po twór Microids. Od tej pory jestem wielkim fanem pana Sokala. Przyznać trzeba, że klimat to on budować umie. Opuszczone miasteczko na początku gry, przyprawiało mi gęsiej skórki, chociaż wiedziałem, że nic złego stać się nie może. Dlatego też od tak dawna czekałem na Paradise, wypatrując gorączkowo wszystkich nowych informacji. Wreszcie się doczekałem i co lepsze, nie zawiodłem!

Dżungla. Dzika dżungla

Paradise opowiada losy dziewczyny o imieniu Ann Smith (a przynajmniej tak się jej na początku wydaje), której samolot został zestrzelony gdzieś w sercu afrykańskiej dżungli. Ona sama wylądowała dzięki pomocy miejscowych w Haremie księcia i tam dochodziła do zdrowia. Są też jednak i złe wieści – nasza bohaterka straciła pamięć, przez co kompletnie nie wie gdzie jest i co ma robić. Jak łatwo się domyślić, musimy jej pomóc. Nie jest to jednak takie proste. Maurania, kraj, w którym znajduje się Ann, jest pogrążony w wojnie. Rebelianci chcą abdykacji króla Rodona – tyrana od lat rządzącego krajem - z pokładu swej pływającej fortecy o nazwie Czarna Krypta. Wspólnie z Ann Smith przyjdzie nam przemierzyć Mauranię, aby móc wydostać się z kraju i odzyskać pamięć. W tej wędrówce nie będziemy jednak sami, po pewnym czasie uda nam się pozyskać sprzymierzeńca – czarną jak noc panterę. Wtedy też historia zacznie się gmatwać, a my poznamy wiele interesujących szczegółów z przeszłości Ann i z historii rodu królewskiego.

Wioska! Widzę wioskę!

Historia opowiedziana w Paradise może wydawać się znajoma. Nie, nie chodzi mi o całość, ale o pewien schemat, który doskonale znamy. Czyż nie w Syberii mieliśmy motyw wędrówki? Z miejsca na miejsce, w poszukiwaniu Hansa? Otóż to! Właściwie Paradise to w pewnym sensie powtórka z rozrywki. Mamy silną kobiecą postać, która wbrew pozorom, poradzi sobie ze wszystkim, a także podróż. Motyw poszukiwań również pozostał – tym razem szukamy tożsamości i drogi do domu. Mamy nawet namiastkę Oskara, czyli wspomnianą panterę. Nie zrozumcie mnie źle. Nie narzekam wcale z powodu podobieństw. Cieszę się z tego powodu niezmiernie, w końcu dostajemy tutaj coś a la Syberia 3, tyle, że z inną historią. Jak pisałem we wstępie, Paradise ma pięknie zrealizowane intro. Jest ono krótkie, ale Benoit nigdy nie należał do grona wyznawców długich wstępów. Historię poznajemy grając, a nie oglądając przydługawe filmiki wstępne. Cieszy jednak fakt jakości i sposobu ich realizacji. Dzięki upchaniu gry na DVD, zostaniemy uraczeni ich większą ilością. Właściwie, co chwilę czeka nas jakaś wstawka animowana. Sama gra natomiast długością nie poraża. Myślę, że standardowe 10 godzin wystarczy każdemu na przejście owej pozycji. Mnie udało się dokonać tego nieco szybciej, ale bardzo się sprężałem.

A ta dżungla taka piękna

Grafika w grze potrafi zachwycić. Co prawda engine jest bliźniaczo podobny do tego z Syberii, ale czegóż chcieć więcej? Jak w prawie każdej dzisiejszej przygodówce, tak i tutaj mamy płaskie, ręcznie malowane tła i szczegółowe postacie 3D. To właśnie wspomniane tła są arcydziełem. Doskonale zaprojektowane lokacje, przykują oko gracza na długi czas. Obszar, który przyjdzie nam zwiedzić również zachwyca. Zwiedzimy Harem, miasteczko górskie, dżunglę czy tytułową Czarną Kryptę. W każdym miejscu poznamy odmienny krajobraz czy nawet architekturę. Wszędzie jednak znajdziemy charakterystyczną kreskę Sokala i jego pociąg do dziwnych konstrukcji, wynalazków, stworzeń czy wręcz postaci, bo przyznać trzeba, że jego postacie są dziwne. Lekko przerysowane, jak to bywa we francuskim czy belgijskim komiksie. Grube, chude, brzydkie, ładne – czasami na myśl przywodzą karykatury ludzi. Należy także wspomnieć o dźwiękach. Te jak we wszystkich grach Benoita, tak i tutaj są doskonałe. Muzyka jest nastrojowa i buduje klimat. Co prawda po pewnym czasie przyzwyczajamy się do melodii i wszystko wydaje nam się podobne, ale może to być tylko moje subiektywne odczucie.

Klimatyczny Raj?

Cały Paradise, tak jak poprzednio Syberia, opiera się na klimacie. Akcja, pomimo kilku ciekawych zwrotów i zawirowań, pozostaje statyczna. Głównym motywem jest podróż i to ona jest najważniejsza. Co prawda, co chwilę gdzieś przystajemy, ale to naturalne. Tutaj mam kilka zastrzeżeń, ponieważ jest to największy minus całej historii. W Syberii nie czuło się znużenia ciągłymi postojami pociągu, czy poszukiwaniami możliwości jego nakręcenia. Było to naturalne, ponieważ wiedzieliśmy, że Hans tak zaplanował i koniec. Ciekawiło nas również, czy ów konstruktor w ogóle żyje. W Paradise tego nie uświadczymy. Tutaj podróż jest taka trochę sztuczna. Oczywiście, mamy motyw, ale wszystko, co napotkamy na drodze jest przewidywalne i trochę dziwne. Zdarzają się tu przypadki śmiertelne, jak morderstwo – wtedy jednak słyszymy tylko „ach”, głównej bohaterki i na tym koniec. Żadnego sensownego wytłumaczenia, żadnego dreszczyku emocji. Po prostu ktoś zginął i tyle, a że ktoś mu w tym pomógł – no cóż. Usłyszymy, że jest wojna i nie można nikomu ufać, ale postaci jest stanowczo za mało, żeby to odczuć. Nie czułem już tych dreszczy, jak podczas zwiedzania miasteczka Valadilane w pierwszej części Syberii czy doskonałego klasztoru w drugiej odsłonie. Nie poprawia tego również fakt, że w połowie gry dowiadujemy się, kim jest Ann Smith i po co tak naprawdę idziemy. Co prawda Benoit próbuje nas szokować i pokazać kilka obliczy całej powieści, ale mnie to aż tak nie przekonuje.

Dzika, czarna jak noc pantera

Gra jednak zaskakuje w innych dziedzinach. W porównaniu do wspominanej już wiele razy Syberii, tutaj uraczeni zostaniemy kilkoma momentami czysto zręcznościowymi. Bardzo spodobał mi się pomysł sterowania panterą, dzięki której poznajemy akcję z zupełnie innej strony. Gdyby komuś nie odpowiadało lekko dziwne sterowanie dzikim kotem, to jest możliwość pominięcia tej zabawy i grania dalej Ann. Oprócz tego codziennością będzie omijanie dziwacznych zwierząt, w celu dotarcia do jakiegoś miejsca, czy choćby polowanie. Elementy te są bardzo ciekawe i mi osobiście do gustu jak najbardziej przypadły. Urozmaiciły rozgrywkę i nie spowodowały zbytniego znużenia. Były również ciekawą odskocznią od zagadek. Skoro przy zagadkach jesteśmy, to nic nowego tutaj nie uświadczymy. Paradise kontynuuje wcześniejsze zamierzenia Benoita, o prostocie gier przygodowych i niezbyt wymagających łamigłówkach. Gra jest prosta i nie powinna sprawić problemów. Podstawą jest rozmowa, najlepiej na wszystkie możliwe tematy i po prostu zwiedzanie. Czasem znajdziemy jakiś przedmiot i będziemy musieli go gdzieś użyć, tutaj jednak zaczną się zgrzyty. Owe przedmioty są doskonale wtopione w tło i znalezienie ich jest trochę czasochłonne. Bez podpisów ciężko jest czasami coś znaleźć i użyć. Nie wiem czemu, ale potrafiło mnie to wyprowadzić z równowagi.

Mechanizmy w dżungli

Jak już wspominałem, technicznie gra jest dobra. Przyznać jednak należy, że White Birds Studio, to nie Microids i dopiero raczkuje w dziedzinie przygodówek. Dlatego też zdarzają się błędy, jak nie reagowanie postaci na kliknięcie myszką, czy też pomijanie dialogów. Najgorszym jednak błędem jest ta trudna dostępność przedmiotów i brak ich opisów. Niby mamy do dyspozycji lupę, ale często Ann nie chce skomentować posiadanego inwentarzu. Nie są to jednak błędy ogromne i mam nadzieję, że patche wyeliminują te błędy, a kolejne produkty studia będą ich pozbawione. Polonizacja Cenegi jest poprawna, ale posiada kilka irytujących błędów. Podoba mi się dobór obsady aktorskiej i same dialogi. Za to mogę dać niewątpliwie plusa, jednak błędy są tak proste i dziecinne, że aż wołają o pomstę do nieba. Wiele razy zdarzyło mi się, że jakiś przedmiot nazywał się „object”. W samym menu znalazłem też nieprzetłumaczoną opcję. Grę kupiłem w Empiku, jednak kilka dni przed zapowiadaną premierą – może to miało jakiś wpływ? Nie wiadomo, okaże się, gdy wyjdą łatki.

Podróżować, czy nie podróżować?

Nadszedł czas na podsumowanie. Nie jest to niestety takie proste. Z jednej strony dostajemy mocny produkt, który musi się podobać. Jest to klasyczna przygodówka z dosyć dobrą fabułą, ciekawymi, choć niezbyt wymagającymi zagadkami, ładną grafiką i genialnymi tłami. Zachwycił mnie dziwaczny klimat i nastrój afrykańskiej dżungli, który jest niewątpliwie osobliwy. Benoit Sokal doskonale go ukazał. Z drugiej zaś strony cała podróż wydała mi się pretekstem do pokazania możliwości twórcy i jego talentu. Historia jest statyczna, ma co prawda zaskakujący finał, ale i tak wszystko jest możliwe do przewidzenia. Rażą również błędy, które są do przebolenia, ale jednak błędy, to błędy. Może mam za duże wymagania? Po twórcy genialnej Syberii, spodziewałem się kolejnej pogoni za niespełnionymi marzeniami, klimatycznej wędrówki za czymś mistycznym i nieosiągalnym. Z tego wszystkie ostała się jeno tylko podróż.

8 PLUSY:
grafika + zagadki + klimat dżungli
MINUSY:
drobne błędy - zbyt podobna do Syberii - sterowanie panterą

Oceny cząstkowe: Grywalność - 8, Grafika - 9, Dźwięk - 9

autor: mertruve

AZ70
   

Komentarze


Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?