UWAGA! Ten text uniknął interwencji korektorskich!
mendosa
AZ MUSIC PREZENTUJE:
MYSLOVITZ - Myslovitz
SKŁAD:
Jacek Kuderski – bas, wokal
Wojciech Kuderski - perkusja
Wojciech Powaga - gitara
Artur Rojek – wokal, gitara
GOŚCINNIE WYSTĄPILI:
Marek Jałowiecki – tekst do „Przedtem”
Marcin Porczek – tekst do Good Day My Angel
Andrzej Smolik – klawisze, akordeon
Andrzej Zachary - trąbka
PLAYLISTA (standardowo – numer utworu, nazwa utworu, autor słów/autor muzyki, czas trwania)
1. Kobieta (Artur Rojek/Myslovitz) 3:40
2. Papierowe Skrzydła (Wojciech Powaga/Myslovitz) 2:28
3. Myslovitz (Wojciech Powaga/Myslovitz) 3:55
4. Zgon (Wojciech Powaga/Myslovitz) 2:31
5. Przedtem (Marek Jałowiecki/Myslovitz) 3:56
6. Krótka Piosenka O Miłości (Wojciech Powaga/Myslovitz) 3:33
7. Maj (Wojciech Powaga, Artur Rojek/Myslovitz) 6:25
8. Wyznanie (Wojtek Kuderski, Artur Rojek/Myslovitz) 6:04
9. Deszcz (Jacek Kuderski, Artur Rojek/Myslovitz) 6:33
10. Good Day My Angel (Marcin Porczek/Myslovitz) 6:56
11. Moving Revolution (Myslovitz/Myslovitz) 7:48
No dobra, cofnijmy się nieco w czasie. Dokładnie o 11 lat. Do roku 1995. Wtedy to, słuchając radia, usłyszałem singiel młodego, aczkolwiek obiecującego alternatywnego zespołu. Zachęcony dość ciekawym klimatem zasłyszanej piosenki, zaopatrzyłem się w czarną kasetę z dość depresyjną okładką i białym napisem „Myslovitz”.
Ciekawe jest to, że już zaledwie rok później dzięki dość punkowemu hitowi „Peggy Brown” zespół stał się szerzej znany, ale jeszcze bardziej zadziwiające było to, że w 1999 roku Myslovitz odniósł giga sukces. Teraz raczej nie ma osoby w Polsce, która by o piątce Mysłowiczan nie słyszała. Lecz na pewno o wiele mniej osób zna ich alternatywno – psychodeliczny debiut. A szkoda.
Pod względem muzyczno – aranżacyjno – klimatycznym, pierwszy album Myslovitz (nagrany jeszcze w cztero – nie zaś pięcioosobowym składzie) bardzo przypomina recenzowany przeze mnie jakiś czas temu debiut Pink Floyd „A Piper At The Gates Of Dawn” (1967). Tak jak w przypadku tamtego wydawnictwa, tak i tutaj mamy do czynienia z płytą, na której zauważamy coś w rodzaju „wymieszania się stylistyk”. Tak jak i na pierwszej płycie wielkiej grupy, tutaj na pierwszy ogień Myslovitz wyciąga bardziej radosne, pop rockowe kawałki, z liniami wokalnymi przypominającymi The Beatles. Z drugiej jednak strony, te radośniejsze piosenki mieszają się tu z dość mocnym uderzeniem (Papierowe Skrzydła), czy punkowym Zgonem. Idąc dalej, natrafiamy na kompozycje bardziej klimatyczne, podniosłe i smutne ballady, a gdy dojdziemy do końca płyty, usłyszymy chore, psychodeliczne piosenki.
Rozumie się więc samo przez się, że Myslovitz posiada niesamowity, trochę chory klimat, a grupa już tutaj wyrobiła sobie własny styl. Produkcja przypomina zespół punkowy i jest jednym słowem garażowa – jęczące gitary nie zostały wygładzone, słychać ten młodzieńczy brud. W ogóle, elementem, który jest według mnie najciekawszy, jest to połączenie dość mocnych, brudnych gitar z łagodnym wokalem Artura Rojka.
Warstwa muzyczna atakuje całym spektrum doznań, jak jest więc z tekstami? Gorzej. Na tej płycie Myslovitz nie przykładali chyba do nich zbyt wielkiej uwagi i nie mają one w większości jakiegoś głębszego przesłania. Jest to najczęściej tematyka „miłosna” (Krótka Piosenka O Miłości), czy bardziej, rzekłbym, poetycka, gdzie zespół opisuje zjawiska przyrody (Deszcz). Na tym tle wyróżniają się Papierowe Skrzydła.... ale o tym za chwilę.
Jedźmy więc po kolei....
Płyta zaczyna się od uderzenia w talerze i mocnej gitary. Tak oto do akcji wkracza Kobieta. Tu mamy właśnie pierwszy raz do czynienia z punkowym brzmieniem gitary, ładną melodyjką i „chóralnymi”, lekkimi wokalami. Jest to melodia nośna i przebojowa. Całość zaś przyozdobiona jest ładną, aczkolwiek krótką solówką gitary.
Z lirycznych klimatów wyprowadzają nas Papierowe Skrzydła. O ile Kobieta mogła być uznana za rockową balladkę, to tu mamy już bardziej agresywną sekcję rytmiczną i posępny klimat. Tekst opowiada o chęci wolności, o niemożności wyzwolenia się z „kajdan” społeczeństwa, co ostatecznie prowadzi do samobójstwa podmiotu lirycznego. „Przez chwilę wolnym być” - liryk daje do myślenia i jest zapowiedzią bardziej poważnych rozważań zespołu w przyszłości. Warto zwrócić też uwagę na ciekawy bridge. Jeden z najlepszych utworów na płycie.
Po bardziej rockowych Skrzydłach nadchodzi kawałek tytułowy. Myslovitz to bardziej radosna, raczej skoczna melodyjka, z krótką solówką perkusyjną, ciekawymi partiami wokalnymi i znowu tymi brudnymi gitarami.... które jednak nie „wcinają” się wcale do radosnej atmosfery utworu.
Zgon to utwór punk rockowy, przypominający dokonania Siekiery. Mocny riff i rytm, ciekawy klimat i tekst to powody, dla których uważam tę piosenkę za jedną z lepszych na tym albumie. Na plus wypada też ciekawy tekst, brzmienie gitary (!), oraz ciekawa, aczkolwiek bardzo krótka gitarowa solóweczka. Mój kumpel, Małpa, fan punku i Kultu, uważa ten utwór za jedno z największych dokonań Myslovitz. Rzeczywiście, Zgon jest bardzo energetyczny i na koncercie brzmi jeszcze lepiej.
Znowu powrót do mniej agresywnych klimatów. Przedtem, na wpół akustyczna balladka z surrealistycznym tekstem to dzieło Marka Jałowieckiego (Obecnie Delons), mistrza panów z Myslovitz. Przedtem ma niepowtarzalny klimat i urzekający refren. Końcówka też jest niczego sobie, a solówka na akustyku wymiata :)
Buch, buch, buch – znowu pojawia się perkusja. Krótka Piosenka O Miłości przypomina Przedtem i Myslovitz – radosna opowieść o młodzieńczej miłości. I ponownie pojawia się chwytliwy, melodyjny refren, jednakże tym razem brudne gitary schodzą na plan drugi – bo oto pierwszy raz na tej płycie pojawia się pan Smolik ze swym akordeonem. Trzeba przyznać, że harmonia nadała tej kompozycji ciekawy klimacik....
Powoli płyta zmierza ku bardziej depresyjnym nastrojom.... Maj, z basowym riffem, powolnym tempem i bardzo poetyckim tekstem jest chyba najlepszą balladą na tej płycie. Ta melancholia, ten smutek.... Trwa to tak około dwóch minut, aż w końcu dochodzimy do wybuchowego, melodyjnego refrenu - „Jak ty, tak ja, zmieniony w pył/Ukrywam się, uciekam gdzieś/Tak w noc jak i w dzień”. Finał jest już niemalże epicki. A gościnny występ Andrzeja Zacharego okazał się strzałem w dziesiątkę – genialne solo na trąbce, gratulacje!
No i doszliśmy do psychodelii. Wyznanie zaczyna się od dziwnych odgłosów, które następnie przeradzają się w strasznie jęczącą gitarę. Następnie wchodzi reszta zespołu i voila! Kompletnie narkotyczny klimat. Wrzaskliwa gitara, mocna muzyka i wyszeptany na jej tle tekst tworzą naprawdę dziwny, chory klimat. Także jęcząca solówa gitarowa zasługuje na miano chorej.... Ale oczywiście dla mnie, fana dziwnych klimatów, jest to wielki plus.
Krótki powrót do krainy melancholii..... Deszcz, zaczyna się od.... odgłosów deszczu :) Później następuje naprawdę fajna partia gitary akustycznej i wspaniały refren. Klimacik niczego sobie. Tak samo jak tekst. Jest to jeden z najlepszych kawałków na płycie i chyba jedna z lepszych ballad Myslovitz z ich wczesnego okresu działalności.
Good Day My Angel to już niemalże psychodeliczno – transowy klasyk, coś, czego publika domaga się na każdym koncercie grupy z Mysłowic. Wspaniały, choć prosty, basowy riff, ten ciężki klimat, nerwowe klawisze i wykrzyczany refren - „I can hear you knocking at my gates!” - ciarki normalnie po plecach przechodzą. A finał, z dwoma miażdżącymi gitarami i tymi szybkimi klawiszami to po prostu mistrzostwo. I te szepty w tle..... Good Day My Angel to kawałek niemalże ponadczasowy i jest jednym z najlepszych piosenek Myslovitz. Na plus wypada też wspaniały tekst....... „Do you bring today hapiness?/Or the rain my run our words to lies/In my eyes you can see fear of your future/In my soul, theres no shalter under your wings shadow (...) Spread your wings, so I can feel piece of heaven/Spread your wings, so I can feel no pain when I die”.
Ostatnia kompozycja świetnie zamyka płytę. Klimatem przypomina Good Day My Angel – ogólnie spokojnie, lecz czasami grupie „wymsknie” się jęk gitary elektrycznej.... Wspaniały, chory, niesamowity nastrój, zawierający taki „nerw”..... A na koniec wybuch kakofonii, totalna, jazgotliwa „nawalanka”, z użyciem wszystkich instrumentów, która jest jakby rozładowaniem napięcia, które przez cały cały trwania płyty gromadziło się gdzieś pod skórą. Niesamowitym uderzeniem na koniec płyty. I ten gong.....
Mimo, iż płyta się kończy, to jednak to napięcie, ten niepokój nie zostaje do końca rozładowany. Dlatego właśnie ten album uważam, obok „Z Rozmyślań Przy Śniadaniu” i „Skalarów, Mieczyków i Neonków” za najlepszy w dorobku Myslovitz. Bo z tego CD nie powinno się słuchać pojedynczych kawałków – aby odczuć ten niesamowity klimat, trzeba posłuchać całej płyty.
Szkoda tylko, że szersza publiczność nie „wgłębiła się” w dokonania Myslovitz. A naprawdę warto. Polecam.
OCENA: 9/10
Autor:
Black Predator
AZ70