KULT – Poligono Industrial (AZ Music) (Black Predator)

SKŁAD: Krzysztof „Banan” Banasik – waltornia, gitara, klawisze, harmonia, gitara akustyczna, wokal Janusz Grudziński – klawisze Tomasz Goehs – perkusja Tomasz Glazik – saksofony Piotr Morawiec – gitara Kazik Staszewski – wokal, saksofon altowy Ireneusz Wereński – bas Janusz Zdunek – trąbka PLAYLISTA: (Numer utworu. Nazwa utworu, W nawiasach autor słów/autor muzyki) 0.Kasta Pianistów (Kazik Staszewski/Kozakiewicz, Janusz Grudziński, Piotr Wieteska, Kazik Staszewski, Piotr Morawiec) czas : ???:??? 1.Pott I Kreff (Kazik Staszewski/Krzysztof Banasik) 5:44 2.Park 23 (Kazik Staszewski/Krzysztof Banasik) 3:43 3.Kocham Cię, A Miłością Swoją (Kazik Staszewski/Janusz Grudziński) 3:59 4.Kazelot (Kazik Staszewski/Krzysztof Banasik) 4:31 5.Prezydent (Kazik Staszewski/Janusz Grudziński) 4:06 6.Tłuszcza (Kazik Staszewski/Krzysztof Banasik) 4:29 7.A Kiedy Nic Was Nie Ochroni (Kazik Staszewski/Krzystof Banasik) 5:32 8.Bracia (Kazik Staszewski, Maciej Góralski/Krzysztof Banasik, Kazik Staszewski, Maciej Góralski) 7:14 9.Lepszych Dni Nie Będzie Już (Kazik Staszewski/Krzysztof Banasik) 4:30 10.Cham (Kazik Staszewski/Krzysztof Banasik) 6:32 11.Nie Żyję Ponad Stan (Kazik Staszewski/Krzysztof Banasik) 7:32 12.Pan Pancerny (Kazik Staszewski/Krzysztof Banasik) 6:47 13.Poligono Industrial (Kazik Staszewski/Kazik Staszewski, Krzysztof Banasik) 3:13 No cóż, w karierze każdego zespołu zdarzają się płyty trochę lepsze i te trochę gorsze. Nawet legendarny Kult nie jest wyjątkiem. Zespół, w którym głównie pierwsze skrzypce grają charyzmatyczny wokalista Kazik Staszewski, znany chyba wszystkim czytelnikom, bardzo zdolny artysta, klawiszowiec Janusz „Gruda” Grudziński, na którego koncie są takie perełki, jak Arahja i Czarne Słońca, oraz Krzysztof „Banan” Banasik, genialny multi instrumentalista, jest guru dla dwóch, a nawet trzech pokoleń Polaków. Na jego koncie są tak genialne albumy, jak „Tata Kazika”, czy „Tata 2”, oraz jeszcze lepsze trzy pierwsze albumy. Ociekające psychodelią i nie tuzinkowym podejściem do tworzenia muzyki, są według mnie ich najlepszymi dziełami. Chodzi oczywiście o pierwszy „Kult”, „Posłuchaj, To Do Ciebie”, oraz „Spokojnie”. Niestety, jak już rzekłem Staszewski i banda mają też na swym koncie albumy trochę mniej udane, jak np. „Salon Recreativo”. Jednakże chyba „zaszczytne” miano najgorszego long playa grupy przypada niestety najnowszemu „Poligono Industrial”..... Nie znaczy to jednak, że „Poligono...” jest albumem słabym, cienkim, czy nawet średnim. Warto zauważyć, że bije wiele ostatnich rodzimych produkcji na głowę. Lecz już dawno temu (właściwie już na pierwszej płycie) Kult ustawił poprzeczkę bardzo wysoko. Przez te wszystkie lata udawało mu się na ustanowionym przez siebie poziomie utrzymać, choć żadna z późniejszych produkcji nie umywała się do pierwszych trzech genialnych albumów. Niestety, wychodzi na to, że wena się chyba kończy...... Niepokojące symptomy można już było zauważyć na „Muj Wydafca”. Wiem, wiem – jest to bardzo popularny album. Znajdziemy na nim takie perełki jak np. Covery „Pasażera” Iggy'ego Popa, jeszcze lepszą „Dziewczynę O Perłowych Włosach” Omegi, czy autorski, czaderski „Mój Wydawca (Jest Złodziejem :) )” . Jednakże obok wartościowych piosenek, znalazło się także parę ewidentnych wypełniaczy miejsca. Następnie mieliśmy krótki powrót do formy w „Tacie 2”, lecz już „Ostateczny Krach Systemu Korporacji” jest.... bliźniaczo podobny do „Mojego Wydafcy”. Tak, struktura piosenek i ogólna melodyka albumu bardzo przypomina tę produkcję. Oczywiście nie zmienia to faktu, że i tutaj znajdziemy bardzo dobre utwory („Krew Jak Śnieg” na przykład), lecz słuchając tej płyty miałem wrażenie, jakby Kult upchał tu piosenki, które nie zmieściły się na „Moim Wydafcy”. „Salon Recreativo” był chyba chęcią powrotu do starych, psychodelicznych czasów. Wyszła płyta, jak na Kultowe standardy, średnia. A parę miesięcy temu otrzymaliśmy najgorszą płytę w Kultowej dyskografii, czyli właśnie „Poligono Industrial”.... Kolejny jednak raz muszę nadmienić, że płyta bardzo mi się podoba i jest jedną z lepszych polskich produkcji ostatnich dwóch lat. Jest bardzo porządnie zrobiona. Właśnie, jest TYLKO porządnie zrobiona.... Po Kulcie spodziewałem się trochę więcej..... Widać tu już pewne zmęczenie materiału i czasami brak pomysłów..... A najbardziej czuje się niezbyt dobrą formę Kazika. Jego wokal.... cóż..... tutaj wypada bardzo nieprzekonywująco. No bo gdzie ta ekspresja, która towarzyszyła mu chociażby w „Krwi Boga”? Tutaj Kazelot brzmi, jakby był już po głębszym... chociaż nie.... Śpiewa, jakby MUSIAŁ to robić. Nie czuć tutaj żadnego entuzjazmu, żadnej radości. To jakieś pomruki do mikrofonu. Wydaje się, jakby Kazikowi się już nie chciało śpiewać, lub nie zależało mu już zbytnio na Kulcie.... Zaśpiewał od niechcenia, jakby myślał tylko o tym, kiedy wyjdzie ze studia i wróci do domu..... Chyba Banan zauważył, że forma wielkiego lidera jest niska, więc bojąc się, by z tej płyty nie zrobiła się mruczanka, przez cały album wspomagał wokalnie Kazika. Rzeczywiście, ożywia to nieco trochę niemrawą miejscami atmosferę.... Wracając do samej osoby Kazelota.... Nie dość, że brak mu entuzjazmu, to na dodatek także najmocniejsza strona Staszewskiego, czyli talent do tworzenia naprawdę dobrych tekstów, tu po prostu kuleje... Czasami wychodzą takie dziwne, nielogiczne potworki, że można się roześmiać. Wydaje się, że Kazik nie zna żadnych innych rymów, poza rymami a-a, co czasami prowadzi do naprawdę śmiesznych tworów („Auto pista sur/Pośrodku mur”). Konkretne zarzuty przedstawię przy omawianiu poszczególnych piosenek.... Jedynie chyba gra Kazika na saksofonie się nie zmieniła – ciągle czyni to bardzo dobrze i profesjonalnie. Jeśli chodzi o resztę bandu, to cóż.... marna forma jest chyba zaraźliwa. Co prawda, technikę gry mają już o wiele lepszą, niż na samym początku kariery (to chyba zrozumiałe), ale czegoś tu jednak brakuje.... Spójrzmy chociażby na gitarzystów (Piotr Morawiec i Krzysztof Banasik). Nie chodzi o to, że ich partie gitarowe są nijakie, czy kiepskie. Tak naprawdę są one bardzo dopracowane – w kilku miejscach partie gitar są bardzo skomplikowane i stoją, rzec można, na europejskim poziomie. Chodzi mi o to, że.... po prostu nie słychać, że na albumie występuje dwóch gitarzystów! Obie gitary nakładają się na siebie, nie tworząc nawet ściany dźwięku! Może jest to spowodowane tym, że Banasik po prostu w paru miejscach gra na saksofonie, miast na wiośle (W tym miejscu wypadałoby powiedzieć, że to właśnie Banan stworzył większość muzyki na ten krążek i chwała mu za to. Odwalił kawał dobrej roboty). Krzystof rozpisał nawet partie gitary i być może tworzył je z myślą tylko o Morawcu – może on je miał wykonywać solo, jednakże dlaczego w takim razie w paru miejscach słychać przez kilka sekund drugą gitarę? Jaki jest sens wprowadzania drugiego wiosła? Tylko po to, by zagrać dwa dźwięki? Irek Wiereński, basista, którego partie instrumentalne tak bardzo ceniłem na poprzednich płytach, tutaj jest zaledwie poprawny. Brak tu tego szaleństwa, co kiedyś. Na dodatek także brzmienie jego basu stało się bardziej głębokie, mniej garażowe. To już nie to samo, co „brzdękający” bas w „Po Co Wolność”... Może to i bardziej profesjonalnie, ale jego instrument jest teraz słabo słyszalny....... Wielkim minusem jest mała aktywność twórcza Grudy. Niestety, na kolejną Arahję musimy trochę jeszcze poczekać..... Na klawiszach spisuje się jednak wzorowo. Co ciekawe, jego klawisze brzmią teraz trochę bardziej archaicznie – coś koło lat 60. Ciekawy efekt. Reszta grupy trzyma dość wysoki poziom. Najbardziej wybija się Goehs, którego uderzenie mieliśmy już okazję odczuć przy projekcie KNŻ. Tu nie stracił nic ze swego poweru. Dobra, ogólniki mamy już za sobą. Teraz wgryźmy się w strukturę tej płytki.... Za pierwszy (a konkretnie zerowy) kawałek Kult powinien dostać baty.... a raczej nie sam Kult, ale wydawca („Mój wydawca jest złodziejem!” :) ) Ale nie chodzi o to, że piosenka jest słaba, czy cuś..... Po prostu... Na wielu odtwarzaczach nie da się jej puścić! Tak, jest to coś w stylu „ghost track”, tylko nagrana tak perfidnie, że na DVD, Cd romku czy disc manie tego nie odtworzysz... Musisz mieć CD ROM stacjonarny (np. wieżę stereo). Jestem bardzo na nich przez to wkurzony, bo lubię sobie słuchać piosenek na Disc manie.... A tu nici z tego. Ale wracając do samego utworu.... Jest on pewną wędrówką w przeszłość, gdyż został napisany przez pierwszy skład zespołu, jeszcze w początkach lat 80. W tym właśnie okresie grupa miała go w swym repertuarze koncertowym (zapraszam na www.kult.art.pl gdzie możecie posłuchać live'a z 82 bodajże....). Ciekawe, że zdecydowali się zamieścić go na płycie dopiero teraz..... Ale dobra – trzeba przyznać, że jest to chyba najostrzejszy kawałek na płycie. Punk rockowe, ciężkie gitary (Gitary! Nie gitara), dość agresywna perkusja (Goehs rządzi!) i szybki rytm..... Ciekawie się tego słucha. Na dodatek jest to jeden z trzech utworów stricte gitarowych, dlatego jest wart podwójnej uwagi (dla fanów wioseł; niestety, na tej płycie jest ich trochę mało....). Co ciekawe, nawet Kazik próbuje w tym kawałku dać trochę więcej czadu – choć ciągle cierpi na pewną wokalną schizofrenię (raz się budzi, raz zasypia....). Refren jest odwołaniem do „Elektrycznych Nożyc” (znanych z „Posłuchaj, To Do Ciebie” ) - „Taka jest moja koncepcja, tak ja to widzę/Oni wadliwi myśliwi, ja jestem prawdziwy myśliwy”. W tym momencie gitarki nieco zwalniają, a do akcji wchodzą klawisze Grudy – ładnie to brzmi. I nawet tekst jest całkiem dobry (bo powstał w czasach świetności umysłu Kazelota :) ). Tyle tylko, że w porównaniu do wersji z lat 80 „Kasta Pianistów” Anno Domini 2005 wypada nieco słabo.... Zauważalny jest tu pewien spadek formy..... Końcówka „Kasty....” płynnie przechodzi w kolejny kawałek, „Pot I Kreff” Kolejny, gitarowy kawałek! Tu trzeba pochwalić Pana Banana (Ale to brzmi :) ). Partie gitary są naprawdę skomplikowane i rozbudowane – widać, że Banasik i Morawiec nie obijali się przez te 20 lat, tylko doskonalili swoją technikę gitarową. Brzmi to naprawdę dobrze. Ja, jako maniak skomplikowanego wiosłowania, jestem pod wrażeniem..... Także solówki w wykonaniu Morawca to mistrzostwo. Pierwsza to temat ze „Stawki Większej Niż Życie” - tutaj mnie Kult zaskoczył, nie spodziewałem się tego. Druga, wykonywana głównie techniką podciągnięć brzmi bardzo rockowo i ostro – a równocześnie dość melodyjnie. Palce lizać. Niestety, linia basu już mnie nie powala. Wereński na poprzednich płytach potrafił tworzyć naprawdę fajne dźwięki..... tutaj jest skutecznie zagłuszany. Cóż..... Jeśli chodzi o pana Kazimierza..... Wydaje się, jakby przy tej piosence usypiał. Gdyby nie wspomaganie ze strony Banana, to chyba ten utwór wyszedłby w ogóle bez mocy. A tak, coś tam czuć..... Także w warstwie tekstowej nie jest najlepiej..... „Jadę na motorze/Motorze w czerwonym kolorze/Jadę na motorze/Może jeszcze zdążę”... Oto przykład nowej „poezji” Staszewskiego. Wypada to co najmniej śmiesznie..... Na dodatek dalej robi się jeszcze gorzej. Tekst jest już o czymś, ale tematyka..... Kazik nabija się w dość nieładny sposób z kolegów z zespołu, rzucając na dodatek wulgaryzmami („Czy wam się jeszcze nie znudziło, ku**a w d**ę mać/Jeszcze w waszym wieku solówki grać(...)Czy żaden z was nie myśli o swojej przyszłości?/Solówkami nie nakarmisz dzieci i gości/A może oślepiła was mania młodzieńczości/Gdy stare są ręce tak jak stare są kości”). Trochę to z jego strony nieładne zachowanie.... ale skoro sam Kult nie zgłasza pretensji, to ja chyba także powinienem zamilknąć. „Pot I Kreff” to bardzo udany kawałek, ale „Park 23” jest jeszcze lepszy. Ładna melodyjka, wygrywana głównie na skrzypcach (gościnnie wystąpił kumpel Kazika Ryszard Olejniczak) to największy atut tego kawałka.... bo znowu wokal Kazimierza zawodzi. Reszta zespołu trzyma fason – szczególnie Gruda ze swymi klawiszami (Choć i tak najlepsze w tym kawałku są smyki :) ). Ogólnie nie ma się za bardzo do czego przyczepić – jest to jeden z najlepszych kawałków na krążku, z ładną melodyjką i dość ciekawym tekstem. Kazelot kontynuuje krytykę, tym razem biorąc się za Kościół i księży – jeśli chodzi o Kult, to standard. Piosenka bardzo mi się podoba (tematyka już trochę mniej). „Kocham Cię A Miłością Swoją” to utwór, który przyniósł płycie sukces komercyjny. Bo jak nie puszczać w radiu takiej skocznej pioseneczki? Fajne klawisze Grudy, fajna gitara Morawca, super sekcja dęta (brawa dla Glazika!), wszystko fajnie.. tylko ten Kazik znowu śpiewa, jakby wcale nie chciał. Ale nie zmienia to faktu, że utwór wpada w ucho i jego refren długo tłucze się we łbie. Tekst, jak przystało na utwory tego typu, traktuje o miłości i nie jest zbyt skomplikowany. Ogólnie - utwór trochę gorszy od poprzednich, lecz ma swoje jasne punkty, jak np. ładna solówka na trąbce Janusza Zdunka – i jest to chyba jedna z najlepszych solówek na płycie! Gratuluję! Wesołą melodyjkę mamy także w „Kazelocie”, znanym już z poprzednich nagrań Kultu. Tym razem, dla odmiany, tytułowy bohater śpiewa po hiszpańsku. Mimo skocznej melodyjki i ciekawej solóweczki, utwór ten oceniam niżej, niż poprzednie. Refren jest naprawdę fajny i porywający – lecz zwrotki wyszły trochę bez mocy i polotu. Jak w przypadku dwóch poprzednich tracków, gitarka znowu leci sobie w tle i nie wybija się na pierwszy plan, a klawisze i trąbka grają tu o wiele większą rolę. Gdyby jeszcze zwrotki „Kazelota” były tak samo skoczne, jak refren, byłby to naprawdę wspaniały kawałek. Tak jest „tylko” bardzo dobry :) „Prezydent” to druga, po „Kocham Cię A Miłością Swoją” kompozycja autorstwa Janusza Grudy. Na pierwszy plan wybijają się tu trochę archaicznie brzmiące klawisze, w tle leci akustyczna gitarka i sekcja dęta. Muzyka jest bardzo dobra (szczególnie ciekawie wypadła solówka) – jeśli chodzi o wokal, to cóż.... To samo, co zwykle. Tym razem jednak trochę przymulonego Kazimierza wspomaga Banan. Żywiej wychodzi dwóm wokalistom refren – bardzo ciekawy. Tekst jest oczywiście krytyką – ale tym razem na temat polityczny, mianowicie Kazik wyśmiewa byłego prezydenta (zgadnijcie o którego chodzi? :) ). Trzeba przyznać, że wyszło mu to dosyć zgrabnie. Powraca głównie do słynnej odmowy głowy państwa („Mogę zaśpiewać i zatańczyć, ale po co?”) do stawienia się przed Komisją Śledczą („Dlaczego małżonka pańska nie wie, kogo zaprasza na salony?/Doprawdy, trudno w takie bzdury uwierzyć/To co, nie macie państwo innych znajomych?”), choć i samej Komisji też się dostaje („Dziś rano przed komisją prezydent stanął/No teraz dobiorą mu się do skóry/Już jak oni go w swe łapy dostaną/ Nie będzie brania jeńców, ani żadnej kultury”). Jednakże dodam od siebie, że takie politykowanie niezbyt mi odpowiada – zawsze bardziej mi się to kojarzyło z Kazikiem Solo, niż z Kultem. Ale cóż – to w końcu Staszewski jest autorem 99% tekstów Kultu – jeśli uważa, że taki utwór jest potrzebny, to OK. Oceniam tę piosenkę wyżej niż „Kazelota”, ale niżej niż „Pot i Kreff” czy „Park 23”. Pamiętacie, jak pisałem, że „Park 23” jest jedną z najlepszych kompozycji na albumie? No to teraz przygotujcie się na kolejną perełkę! (są trzy takie perełki na tym albumie, dwie już za nami...) Oto nadchodzi tłuszcza! („Stajli, Stajli!” :) ). Wszystko zaczyna się cytatem z „Prohibicji” El Doopy, („Stajli, Stajli!” :) ). Gitara znowu w tle, ale tym razem mogę to wybaczyć, bo oto Pan Wereński powraca do formy! Struktura utworu jest oparta właśnie głównie na basie i klawiszach Grudy. Riff basu jest dobry, natomiast klawisze brzmią nieco „ulicznie”. Trąbka także dorzuca swoje trzy grosze do tego klimaciku. Kolejny wielki plus tego kawałka – Kazik budzi się! Brawo! Znowu wspomagany przez Banana (oraz miejscami przez Janusza Zdunka), tym razem wypada bardziej przekonująco i żywo. Kawałek posiada energię i niesamowity klimat, oraz bardzo dobry tekst („Tłuszcza jest napompowana, tłuszcza jest zła/Tłuszcza agresywnie broni tego co ma”). Refren wypada już w ogóle niesamowicie – ta pasja w głosie, ta energia! Co ciekawe, ta moc w refrenie nie jest tworzona przez przesterowane gitary, lecz przez jednostajną grę sekcji dętej. Goehs także dodaje coś od siebie, waląc w gary z siłą buldożera. Zaś w końcówce słyszymy „histeryczne” trąbki, oraz nieco elektroniki – ot, taki mały eksperyment. Niestety, nie ma różny bez kolców – w tym wypadku jest to tekst..... To prawda, mówiłem, że jest bardzo dobry, można nawet rzec wspaniały, traktujący o psychologii tłumu.... Genialny jest szczególnie fragment „Boję się ciebie, kiedy w tłumie stoisz/Boję się ciebie, bo ty inny tam się rodzisz”. Po cóż więc trzeba tam było ładować przekleństwa, które średnio komponują się z całym kawałkiem? Np. „Na skraju miasta/Ch**nia wyrasta” brzmi trochę dziwnie, tak samo, jak „Każdy sku***syn takiej tłuszczy się boi”. Ale dobra – tekst jest i tak super, więc przestaję narzekać. Jest to jedna z najlepszych kompozycji Kultu! „A Kiedy Nic Was Nie Ochroni” to kolejny gitarowy, szybki kawałek. Bardzo ciekawy riff, który w refrenie jest wspomagany przez sekcję dętą, wypada naprawdę fajnie. Nawet Kazik wypada tu całkiem dobrze (tak, dobrze, że Banan już go nie wspomaga), tekst jest bardzo dobry, wszystko jest po prostu super, nie ma się do czego przyczepić. Poza tym, że piosenka po kilkusetkrotnym przesłuchaniu trochę się nudzi i wydaje monotonna.... A przesłuchajcie sobie milion razy „Arahję” Znudzi się kiedyś? Chyba nie.... Bardzo dobrze wypada nerwowa trąbka i saksofonowy riff.... Oraz nietuzinkowe outro. Tym razem za mikrofonem staje Banan, śpiewając autoironiczny tekst („To mogła być fajna piosenka.....”) przygrywając sobie całkiem fajnie na gitarce akustycznej. Kolejna perełka to „Bracia”, kto wie, czy nie najlepszy kawałek na płycie? Tym razem mocno alternatywny, trochę psychodeliczny, bardziej elektroniczny i mroczny, niż reszta kultowych tworów z tego krążka. Banan i Morawiec nie nakładają się tym razem na siebie, lecz dochodzi tu do pewnego rodzaju dialogów gitarowych. Krótkie, mroczne riffy, wybijają się tym razem na pierwszy plan. Że jest to bardziej eksperymentalny kawałek, świadczy także inne strojenie perkusji, trąbek i saksofonów, a także podłączenie basu do pedału Wah Wah. Kazik śpiewa tu z pasją (czasami nawet używa megafonu), a tekst nie jest wcale banalny. Nieco transowy rytm ładnie współgra z chwytliwym, choć dość ciężkim, refrenem. Mamy tu też parę ciekawych bridge'ów – np. ten ze słowami „Jedna pani drugiej pani/Napoczęła na przystani”, który kojarzy mi się z piosenką kabaretową (rapujący Kazik i fajna sekcja dęta). Drugi to nawiązanie do „Miasto Płonie” - starego kawałka Kultu, który jednak nigdy nie znalazł się na żadnej płycie formacji. Mamy tu konkretnie refren z tego utworu - „Miasto płonie, płonie cały kraj/Miasto płonie, płonie pierwszy maj/Miasto płonie, ach jak ciepło nam/Miasto płonie, a ja na to sram”. Chwytliwy to fragment, co ciekawe, wyśpiewywany tylko na tle sekcji rytmicznej. „Bracia” to największe cudo z tej płyty i na pewno kawałek, który znajdzie się na składance „The Best Of Kult”.... o ile taka składanka powstanie :) Kolejne trzy utwory nie są już takie dobre. „Lepszych Dni Nie Będzie Już” zaskakuje szybką sekcją rytmiczną i czasami pojawiającą się, ostrą, przesterowaną gitarką. Niestety, jest to kawałek średni – muzyka niby fajna, ale czegoś tu brak.... Tekst niby dobry, a pojawiają się tu takie kwiatki jak np. „Małe dziewczynki całować wszędzie/Może coś z tego pięknego będzie/Może pięknego, może ślicznego/Ale na pewno nietuzinkowego”. Wypada to dość..... hmmm.... dziwnie. Na końcu znowu pojawia się eletronika. Taki średni utwór....... „Cham” to już wolny rytm i ciekawa sekcja dęta. Tym razem Kazik nawiązuje do „Wesela” Wyspiańskiego („Ja cham miałem złoty róg/Ostał mi się jeno sznur”) Melodyka nie jest tu najlepsza, trochę lepiej wypada refren, choć też czegoś mu brak. Jest to też piosenka strasznie motoryczna i nieco monotonna.... Kolejny średni kawałek.... Ale najgorzej chyba wypada „Nie Żyję Ponad Stan” (oczywiście najgorzej na płycie, bo jest to całkiem dobry numer). Fajnie się zaczyna – bo ciekawymi klawiszami Grudy. Później jednak melodyka podejrzanie przypomina „Lepszych Dni Nie Będzie Już” - czyli przypomina nieco „uliczny folk”. Znowu pojawia się elektronika. Ciekawie wypada refren – jeśli idzie o wokalizę. Bo tekst jest trochę dziwny – Kazik niby współczuje biednym ludziom, z drugiej jednak strony rozgrzesza siebie samego prostymi słowami - „Nie żyję ponad stan”, jakby nie chcąc stać się celem ataku biedniejszych od siebie. Później z kolei zachowuje się jak wszechwiedzący facet - „Co poczniecie, jeśli okaże się, że Boga nie ma?/Dokąd pójdziecie, gdy nie ma piekła, nieba jest tylko ziemia?/Co zrobicie, jeśli okaże się, że żywot cały/To jedyne, co Ty dostałeś i co ja dostałem?”. Wydaje się, jakby był święcie przekonany o prawdziwości swych teorii, nie biorąc wcale pod uwagę tego, że sam może się mylić..... Zawsze wiedziałem, że Staszewski jest anty – katolikiem, lecz żeby ateistą? To pewne novum.... In plus wypada improwizowana końcówka. Najnowszy singiel z „Poligono Industrial” to Pan Pancerny – kolejny kawałek napędzany przez ładne klawisze Grudy i sekcję dętą. Wokalowi i melodyce znowu nie można wiele zarzucić. Wypadają naprawdę fajnie, a refren jest chwytliwy i mocno przebojowy. Na tle poprzednich trzech utworów „Pan Pancerny” wypada bardzo dobrze. Tym razem Kazik wziął się za krytykę.... zmarłego Jana Pawła II. Tytułowy Pan Pancerny to właśnie On. Co prawda Staszewski pisał ten tekst jeszcze za życia papieża, lecz i tak ma on wydźwięk mocno negatywny.... Przykładem jest np. „Przedstawiciele władzy lokalnej nie śmią nawet się odważyć/By ciężkie stadium choroby, ogólnie widoczne zauważyć”. Mało to smaczne i tym razem Kazik przesadził..... Gdyby jednak nie ten tekst, to piosenka byłaby naprawdę genialna – ładny refren, ciekawa solóweczka na gitarce, wspaniałe klawisze, Staszewski znowu przy megafonie (jakoś lubię megafon :) ) . „Poligono Industrial” to już raczej tylko eksperyment. Mamy tu automat perkusyjny, masę elektronicznych efektów, klawisze, organy, jakieś dziwne bębny i co jeszcze zechcecie. A wszystko zaczyna się..... klawiszowym motywem, znanym z Arahji! Tekst znowu dziwny, całkowicie już bezsensowny („Ja mi depa/A ty daj mi magnipę” albo „Gdy skurs na fali na polach całych hal/Poligono Industrial”). Na dodatek Kazik w pewien sposób nawiązuje do największego hitu Kultu („Auto pista sur/Pośrodku mur/W poprzek samochód stoi”). Jak już mówiłem, należy ten kawałek traktować jako eksperyment, choć jest on bardzo fajny i przypadł mi do gustu :) Na koneic znowu mamy pewną improwizację.... Cóż, płyta na pewno nie jest najlepsza w całej dyskografii Kultu, choć ma pewne dobre strony. Np. Takie trzy perełki jak „Park 23”, „Tłuszcza” czy „Bracia”. Wielkie brawa i chwała należą się także Bananowi, który przecież stworzył prawie cały ten longplay. Wielką pracę w to chłop włożył i to doceniam. Na plus wypada oczywiście również cena – tylko 19.99 złotóweczki. Za zespół tej klasy nie jest to wcale tak dużo. Jednakże mimo tego, iż jest to chyba najsłabszy krążek w dyskografii zespołu i mimo moich zastrzeżeń, co do zawartości CD romka, polecam ten album. Bo na tle innych, nędznych polskich bandów, które nie mają nic ciekawego do przekazania, „Poligono Industrial” jest po prostu genialny. I gdyby to jakiś inny, początkujący zespół wydał tę płytę, dostałaby pełną 9. Ale to przecież Kult! Już dawno temu ustawił wysoką poprzeczkę i z wiadomych względów od Mistrzów muzyki polskiej wymaga się dużo więcej.... Może na następnej płycie? :) PLUSY: - „Park 23”, „Tłuszcza”, „Bracia” - cena – czasami pojawia się psychodelia – specyficzny, kultowy klimat – Ciekawe, gitarowe riffy MINUSY: - Ścieżka zerowa! Nie mogę jej odtworzyć! - Dziwne teksty – Kazik do połowy płyty śpi, nie śpiewa – Mało gitarowych kawałków – Druga część płyty jest trochę gorsza od pierwszej OCENA: 7/10 Autor: Black Predator