Secret of the Lost Cavern: Tajemnica Zaginionej Jaskini - recenzja

W końcu doczekaliśmy się gry, która dotyczy okresu prehistorii. I to na dodatek dobrej gry, w którą aż miło zagrać.
Autorzy przygodówek nie uraczyli nas dotąd wieloma grami, które w całości (lub chociaż w części) dotyczyłyby okresu prehistorycznego. Dlatego bardzo mnie zaciekawiły pierwsze wzmianki na temat powstającej gry z francuskiego studia KHEOPS (twórcy Powrotu na Tajemniczą Wyspę), która miała nosić tytuł Secret of the Lost Cavern. Później pojawiły się informacje na temat fabuły. Gra miała rozgrywać się w okresie paleolitu (dokładniej paleolitu górnego, czyli ok. 15 000 lat przed naszą erą), czyli w czasach, gdy kształtowała się sztuka i zaczęły powstawać pierwsze obrazy itp. Ponieważ poniekąd interesuję się dziejami prehistorycznych ludzi, niemal natychmiast "zaklepałem" sobie napisanie recenzji STLC, gdy ta ukaże się w Polsce. I w końcu, po 9 miesiącach wyczekiwań (na świecie gra miała premierę w lipcu 2005 roku) dostałem Tajemnicę Zaginionej Jaskini (spolszczone Secret of the Lost Cavern) w swoje macki i na szczęście się nie rozczarowałem (gdyby tak było, niszczyłbym, burzył i palił wszystko w okolicy, bo gra zapowiadała się ciekawie).
Po zainstalowaniu i odpaleniu gry, powitało mnie krótkie intro, które przedstawiło mi młodego myśliwego o imieniu Arok, alter ego gracza w Tajemnicy Zaginionej Jaskini. Otóż pewnego dnia, około 15 tysięcy lat temu, rzeczony Arok, będąc na polowaniu, oddalił się od swego płaskowyżu dalej niż zwykle. Gdy już miał wracać, trafił na ślad jakiegoś potężnego zwierza, który to doprowadził go do okazałego jelenia. Arok nie miał jednak tego dnia szczęścia, na zwierzę czaił się również inny łowca - tygrys, który, gdy zauważył, że nie jest sam, rzucił się na niego. Młody myśliwy salwował się ucieczką. Schronienie znalazł w ciemnej jaskini. Malowidła, które w niej znalazł, przywołały wspomnienie z dzieciństwa i spotkanie z malarzem Klemem. Arok postanawia więc natychmiast odnaleźć Klema i spełnić swoje odwieczne marzenie zostania malarzem. Szybko okazało się, że nie będzie to takie łatwe, a młody myśliwy, będzie musiał przejść wiele niebezpiecznych jaskiń i rozwiązać wiele zagadek. Po drodze spotka też kilka osób, które mniej lub bardziej mu pomogą. Dodam jeszcze, że autorzy gry przedstawiają graczowi bardzo ciekawą historię powstania malowideł w jaskini Lascaux, jednego z najbardziej znanych ośrodków kultury prehistorycznej. W sumie fabuła raczej nie porywa, chociaż z przyjemnością ogląda się przygody, które przeżywa Arok.
Co się tyczy długości Tajemnicy Zaginionej Jaskini. TZJ można przejść... uwaga... w jakieś 8 godzin za pierwszym razem (rozwiązując zagadki po raz pierwszy), a ponieważ gra jest całkowicie liniowa, za drugim razem czas rozgrywki skraca nam się do 2-3 godzin. A zagadki w TZJ? Są one super-łatwe i sprawniejszemu graczowi nie sprawią żadnego, nawet najmniejszego problemu. Oczywiście, mimo, że zagadki są nad wyraz łatwe, nie oznacza to, że są one nieciekawe. Wprost przeciwnie. W pewnym momencie gry musimy np. zrobić nóż z krzemienia lub stworzyć ścienne malowidło. Wszystko oczywiście gracz wykona z pomocą przedmiotów, jakich używali ludzie w tamtych czasach.
Nawet, gdy mimo prostoty zagadek będziesz miał z czymś problem, możesz skorzystać z pamiętnika lub encyklopedii. W tym pierwszym Arok zapisuje wszystkie ważniejsze wydarzenia ze swojej podróży, natomiast w tym drugim, jak sama nazwa wskazuje, znajdziemy suche encyklopedyczne informacje, które są zapewne potwierdzone naukowo.
Interfejs w TZJ jest bardzo podobny do tego z przygodówek Cryo, w ogóle cała gra przypomina produkcje tej nieodżałowanej firmy (to prawdopodobnie dlatego, że większość załogi KHEOPS stanowią byli pracownicy Cryo - mendosa). W grze możemy zginąć, ale tylko raz, a kiedy już do tego dojdzie, natychmiast powrócimy do bezpiecznej lokacji. W TZJ nie zabrakło miejsca na prostą mini-gierkę - coś w rodzaju celowniczka. Pojawia się ona dwa razy w ciągu gry, a polega ona na strzelaniu z prymitywnej procy, na przykład do stada wilków, które otoczyło Aroka.
Graficznie TZJ nie powala na kolana. Jest to typowa gra FPV (First Person View, czyli stary, dobry widok "z oczu bohatera"). Po poszczególny lokacjach poruszamy się węzłowo (od lokacji do lokacji - jak po sznurku), a w każdej z nich możemy rozglądać się o 360 stopni. Niestety, rozdzielczość w grze nie jest zbyt wysoka, często na niektórych obiektach z łatwością można dojrzeć piksele (co jest przecież niedopuszczalne w grach z XXI wieku). Na dodatek animacje postaci i zwierząt działają skokowo, mimo, że mój komputer niemal dwukrotnie przewyższa minimalne wymagania sprzętowe (co aż tak dużym wyczynem nie jest ;) ). Muszę się jeszcze przyczepić do głównego bohatera. Arok wygląda trochę dziwacznie... jest bardziej podobny do neandertalczyka, niż do homo sapiensa, mimo, że 15 tysięcy lat temu, tych pierwszych już nie było. Sytuację grafiki ratują trochę lokacje, które na szczęście nie wyglądają najgorzej (chociaż do doskonałości wiele im brakuje).
Od strony dźwiękowej gra prezentuje się "jako-tako". O ile w tle słyszymy w kółko jeden, dość miły dla ucha, utwór muzyczny (a może utworów jest kilka, tylko różnice są niemal niezauważalne) nawiązujący do okresu, w którym dzieje się TZJ, czyli stworzony bez użycia elektroniki itp., który bardzo dobrze pasuje do klimatu gry, a głosy bohaterów są wystarczająco dobre (nie spodziewajcie się jednak jakiegoś wielkiego aktorstwa), to już odgłosy świata, w którym przyjdzie nam się poruszać, są dość liche. Jest to jedyna rzecz do której mógłbym się przyczepić. Słychać oczywiście różne odgłosy, ale jest ich bardzo mało, a na dodatek czegoś w nich brakuje, a ponieważ w TZJ postaci, z którymi możemy porozmawiać jest raczej niewiele, to przez cały czas chodzi się w niemal martwej ciszy.
Secret of Lost Cavern wydało IQP, jako drugą grę z The Adventure Colection - kolekcji nowych gier przygodowych, po 60 złotych każda. W dość skromnym opakowaniu nabywca znajdzie, oprócz ulotek reklamowych, instrukcję i dwie płyty CD ze zlokalizowaną w wersji kinowej grą (przetłumaczono tylko napisy, głosy z angielskiej wersji pozostawiono bez zmian). Tutaj właśnie pojawia się moje największe zastrzeżenie do polskiego wydania Tajemnicy Zaginionej Jaskini - polonizacja jest bardzo słaba... wprost fatalna. Na szczęście można wyłączyć napisy, bo tłumaczenie aż w oczy kole. Wiele razy tekst czytany nie zgadza się z tym, co można usłyszeć, na dodatek zdarzają się byki stylistyczne oraz... to mnie najbardziej zasmuciło... błędy w tłumaczeniu... i to dość istotne, bo pomylenie "tacy" z "nimi", to nie błahostka. A takich byków jest w grze o wiele więcej. Nie jest to oczywiście miła informacja dla osób, które nie znają angielskiego.
Kilka słów na koniec... Moim zdaniem Tajemnica Zaginionej Jaskini jest warta uwagi. Mimo, że grafika ani muzyka nie powala, mimo, że gra jest okropnie krótka i łatwa, mimo że widziałem już gry i ciekawsze, i ładniejsze, to faktycznie warto wydać te 60 zł i zagrać w TZJ, choćby z ciekawości. Tym bardziej jeśli nie mamy akurat w co grać, a na rynku nie pojawiają się żadne nowe, oczekiwane gry (tzw. okres ogórkowy). Dużym plusem gry jest to, że dotyczy, bardzo rzadko wykorzystywanego w grach, okresu prehistorii, a cena nie jest zbyt wygórowana. Jedynym rażącym błędem jest polonizacja, ale i tę da się jakoś przeżyć.
Natomiast dla osób interesujących się okresem początków cywilizacji (takich jak ja) jest to tytuł niemal obowiązkowy.
Aha, zapomniałem napisać jeszcze o jednym, w Tajemnicy Zaginionej Jaskini macie jedyną i niepowtarzalną okazję na zwiedzenie świetnie odwzorowanego Lascaux. Z KHEOPS współpracowało kilku historyków i archeologów, którzy pomogli w niemal idealnym odwzorowaniu wnętrza jaskini. Tym bardziej zachęcam do zagrania, ponieważ kompleks jaskiń w Lascaux jest już od lat 50-tych zamknięty dla turystów.
8 | PLUSY: akcja dziejąca się wczasach prehistorycznych + możliwość wirtualnego zwiedzenia kompleksu jaskiń Lascaux + fabuła + zagadki są proste, ale interesujące ;) |
MINUSY: polonizacja - poziom trudności - graficznie i muzycznie nie powala |
autor: qbrex