Beneath A Steel Sky - recenzja

Dodane przez Black Predator dnia 09.04.2006 22:49

John Burnes skończył 12-godzinny dzień pracy z radością. Nareszcie będzie mógł wrócić do domu – przebywanie w dzielnicy przemysłowej nie wpływało dobrze na jego zdrowie. Zresztą, jak mogło być inaczej, gdy były tu wszechobecne spaliny, kwaśne deszcze, zanieczyszczenia i brud? Dzielnica przemysłowa służyła tylko jednemu celowi i władze miasta nie miały zamiaru dbać o zdrowie swych pracowników, narażonych na raka płuc. To by była strata pieniędzy. Nie mówiąc już o tym, że tutaj mieszkali najbiedniejsi ludzie – nimi też nikt się nie przejmował.

John westchnął ciężko. Całe szczęście, że chociaż na chwilę będzie mógł wrócić do swego mieszkania na niższym poziomie miasta. Może nie było tak komfortowe, jak najniższy poziom, ale John nie oddałby swej nory za żadne skarby świata.

Ruszył więc do miejskiej windy, ciesząc się, że już niedługo opuści ten syf. Nagle jego rozmyślania przerwał rozdzierający ryk... Ryk silników. Spojrzał w górę i oniemiał. Jeden z kopterów leciał na spotkanie z zagładą! Maszyna zwariowała, pędząc ku ziemi, jakby chcąc się rozbić.

Na nieszczęście dla Johna, kopter leciał wprost na niego.

Mężczyzna rzucił się na ziemię. Ryk silników, przeszywający trzask rozdzieranego metalu – trwało to tylko kilka sekund, ale jemu wydawało się, że minęły już godziny.

Burnes miał jednak farta. Kopter przeleciał tylko nad nim, wyrywając górną część miejskiej windy i pomknął dalej, uderzając w szpital...

Chwilę później z maszyny wyskoczyła wysoka sylwetka mężczyzny i rzuciła się w kierunku jednej z fabryk. Za nią podążyli inni ludzie...

Rok 1994. Powoli nadchodzi era 3D i zmierzchu przygodówek. Na szczęście, okres upadku zacznie się dopiero za dwa lata. W tym okresie nasz ukochany gatunek gier jeszcze ma się dobrze. W Anglii pewna mała firma, Revolution Software, wypuszcza na rynek swą drugą grę komputerową, Beneath A Steel Sky (pierwszą była Lure Of The Temptress, wydana w 1989 roku, ale o niej kiedy indziej). I zgadnijcie, co się stało? Sukces. Giera zdobywa wiele pochwał w środowisku komputerowym, a gracze przyjmują ją bardzo ciepło. Oczywiście program zostaje niedługo potem (w 1996) przyćmiony trzecią produkcją Revolution Software, legendarnym Broken Swordem, ale do dziś jest to kultowa produkcja i wielu graczy zarwało noce przy ukochanej Amisi, zagrywając się właśnie w BASS-a. Ja też należę do tej grupy starych wyjadaczy i bardzo mile wspominam tamten okres. I mimo, iż moją ulubioną grą zostanie po wsze czasy Broken Sword, to bardzo często wracam do tej poprzedniej, cyberpunkowej produkcji Revolution Software. Pozwólcie, że się z Wami podzielę moją opinią na temat tej gry...

Nazywał się Robert Foster... Albo raczej tak myślał. Nie miał rodziny. 20 lat temu uciekł z matką z Miasta. Podczas tej podróży doszło do nieszczęśliwego wypadku. Jego kopter rozbił się gdzieś na Pustkowiu, poza Miastem. Wszyscy pasażerowie zginęli, poza nim. Miał wtedy 4 czy 5 lat. Na jego oczach umarła matka. On także by do niej dołączył, gdyby nie mieszkańcy Pustkowia: na wpół dzicy, wolni ludzie, którzy z ciekawości przybyli na miejsce katastrofy. Jeden z nich, stary szaman, wziął pod swą opiekę małego Roberta i zastąpił mu ojca. Wtedy także Robert otrzymał nowe nazwisko (ponieważ prawdziwego nie pamiętał): Foster. Lata na Pustkowiu mijały, a mężczyzna odkrył w sobie smykałkę do wszelakiej elektroniki. Stworzył sobie nawet przyjaciela: robota Joeya, pyskatą i trochę zarozumiałą konserwę, przy tym jednak tak pocieszną i zabawną, że nie było sposobu jej nie kochać.

Foster opłakiwał długo swą matkę i nurtowała go jedna kwestia: czemu opuścili Miasto? Przed czym uciekali? I co najważniejsze: kim był jego ojciec?

Bliżej nieokreślona przyszłość. Ludzie skupili się w piętrowych miastach – molochach, całkowicie zautomatyzowanych i podległych woli LINC – sztucznej inteligencji zarządzającej miastami. Aby utrzymać porządek, LINC używa swych agentów, którzy robią za gestapo i KGB w jednym. Jak łatwo się domyślić, miasto, z którego wywodzi się Foster, przypomina ZSRR – propaganda, tajne służby, cenzura, nie dbanie o prawa człowieka... Ponura rzeczywistość, w której pieniądze są ważniejsze od ludzi. Nic dziwnego, że matka Roberta postanowiła uciec na dzikie pustkowia (które, nota bene, przypominają nieco post nuklearne tereny, które tak dobrze znamy z Fallouta). Jak już nam wiadomo, ucieczka się nie udała, a Robert zamieszkał wśród swych nowych ziomków. Co się stało później? Później było tylko gorzej... Nagle Miasto się o niego upomniało. Agenci przybyli na Pustkowie, zabili wszystkich jego przyjaciół, a jego samego porwali. Niespodziewanie zdarza się coś całkowicie nieoczekiwanego: otóż LINC wysyła sprzeczne sygnały do komputera koptera, którym leci Foster i po chwili maszyna zalicza glebę, jak to się ładnie mówi... Teraz kontrolę przejmujesz Ty, Graczu...

Jak widać, w tej produkcji Revolution Software nie doświadczymy mrocznego fantasy (jak w Lure Of The Temptress) czy historii szpiegowskiej (jak w In Cold Blood), lecz raczej klimatów cyberpunkowych. Robert Foster będzie zmuszony uciekać przed agentami złowrogiego LINC, walczyć z systemem, spotka ruch oporu, a co najważniejsze... rozwikła tajemnicę własnego pochodzenia.

Fabuła wciąga – bardzo wciąga. Ale do tego panowie z Revolution zdążyli już nas przyzwyczaić – nie mamy tu do czynienia z nudną i sztampową fabułą spod znaku “UFONY ZAATAKOWAŁY ŚWIAT!!! O Boże – tylko ja mogę ocalić Ziemię przed zagładą!”, ale z czymś o wiele ciekawszym. Fani cyberpunka będą bardzo zadowoleni – podczas swej wędrówki Foster stanie się właśnie takim “cyberbuntownikiem”, bohaterem z przypadku. Ci, którzy grali w RPG Cyberpunk 2020, na pewno będą się tu czuli jak w domu. Nasz bohater będzie miał do czynienia z cyber wszczepami (nawet sobie parę zafunduje :D ), mutantami, szarym, ponurym miastem – molochem czy wirtualną rzeczywistością. A owa rzeczywistość to już zupełnie inna para kaloszy – by zapewnić sobie do niej dostęp, trzeba sobie sprawić odpowiedniego cyber wszczepa (co prawda, operacja jest dość bolesna, ale za to jaka później frajda!). Wtedy gra wygląda już zupełnie inaczej – odwrócone kolory, ikonki symbolizujące pliki... miodzio. Genialny pomysł.

A jak wygląda “zwyczajna” rzeczywistość? Otóż niezbyt ciekawie. Ogólna znieczulica, przemoc i brud – tylko tego tu doświadczysz... A na dodatek możesz zostać skasowany przez agentów LINCa, którzy z niewiadomych powodów się do Ciebie przyczepili i nie dają spokoju... Oczywiście najlepszym sposobem na uniknięcie nieprzyjemności jest ucieczka z miasta. Jednakże autorzy gry nie prowadzą gracza do rozwiązania jak po sznurku – niektóre zagadki mogą sprawić problemy, lecz nie są wydumane i nielogiczne. Jeśli chwilę się pomyśli, wszystko uda się rozwiązać. A jak wygląda samo miasto? Niesamowicie. Mamy tu podział na dzielnicę przemysłową (wiadomo, fabryki, brud, smród i ubóstwo :D ), od której zaczynasz swą wędrówkę, dzielnicę handlowo-mieszkalną, gdzie dostajesz się windą miejską (oczywiście dostać się na dół nie jest tak łatwo, bo musisz mieć odpowiednie uprawnienia – byle jaki obywatel przecież nie może sobie zjeżdżać do bogatszej dzielnicy!), oraz strefę bogaczy, która znajduje się na najniższym poziomie miasta i gdzie możemy podziwiać pozostałości po znanej nam, XX-wiecznej zabudowie. No i jeszcze pozostają podziemia, gdzie będziemy mogli zwiedzić stare metro czy “żyjące” korytarze, gdzie poczujemy się jak Ripley w Obcym.

Podczas wędrówki na szczęście nie jesteś sam – towarzyszy Ci Twój wierny robo-druh, Joey. Joey to osobowość niesamowicie sympatyczna, która po paru minutach gry staje naprawdę Twoim przyjacielem, a utarczki słowne między nim a Robertem są przezabawne. Co ciekawe, osobowość robota znajduję się na przenośnej karcie pamięci, dzięki czemu Twój towarzysz będzie mógł przejść parę przemian, zmieniając swoje ciała. Raz będzie małym robocikiem technicznym, którego użyteczne ramiona przydadzą Ci się parę razy do otworzenia zamkniętych drzwi, innym zaś razem, dzięki wbudowanemu śmigłu, będzie śmigał po nieboskłonie :D . Na samym zaś końcu... albo nie, nie powiem. Sam się dowiedz.

Joey jest niewątpliwie najsympatyczniejszą postacią, lecz w grze występują też inne ciekawe persony. Sam Robert Foster obdarzony jest sporym poczuciem humoru i przypomina George'a Stobbarta. Mamy też jednego ze zrzędliwych pracowników fabryki, starego mechanika, który lubi wywijać kluczem francuskim, grubego, aroganckiego bogacza Lambda, czy piękną Anitę... Właśnie, Anita. Kolejna ważna dla gry postać – wydaje się być zwykłą dziewczyną, zatrudnioną w jednej z fabryk w dzielnicy przemysłowej, lecz niedługo potem okazuje się, że jest ona członkinią ruchu oporu walczącą z LINKiem i stanie się bliską przyjaciółką Fostera. To właśnie po części dzięki niej Robert dowie się o swym prawdziwym pochodzeniu i początkowy plan ucieczki z Miasta zostanie zastąpiony chęcią rozwikłania tajemnicy i obalenia złowrogiej inteligencji. Między Robertem i Anitą trochę zaiskrzy i po jakimś czasie Foster będzie miał osobisty powód, by walczyć z LINC...

Jeszcze z ciekawostek: panowie z Revolution Software zastosowali tu swój rzeczywiście rewolucyjny program, Virtual Theatre. Czym VT jest? Otóż jest to taki silniczek, dzięki któremu postacie występujące w grze żyją własnym życiem – tj. dany osobnik nie będzie stał jak kołek np. w fabryce, czekając aż gracz do niego podejdzie, ale może sobie pójść zjeść hot doga czy wypocząć trochę w swym apartamencie. VT to genialna sprawa, sprawiająca, że świat otaczający naszego bohatera wydaje się rzeczywisty i... żyjący. Szkoda, że RS już nigdy więcej nie użyli VT w swych produkcjach – BASS to druga i ostatnia gra, w której z nim się spotkamy (tak na marginesie – pierwszy raz ten engine został użyty w Lure Of The Temptress, gdzie był może nawet jeszcze bardziej rozbudowany).

Kolejna sprawa, czyli technikalia. Interfejs jest bardzo prosty i intuicyjny – na górze i dole mamy paski, gdzie znajdują się zebrane przez nas przedmioty i opcje gry. Rozwiązanie funkcjonalne i proste. Jeśli zaś mamy ochotę na małą interakcję z otoczeniem, to wystarczą nam do tego dwa przyciski – prawym działasz, lewym oglądasz. Geniusz tkwi w prostocie.

-O nie! To człowiek-bomba! Zaraz wybuchnie!
-Spokojnie, Joey, on tylko pali papierosa.......

Humor, obecny już w pierwszej produkcji Revolution Software, Lure Of The Temptress, tutaj został rozwinięty i czasami doprowadza gracza do wybuchów śmiechu. Najbardziej reprezentatywnym przykładem jest sam Joey, którego kwestie są przezabawne, czy Foster, którego poczucie humoru bardzo przypomina oczywiście George'a Stobbarta z Broken Sword.

Mimo, iż bogata dzielnica była zadbana i czysta, to jednak coś tu nie pasowało... Foster czuł się tu nieswojo. Być może był to wynik obecności XX-wiecznego kościoła... Z tą budowlą coś było nie tak. Robert nie mógł określić co, lecz budynek powodował u niego gęsią skórkę... Niedługo później przekroczył progi kościoła i odnalazł źródło swego lęku...

Grafika... No cóż, nie spodziewajcie się jakiś super-hiper efektów 3D... Ale, jak zwykle, jeśli chodzi o produkty naszej znajomej angielskiej firmy, grafika jest sympatyczna i ładna. Sam sposób rysowania przypomina już Broken Sworda, czyli ładna, trochę kreskówkowa kreska. Panom grafikom, a zwłaszcza słynnemu rysownikowi komiksów - Dave'owi Gibbonsowi, należą się wielkie brawa, nie tylko ze względu na dobre wykonanie swej roboty, ale także za doskonałe odwzorowanie klimatu cyberpunkowego miasta. Szarość, pastelowe kolory – doskonale komponuje się to z trochę mrocznym klimatem gry. A podziemia to już majstersztyk – szczególnie przypadły mi do gustu wspomniane już wcześniej “żyjące korytarze”. Ich widok może przyprawić o gęsią skórkę.

Jeśli zaś chodzi o animację postaci – nie mam większych zastrzeżeń. Co prawda, niekiedy postacie poruszają się dość drętwo, ale w niczym to nie przeszkadza. Zresztą niektóre animacje, które zobaczymy w grze po prostu wbijają w fotel – chociażby akcja z potworem ukrytym w metrze. Genialna scena! (jak to powiedziała Nicole Collard w drugiej części Broken Sworda - “Dziś już nie robią TAKICH animacji!” :D ). Szkoda tylko, że kończy się śmiertelnym zejściem naszego bohatera... No, ale od czego jest przycisk SAVE?

Odgłosy pracujących maszyn i krzątających się wokół ludzi przyprawiały go o ból głowy i doprowadzały do szaleństwa... A na dodatek Joey ciągle narzekał... "Moja biedna głowa..."

Dźwięki i muzyka stoją oczywiście na wysokim poziomie. Muzyczka jest mroczna i bardzo dobrze współgra z szarawą grafiką. Jeśli zaś chodzi o dźwięki i głosy aktorów...

W wersji na dyskietkę żadni aktorzy niestety nie występują... Ale jeśli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami wersji na CD, to sprawa ma się zupełnie inaczej. Otóż mamy tutaj ludzi, którzy wczuli się w swe role. Nie uświadczymy tu żadnych “brazylijskich aktorów” (“Jose, twój brat nie żyje.” - “Naprawdę? Niemożliwe.” - ech, ta niesamowita ekspresja, te uczucia! Kocham telenowele! :D). Co ciekawe, wspomniany już wcześniej Dave Gibbons, zagrał tu parę postaci... i zrobił to perfekcyjnie! Gdybym o tym nie wiedział, nie wpadłbym na to, że połowa postaci jest grana przez jedną osobę. Gibbons doskonale zmienia barwę i intonację głosu! Wielkie brawa dla tego pana – mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie z RS pracował... może przy okazji BS IV? :D

Historia się skończyła...... A może to dopiero jej początek?

Recenzję czas zakończyć.
Ta gra to naprawdę wielka rzecz. Jedna z najlepszych przygodówek, w jakie przyszło mi zagrać. Do dziś do niej wracam i zaprawdę, nawet po 12 latach nie zdążyła mnie znudzić ani się zestarzeć! To już o czymś świadczy... Dla mnie stoi ona w jednym rzędzie z takimi gigantami, jak King's Quest czy Gabriel Knight. Każdy szanujący się fan gatunku powinien w nią zagrać – także i Ty, drogi czytelniku. Pytasz jak, skoro giera ta już dawno w sklepach jest niedostępna? Panowie z Revolution Software na szczęście okazali się miłymi facetami, którzy udostępnili nam ją w internecie – zupełnie za darmo! Co ważniejsze, jest też dostępna wersja na CD, z doskonałym Davem Gibbonsem w roli (-ach) głównej (-nych)! Dla tych, co chcieliby sobie w ową produkcję “popykać” (ach, lubię ten wyraz :D ) - oto link: http://www.revolution.co.uk/_display.php?id=16.

Na koniec mam jeszcze miłą informację dla wszystkich, którym BASS przypadł do gustu. Otóż RS już od jakiegoś czasu prowadzi prace nad drugą częścią tej doskonałej produkcji! Co prawda, ostatnio projekt stanął w miejscu, ale mam nadzieję, że po wydaniu BS IV prace ruszą pełną parą.

Więc dopóki znowu nie spotkamy się Pod Stalowym Niebem...

BE VIGILANT!

10 PLUSY:
za darmo + ciekawe kreacje jednego autora + fabuła + klimat + dźwięki
MINUSY:
czasem nielogiczne zagadki

autor: Black Predator

   

Komentarze


1727 #1 Kiirama
dnia 04.09.2011 14:11
Artykuł udany, zwykle nie jestem zwolennikiem pochyłym drukiem pisanych, autorskich wstawek, co to w recenzjach mają stworzyć klimat gry, niestety ich wykonanie często pozostawia wiele do życzenia. Tutaj było całkiem nieźle.

10 zdarza się rzadko, toteż zaintrygowany wysoką notą postanowiłem grę zainstalować. Przypomniałem sobie o tym tytule całkiem niedawno (przypadkiem, natrafiając na nowinkę o zremasterowanej edycji) - gdzieś jakby przez mgłę dotarło do mnie, że kiedyś dodano ją do czasopisma Click!, który to numer wówczas kupiłem. Zdecydowałem jednak ściągnąć BASS z GOG'a - warto wspomnieć, że oprócz gry w darmowej paczce dostajemy jeszcze krótki komiks, manual, tapety, avatary i sprawnie napisaną solucję :)

Grałem dosłownie chwilę, obleciałem kilka lokacji, ale już zakochałem się w świecie przedstawionym z jego dystopijną atmosferą i - niejako kontrastującym z surowym, totalitarnym miastem przyszłości - humorem. Za tym ostatnim czynnikiem stoi głównie robot Joey i jego ironiczne dialogii z głównym bohaterem. Tutaj ukłon w stronę twórców za scenariusz - to dopiero początek, a już się uśmiałem.MrGreen

Nie omieszkam napisać czegoś jeszcze, kiedy tylko grę ukończę i okaże się ona (a jak na razie wszystko wskazuje na to, że tak będzie) warta poświęcenia większej uwagi i wylania kilku słów więcej na ekran komputera. Tymczasem wracam pod Stalowe Niebo. Muszę jakoś wydostać się z tego piekielnego miasta!
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?