Odkąd sięgnę pamięcią nazwa Syberia kojarzyła mi się z nieprzyjaznym, bardzo zimnym regionem na północy Rosji. Aż do dziś, kiedy poznałam przygodówkę, która odmieniła mój sposób kojarzenia. Teraz na dźwięk słowa Syberia, myślę o grze firmy Microids. Zastanawiam się jak zmieni się moje spojrzenie na świat po zapoznaniu się z pełną wersją tej całkiem ciekawie zapowiadającej się historii, chociaż i tak to co zobaczyłam wywarło na mnie niezapomniane wrażenie.
Początek jak w filmie. Niczym zza mgły pojawiające się nazwiska twórców, a po chwili zamaszysty, wręcz wykaligrafowany napis: Syberia. W czarnej otchłani ekranu można odczytać jedynie nazwę miejsca akcji, alpejskie miasteczko, Valadilene. "Jak to Valadilene? Rzecz miała się dziać na Syberii" - nasuwa się pytanie. Pamiętaj graczu, to dopiero początek, a w przygodówkach często, aby dojść do sedna opowieści trzeba przebrnąć przez liczne niezwykłe sytuacje i wraz z głównymi bohaterami odnaleźć się w zagadkowych wydarzeniach, by później pogrążyć się w fascynującej przygodzie. Czy tak będzie w przypadku "Syberii"? Na razie wszystko na to wskazuje.
Pierwszy obraz intra zachwyca. Oddalony budynek fabryki i domy wkomponowane w smutno zwisające gałęzie drzew. Wszystko tonie w strugach deszczu. Tak przejrzystego i prawdziwego jak na wirtualny świat. Krople z szelestem spływają po bruku, aż oczom ukazuje się postać grająca na bębenku, a wraz z nią przytłumiona, melancholijna muzyka. Piękna, acz przygnębiająca. Postać to robot, zabawka, nazywany automatem przez postacie w grze. Przy tym wszystkim główna bohaterka, czarnowłosa, o latynoskich rysach twarzy, młoda kobieta z parasolem. Po chwili odchodzi. Malowniczy to początek jak również mało wyjaśniający. Bardzo mistyczny.
Nasza przygoda rozpoczyna się w czymś na kształt pensjonatu czy hoteliku. W miarę jak zapoznajemy się z otoczeniem, wyjaśnia się zawiązanie fabuły. Młoda bohaterka to Kate Walker, pani prawnik, pośrednicząca w zakupie miejscowej fabryki tradycyjnych zabawek, osławiającej Valadilene. Łatwo zauważyć, że mieszkańcy miasteczka są bardzo dumni z fabryki, która oparła się nowoczesności i trwa w produkcji zabawek, których mechanizmy opierają się na systemie kółek zębatych. Już w hotelu możemy przeczytać ulotkę, opisującą historię tego najważniejszego miejsca w całym miasteczku. Kiedy Kate chce dokończyć transakcję sprzedaży, staje w konfrontacji z nie do ominięcia faktami, komplikującymi rozgrywkę.
Rzecz, która w "Syberii" od razu rzuca się w oczy, to grafika. Bardzo staranna i szczegółowa wpływa na klimat w zależności gdzie się w danym momencie znajdujemy. W pensjonacie, do którego bohaterka dochodzi w czasie wspomnianej ulewy, odczuwamy przyjemną przytulność, a przechadzając się po uliczkach, czuć bijący od wszystkich domów majestat, ale także chłód. Można nawet zaobserwować liście czy błyszczące kałuże na asfalcie. Większość dostępnych mi miejsc w grze odznaczała się finezją - nie zauważyłam, aby lokacje były nie realistycznie czyste, wręcz sterylne. Doskonały dobór pastelowych barw sprawia, że tła są bardzo nastrojowe. Z kolei przedmioty czy obiekty odznaczają się "obłością" - nie są kanciaste ani chropowate. Lokacje, które widziałam, zaprojektowano ładnie i przejrzyście, bez wymuszonych komplikacji - realnie. Na ulicach widać ławki, a budynki to nie tylko domy mieszkalne, lecz niezbędne obiekty handlowe, jak na przykład piekarnia.
Mimo XIX-wiecznej architektury obecnej w Valadilene, wiele pomniejszych szczegółów przypomina o czasach, w których toczy się rozgrywka: współczesności. Kate używa telefonu komórkowego, głównie aby skontaktować się z szefem, który udziela jej wskazówek, dotyczących przebiegającej transakcji. Natomiast do hotelu przychodzą faksy z najświeższymi informacjami dla podróżnych. Ponieważ zarówno faks jak i komórka są nowoczesnymi technologicznie "maszynami", już teraz stały się symbolami czasów nam współczesnych. W związku z tym sympatyczne zacofanie techniczne miasteczka intryguje niepowtarzalnym nastrojem. Ludzie coraz bardziej obawiają się zastraszającego rozwoju technologicznego, często chcieliby uciec od wszechogarniającej ich nowoczesności. Sądzę, że tak właśnie można zinterpretować intencje programistów, którzy stworzyli jakby nietknięte czasem Valadilene. Dotychczas rozpływałam się w superlatywach, opisując "Syberię". Niestety, podczas rozgrywki natknęłam się również na kilka troszkę rażących niedociągnięć. Rozbawiła mnie Kate, która prawie zawsze, zabierając ze sobą jakiś przedmiot, wkładała go nieporęcznie za pazuchę kurtki, niezależnie od jego wielkości. O ile za pierwszym razem przy chowaniu do swojego ekwipunku ulotki czy miejscowej gazety, nie irytowało to zbytnio, to już za którymś razem stawało się żałosne. Jakby pod okryciem głównej bohaterki znajdowała się otchłań, mieszcząca wszystko co tylko zapragniemy. Druga nieprzyjemność miała miejsce w momencie, kiedy chciałam wejść do jakiegoś pomieszczenia, a według gry nie powinnam. Oczywiście Kate wygłaszała wtedy kwestię, przekonywującą mnie, że nie potrzeba tam iść. Nie byłoby w tym nic irytującego, gdyby nasza pani prawnik zmieniała swoją kwestię. Jednak ilekroć sprawdzałam czy za konkretną furtką nie ma następnej lokacji, byłam raczona wysublimowaną informacją. Możliwe, że ten problem jest zbyt wygórowany, ale uważam, że zabiera to odrobinę grywalności.
Warto wspomnieć o postaciach. Obserwując je pod kątem graficznym, nie można mieć zarzutów. Poruszają się naturalnie, zależnie od sylwetki. Recepcjonista, wnosząc bagaż Kate na piętro, szedł tak jak po starszej, niezgrabnej postaci byśmy się spodziewali. Natomiast główna bohaterka poruszała się z gracją jak na młodą, elegancką kobietę przystało. Sterowanie to sprawdzony i jak dla mnie najlepszy w przygodówkach system "point & click", a interfejs nie różni się szczególnie od tego z "Najdłuższej podróży". Wszystkie czynności wykonujemy za pomocą kursora, który zmienia się w zależności od sytuacji. Jedyne, do czego musiałam się chwilę przyzwyczajać to ekwipunek, ale zajęło mi to tylko kilka minut.
Mogę powiedzieć, że "Syberia" to świetnie zapowiadająca się pozycja w niezbyt licznej galerii gier przygodowych. Od początku rozgrywki stałam się Kate Walker, pani prawnik, która przyjechała w Alpy francuskie w interesach, osobą konkretną, sprytną, która nie zatrzyma się przed żadną przeszkodą. Wchodząc do pensjonatu, odetchnęłam, że mogę uciec od ulewy, deszczu zalewającego świat. Wewnątrz owionęło mnie ciepło. Kiedy przekroczyłam próg, przez okno zaczęłam przypatrywać się kroplom spływającym po szybie. To magia.
Autorka: Arlin