Polskie przygodówki nie mają się ostatnio najepiej. Ten, wydawałoby się, banał zawiera w sobie, niestety, gorzką prawdę. Od czasu "Schizma" nie pojawiło się w polskiej branży nic, na co przygodówkowcy mogli by zwrócić stęsknione oczy. A przecież umiemy robić dobre gry adventure (wspomnę tu choćby o "Teenagencie", "Reah", czy "A.D. 2044").
Zajmijmy się jednak czasami bardziej odległymi, przenieśmy się do lat 1995-97 (w rachubie komputerowej to już niemal prehistoria). Wtedy to programiści (i programistki) LK Avalon, firmy przodującej w rodzimym rynku gier przygodowych, ślęczeli nad komputerami tworząc grę "Skaut Kwatermaster". Pierwotnie była to wersja kilkudyskietkowa, ja jednak zajmę się wydaną nieco później, wzbogaconą o dźwięk i muzykę, wersją CD. Fabuła jest nieskomplikowana, a wprowadza w nią niezbyt ciekawe intro.
Pewnego uroczego popołudnia, tytułowy skaut wybrał się ze swą "najmilejszą" Luizą na spacerek. Słonko śpiewało, ptaszki świeciły i nic nie zapowiadało dramatycznych wydarzeń, jakie miały się zaraz rozegrać. Otóż dwaj "przyjaciele" naszego bohatera - Hodzio i Bodzio zaczaili się na parkę w krzakach i bum! Kwatermaster obudził się z obolałą głową, a Luizy ni widu, ni słychu. Okazało się, że dwaj debile zamknęli ją w starym czołgu, z którego biedulka nie może się wydostać. Oczywiście nasz bohater, który z niejednej piersi mleko ssał ;) postanawia uwolnić w bardziej (lub mniej) heroiczny sposób swoją wybraną. Zwiedzi całą pobliską okolicę (zamek, kościół, cmentarz, obóz harcerski czy... PGR), aby po nitce do kłębka dojść do wyznaczonego sobie celu.
Niestety, muszę z przykrością stwierdzić, że "Skaut..." jest jedną z najgorszych gier przygodowych, w jakie grałem. Już od samego intra kłuje w oczy rozpikselizowana, przekolorowana, uboga grafika (może na screenach nie wygląda najgorzej, ale wyobraźcie ją sobie na pełnym ekranie). Nieciekawie wyglądają również lokacje. Wydaje mi się, że autorzy chcieli narysować grę w komiksowym, prostym stylu, ale nie bardzo im się udało.
Oprawa dźwiękowa. O ile muzyki można jeszcze od biedy słuchać (chociaż dość prosta), to udźwiękowienie i dialogi wołają o pomstę do nieba. Bolączką LK Avalon jest zatrudnianie nieprofesjonalnych aktorów, czy nawet ludzi z poprawną dykcją! Pamiętacie Reah? Autorzy przyznali się, że w filmikach brali udział... ich przebrani znajomi! Tutaj podobnie - widać, że to amatorszczyzna pierwszej klasy.
Zaprawdę, powiadam Wam, nieraz wyć będziecie, głowiąc się nad zagadkami wymyślonymi przez "przebiegłych" twórców. Są one po prostu w ogóle bez sensu! Sprawia to, że bez solucji grać praktycznie nie sposób. Kto na przykład wpadnie na to, żeby połączyć ser i odpady radioaktywne i to tylko w jednym miejscu - przed bramą kościoła?! Wspomnę tylko jeszcze o rzucaniu czaszką w przystanek PKS-u (sic!), czy wysokich skokach po wypiciu Polococty. Gdzie tu jakikolwik sens? Dziwi poza tym przechodzenie całej gry po to, by uwolnić kogoś z zepsutego czołgu (przypomina mi to grę, nie pamiętam o jakim tytule, w której bohater szukał przez cały czas szmaty, którą mógłby zatkać dziurę w swojej łodzi :)). Chociaż w sumie i tak dobrze, że nie musimy po raz n-ty ratować świata.
Strasznie wnerwiający jest też humor. Ludzie z LK Avalonu chcieli na siłę rozśmieszyć gracza, opowiadając mu brodate dowcipy o blondynkach, czy ograne gagi znane z tysiąca filmów. Chyba nie tędy droga.
Gra posiada interfejs typu SCUMM. Niewtajemniczonym wyjaśniam: został on wymyślony przez LucasArts i składa się z kilku(nastu) komend do wyboru (np. weź, zobacz itp.), dzięki którym możemy wykonywać czynności. Jak na te lata powinno się już pomyśleć o point&clicku, no, chyba, że chce się na siłę utrudnić komuś życie. O zgrozo, często interfejs ten zawodzi, po prostu nie reagując na wydawane polecenia (a może tylko u mnie tak...).
Czas skończyć pastwienie się nad biedną grą, jakby nie było, w końcu autorstwa moich rodaków. Nie znaczy to, że usprawiedliwiam ich produkt; wręcz przeciwnie, uważam, że dali ciała na całej linii, ale że rzadko się im to zdarza, mogę wybaczyć.
2 | PLUSY: może muzyka?... |
MINUSY: cała reszta |
autor: Korowiow