Myst V: Koniec Wieków - recenzja

Dodane przez Adventure-Zone dnia 12.04.2006 10:23

Przybyłem jak zawsze znikąd, nieznany jestem prorokom. Wciąż się upijam nowymi doświadczeniami, świat wydaje mi się tak skomplikowany i obcy. Ale to na mnie ma spocząć wielkie jarzmo wyboru… Wiele już razy w mym żywocie padół ziemski połykał Słońce, a księżycowy sierp malował gwiazdy na nieboskłonie. Żyłem w czasach wojny i błogiej ciszy. Taakk… Wojna… Na początku jest śpiewem – hymnem zagrzewającym do walki, potem przeistacza się w taniec, gdzie wrogowie podskakują wśród śmiercionośnych ostrzy, a jej ostatnim stadium jest płacz… Płacz bitwy – gdy matka straci syna. Pamiętam, że niegdyś ludzkość kąpała się w słonej i cierpkiej krwi swych braci. Potęgą umysłów i siłą fizyczną tworzyła cywilizację. W księgach zapisano to, co jest moją rzeczywistością. Niestety wszystko wskazuje na to, że niegdyś wielka rasa D’ni, przed którą kłaniali się słabsi - chyli się ku upadkowi. Ta sytuacja napełnia bólem moje skołatane serce. Jest cierniami w moim mózgu - gdy o tym myślę, igłami w moich uszach - gdy o tym słyszę i kwasem w moich oczach – gdy widzę wszechobecną pustkę. Nie kto inny, ale to ja mam poprowadzić świat do „Końca wieków”. Czy naprawdę po moim wyborze nie będzie przyszłości? To jarzmo mnie przytłacza… Jest jak kamień na plecach Syzyfa.

D’ni

Nie wiem, w jaki plugawy sposób znalazłem się sam w komnacie. Zobaczyłem stwora, był brzydki, wręcz miejscami ohydny, ale nie powodował u mnie swym zachowaniem agresji. A może nawet litość? Zgarbiony, o czarnej skórze, wydający ciche popiskiwania. Zniknął jak śnieg na wiosnę w promieniach słonecznych. Samotność - gdy ona nadejdzie i przesłoni cały świat – człowiek się ulatnia – we wspomnienia, w marzenia, w inne światy. Zacząłem się poruszać, najpierw nieśmiało stawiałem pierwsze kroki – byłem skrępowany swoją słabością – swym wycieńczeniem, po pewnym czasie siły powróciły. Mgiełka opuściła moje spojrzenie i zobaczyłem piękno… Lśniącą i błyszczącą posadzkę i idealne kształty kolumn. Nagle jakiś nietoperz przeleciał mi przed oczyma – jednak całkowitą samotność mogę odłożyć do szuflady. Zobaczyłem też księgę – moje oczy zapłakały, gdy ujrzałem, dokąd ona prowadzi. Tak, to portal do wyspy Myst – mojej dawnej oazy, mojego jedynego skrawka lądu po długiej podróży przez bezkresny ocean. Na szczęście, bądź nieszczęście, była szczelnie zamknięta. Zauważyłem, że mogę wszędzie postawić nogę i nie ma niewidzialnych barier. Ucieszyło to mnie tak, że po krótkich poszukiwaniach znalazłem wyjście z tej tajemniczej komnaty – o której przeznaczeniu wiedział tylko jej twórca.

Yeesha

Spotkałem ją… Nie była już młodą dziewczyną – postarzała się, jej twarz spowiły zmarszczki, lecz aureola piękna nadal unosiła się nad jej jestestwem. Ciemne włosy miała spięte, a na prawej stronie, wokół oka, jej twarz pokrywał tatuaż z tajemniczym symbolem; podobne znaki zauważyłem też na jej ubraniu. To była Yeesha - ukochana córka Artusa – nazywał ją pieszczotliwie pustynnym ptaszkiem. Przemówiła czystym kobiecym głosem. Moje uszy się zrelaksowały wsłuchując się w każdą głoskę wypowiadaną jej niegdyś cudownymi ustami. Zwróciłem uwagę na jej wręcz aktorską gestykulację i mimikę twarzy, która doskonale wyrażała emocje. Powiedziała mi, że jestem w K’Veer, że tutaj moja podróż się rozpocznie i też tu zakończy wyborem, który zadecyduje o dalszym losie całej rasy D’ni. Powiedziała też, że muszę zdobyć Rozetę, bo tylko dzięki niej uratuję wieki i być może odrodzę D’ni... Wspomniała, że niegdyś ona sama próbowała, ale poległa, teraz podobno Rozeta wskazała na mnie… Nie wiem czy jestem gotów dostąpić tego zaszczytu. Jedno jest pewne – Yeesha powiedziała mi, żebym pod żadnym pozorem NIE DAWAŁ jej Rozety. Tak też zamierzam uczynić, bo od niej bije takie dobro. Córka Artusa nie może być zła…

Esher

Potem zauważyłem kopułę – teleport z tajemniczą tablicą wewnątrz, ale o tym opowiem wam później. Nie wiedziałem dokładnie do czegóż to może być potrzebne. I wtedy zobaczyłem jego… Łysiejąca głowa i nerwowe ruchy wypełniały jego starczą posturę. Gdy staliśmy wśród płomieni słonecznych zawsze zakładał ciemne okulary. Nie wiem czy chciał ukryć swoje spojrzenie, czy to prawdziwe problemy ze zdrowiem. Wyjawił, że nazywa się Esher i też próbował zdobyć Rozetę – okazał się za słaby. Zaoferował mi pomoc, mówił coś o tym, że zależy mu na odbudowie potęgi D’ni. Jednak w jego oczach zauważyłem pewien zły płomień – on chciał rządzić. Chciał posiąść tron, a z niego wydawać rozkazy służalczemu ludowi, który skomle w głodzie. Od razu zauważyłem, że z jego słów oprócz potrzebnych porad wypływa jad, który kiedyś zacznie truć niewinne istoty. Od tej pory podróżowaliśmy razem i to jego wskazówki pomagały mi w mojej tułaczce. Teraz już wiedziałem, że Yeesha i Ester mają odmienne cele, tak samo jak różne są ich natury.

K’Veer

Rady Ehera niestety nie były wystarczające, a nawet w niektórych wypadkach zbyt ograniczone, żeby wypłynęło z nich jakieś sensowne rozwiązanie. Podróżowałem pomiędzy światami, a wszystko to dzięki systemowi kopuł. Centrum wszelkich podróży nazywa się Direbo. We fluoroscencyjnych barwach fioletu i błękitu, na małych wysepkach odgrodzonych drewnianymi balustradami, spoczywały moje dawczynie podróży. Kopuły. Miejsca otoczone polem siłowym i energetycznymi mocami. Obleczone w białych próchniejących kościach z jednym tylko ciasnym wejściem. Wokół nich latały śliczne motyle jakby nadając im wyniosłości. Wewnątrz znajdowała się tablica Bahro, na której mogłem rysować, co tylko zażyczył sobie mój spowity w myślach umysł. Od tej chwili, gdy narysowałem właściwy symbol jeden z Bahro natychmiast wypełniał mój rozkaz. Nie miał wyboru… Tak, te czarne, zgarbione stwory nazywane są Bahro. I to one będą teraz mi pomagać w dojściu do kresu mej wędrówki. Zauważyłem, że niektóre wyspy były zamknięte, a by do nich uzyskać dostęp musiałem znaleźć odpowiedni teleport w Wielkich Szybach. Ach, cóż za potęgą władali D’ni, że zbudowali coś tak oszałamiającego – tak skomplikowanego i prostego w użyciu – czy to byli geniusze?

Direbo

Po drodze napotykałem na części pamiętnika Yeeshy. Cóż to była za kobieta. Poznałem, jej śliczne oblicze, jak od dziecka dojrzewała, żeby nabrać swojego obecnego szlachetnego charakteru. Chciałbym napotkać taką istotę na mojej drodze życia… Artus wychował ją na przyzwoitego człowieka, a co najważniejsze, wrażliwego na słabszych i ciemiężonych. Co ciekawe, w jej pamiętniku natrafiłem na kilka cennych wskazówek dotyczących wszechobecnych łamigłówek. Gdy obszukałem i zwiedziłem cały Wielki Szyb, mogłem odwiedzać wieki. Tak, więc przenosiłem się do Direbo i wybierałem dowolny wiek, w którym rozwiązywałem zagadki, a gdy przyszedł kres moich możliwości - zmieniałem otoczenie. Czułem się wolny jak ptak. Wszelkie okowy zostały ze mnie zdjęte, wszelkie kajdany rozpięte i żadne ciernie nie drapały mnie po ciele, żadna ciężka kula nie siedziała w moim umyśle. Wieków było cztery i aż łza mi się w oku zakręciła, że mam doprowadzić do ich końca. Były to: Laki’ahn, Todelmer, Taghira i Noloben. Wszystkie były arcydziełami, czymś, co było stworzone przez prawdziwych mistrzów i powinno być tylko podziwiane przez jednostki tak wybitne, które by potrafiły swoimi umysłami docenić to piękno.

Todelmer

Zacząłem od Todelmer. To jest obserwatorium gwiazd. Umieszczone na diablo wysokich skałach, tak jakby wisiało na rękach Atlasa, spoczywa w chmurach i czeka na gości żądnych tych mgławic, supernowych, galaktyk, ciał niebieskich i reszty nazw, które przyprawiają o uniesienie wszystkich astronomów. Gdy zerknąłem w dół, zdałem sobie sprawę, jak mały tak naprawdę jest świat i w jakim gnieździe musimy się tłoczyć, zamiast ulecieć w bezkresne przestworza… Ulecieć i nie wrócić na ten brudny padół, gdzie człowiek potrafi zabić za kęs chleba. W Todelmer zagadki, jak przystało na to miejsce, były nieziemsko trudne, wręcz niemożliwe do rozwiązania. Zacząłem nawet wątpić, czy aby Rozeta się nie pomyliła i czy nie jestem zbyt wątły i kruchy, aby temu podołać. Wiedziałem tylko, że muszę być silny i nie mogę się poddawać, bo zbyt wielkim brzemieniem zostałem obdarzony lub obarczony. Ta blizna czasem na nowo rozpalała mój zapał i kto wie, czy gdyby nie ta motywacja, po prostu nie zasnąłbym na tych metalowych posadzkach przed teleskopami na zawsze i nigdy by mnie nie odnaleziono?

Taghira

Jak wiele orzeźwienia i chłodu po gorących niebiosach przyniosła mi Taghira! Nie wiem nawet jak opisać radość, że zawitałem właśnie w to miejsce! Gdy wyszedłem z jaskini zobaczyłem mroźny majestat tego miejsca. Pod mostem zamarznięte jeziora, a za nim śnieżne połacie pokryte wieżyczkami i zbiorem liniowych rur. Całość spowita była w lekko opadających liściach z drzew i płatkach śniegu czasem uderzających ze swoją gracją w twarz. Tutaj ujawniła się szczególnie pomoc Bahro. Ich umiejętności po napisaniu odpowiedniego symbolu pozwoliły nawet na ocieplenie klimatu! Dzięki temu udało mi się posługiwać obecną tu instalacją. Wtedy zauważyłem, że w nich jest coś więcej niż tylko misja służby, poczułem, że oni też tak jak ja powinni być wolni. Przecież więcej potrafią niż ja, więc dlaczego mam ich ciemiężyć? Wątpliwości targały moją zmęczoną duszą. Może kiedyś to się zmieni? Może wszyscy odzyskamy wolność? Bez podziałów na rasy, odmiany i cechy gatunkowe?

Noloben

Jeśli nie wiecie jak wygląda raj, to wybierzcie się do Noloben - wtedy wasze wątpliwości się rozwieją jak mgła po nadejściu wiatru. Nad rajską wodą umieszczone są klify, a w nich tajemnicze jaskinie. Epicentrum piękna znajduje się tam, gdzie wejdziemy po drabinie na górę. Nigdy bym nie pomyślał, że zakocham się w trawie. Falującej, wręcz śpiewającej swoim pięknem. To tutaj najlepiej widać jak nadchodzi noc, gdy ściemnia się powoli, a księżyc gwałci słońce i zasiada na jego piedestale, aby rozpocząć władanie. Całość uświetnia wielka kulista budowla w całości pokryta sekretnymi runami. Ileż musiałem włosów wyrwać, zanim odkryłem jak wejść do środka. Tylko wielcy mistrzowie to zrobili przede mną. Dodam, że „brudni” mistrzowie – gdy tam wejdziecie, ujrzycie to okrucieństwo na własne oczy… Woda wokół wyspy niczym piersi najznamienitszej kochanki była koloru słodkiej pomarańczy i tak jak owe sutki podnosiła się i opadała. Ileż razy zatrzymywałem się i oddawałem kosmatym myślom przy brzegu. Nade mną latały ptaki i chmury na niebie przesuwały się powoli, leniwie. Wsłuchiwałem się w szum morza. A gdy tak stałem, w moich uszach grała spokojna muzyka, sprzyjająca moim ukrytym orgiom i rozmyślaniom. Tak, muzyka pojawiała się niekiedy, ale gdy już ją słyszałem odlatywałem do oaz pełnych akordów.

Laki’ahn

Ostatnim wiekiem było Laki’ahn. Kolejna wyspa, tym razem większa i bardziej zabudowana. Może nie tak piękna jak rajska Noloben, ale mająca swój urok, który potrafi trwale zaczarować niejednego jej gościa. Wielkie tutejsze budowle napełniają ludzkie ego dumą, że jego lud to stworzył. To tutaj zdałem sobie sprawę z logiczności wszelkich czynności, jakie dane mi było do tej pory zrobić. Logika; co zostało zaczęte, musi być skończone - co rozbite, musi być sklejone - co rozłączone musi być połączone. Świat nie ma chaosu, to tylko nasza wizja, tak naprawdę to wszędzie istnieją ścisłe zasady, które generują porządek. Wszystko oparte jest na schematach, jak coś rzucimy to musi to spaść, czy jest bowiem inna możliwość? Owszem, w locie ktoś to może złapać, ale czy po upływie czasu nie postawi tego na ziemię? Czyż wtedy nie upadnie? Nie ma ucieczki od schematów, to one rządzą nami, a my nędzne źdźbła trawy w obliczu huraganu, skwapliwie uginamy plecy i ciągniemy nasze żywoty dalej, bo innej drogi nie ma. Czy można to zmienić? Całą hierarchię tych wieków, zacząć coś od nowa, bez tych ohydnych obciążeń? Wznieść się na skrzydłach! Zapomnieć!

Myst

I przyszedł ten czas. Na samą myśl, że jestem tak blisko końca, zbiera mi się na wymioty. Tak, marzę, żeby pozbyć się swojej zawartości, tych kwasów i wrzodów, jakich się nabawiłem, żeby uratować D’ni. Czy D’ni byli tego warci? Czas pokaże, po moim wyborze… Stoję nad brzegiem Wieków, nad szansą zapomnienia lub sławy. Do mnie należy dalszy los tego świata. Mam trzy drogi wyboru. Cisza… Wybieram…

Mogę wam powiedzieć, że jeszcze się spotkamy…

9,5 PLUSY:
Graficzny artyzm + Animacje postaci (mimika!!!) + Trzy sposoby sterowania + Trzy alternatywne zakończenia + Pomagająca myśleć muzyka + Intrygująca fabuła + Trudne zagadki (masochiści się cieszą) + Kinowa polska wersja
MINUSY:
Trudne zagadki (oprócz masochistów)

Oceny cząstkowe: Grafika - 10, Dźwięk - 8, Grywalność - 9

autor: Przemysław "Olbaid" Popielec [Wirtus]

AZ63
   

Komentarze


Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?