Bez wątpienia są takie chwile w życiu gracza, że po prostu nie ma już co robić. Wszystko już przeszedł, albo - w przypadku rozmaitych RTS-ów - znudziło mu się. Wtedy ma cztery możliwości. Pierwaja - spróbuje zająć się na kompie czym innym - co występuje tylko u Gracza, który jest graczem i nikim innym - przez niektórych zwanym Lamerem - po prostu gra, gra i gra, i ani grafiką się nie zainteresuje, ani programowaniem, ani tworzeniem stron WWW (ja do takich należę :=(, ale marzy mi się własna strona), oczywiście inni użytkownicy robią to, nawet jeśli mają w co grać, więc nie mają takiego problemu. Drugaja - może pojechać do sklepu czy do pirata (nikogo nie zachęcam do kupowania u pirata, a tylko stwierdzam fakt) po wymarzony produkt. Trzeciaja - może spróbować wygrzebać z wielkiego stosu płyt z pism jakieś mało mówiące tytuły, zainstalować i zobaczyć, co to jest i czy jest dobre. No i czwartaja - może sięgnąć po grę, którą już przeszedł, która teraz leży, zakurzona, gdzieś na półce i wszyscy o niej zapomnieli. Ja wybrałem tę czwartą możliwość...
Niedawno, bo rok temu, na urodziny dostałem (a właściwie dostaliśmy - mam brata bliźniaka) cztery warte świeczki przygodówki - Syberię (dwa egzemplarze, kolega nie wiedział, że już dostaliśmy ;-)), Najdłuższą Podróż (RULEZ!), The Sting (nie każdy uważa to za przygodówkę) i właśnie Hitchcocka. Dobra, skoro już przestałem szpanować, przejdę do rzeczy. Nasze pierwsze spojrzenie na Hitchcocka było takie - dziwne, gadający kreskówkowym głosem szpak pijący brandy? Czy to nie jest aby jakiś Easter Egg? Ee tam, wyłączam, gramy w Stinga. Do Hitchcocka przekonałem się dopiero po przejściu TLJ i (chyba) Syberii. I miałem zupełnie inne spojrzenie na grę niż poprzednio. Udało mi się go przejść i teraz, kilka dni temu, postanowiłem go sobie przypomnieć.
Dobrze, zajmijmy się fabułą. Prezentuje się ona tak: pewien detektyw, na nazwisko mu Joseph Shamley, przeżył pewnego dnia wielką tragedię. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym w tym samym dniu, w którym zmarł Hitchcock (co, jak się okaże pod koniec gry, nie było tylko zbiegiem okoliczności). Od tamtego czasu ma tajemnicze przebłyski świadomości, dzięki czemu uznano, że ma zdolności medium. Taki więc detektyw - medium wiódł sobie normalne (jak na detektywa) życie. Aż do pewnego dnia, kiedy to do jego biura zawitała piękna dziewka i nic nie mówiąc, wręczyła mu czek. Z pism, które mu pokazała, dowiedział się, że ma zająć się problemami jej wuja. Otóż, wujaszkowi zachciało się nakręcić film na wzór filmów Mistrza. Facet miał kasę, więc nie powinno być żadnych problemów. Ale jednak były. Otóż cała obsada i ekipa przepadła w tajemniczych okolicznościach, a my, oczywiście, musimy sprawę wyjaśnić. Zaczyna się kolejne, nudne śledztwo. A Joseph chciał odpocząć...
Jak można się domyśleć, gra jest inteligentnym pastiszem filmów Hitchcocka (głównie "Ptaków" i "Psychozy"). Owe wyżej wymienione przebłyski świadomości są fragmentami filmów Mistrza. Także w grze znajdziemy mnóstwo momentów podobnych do fragmentów filmów Alfreda, a nawet plakatów reklamujących najsłynniejsze dzieła Mistrza. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo niestety żadnego z filmów Alfreda Hitchcocka nie miałem przyjemności obejrzeć. ;={
Na pierwszy rzut oka Hitchcock to typowa przygodówka Wanadoo. Jednak dosyć się różni od Draculi, Necronomiconu czy Loch Ness. Po pierwsze - interfejs. To raczej naturalne dla przygodówek Wanadoo, że międzymordzie jest niepotrzebnie skomplikowane. Tylko tutaj jest naprawdę na maksa skaszaniony i trudny, a w takim np. Draculi 2 mimo niepotrzebnego urozmaicenia i tak jest prosty. Po drugie - ilość dialogów. W Draculi 2 było ich bardzo mało i były bardzo krótkie. W Hitchcocku jest ich na tyle dużo, żeby nie miało się wrażenia, że gramy w niemą grę, i na tyle mało, że nie da się powiedzieć że jest przegadana. Po trzecie - w Hitchcocku (ile jeszcze razy będę musiał napisać to nazwisko?!?!) nie chodzimy w widoku FPP, jak to miało miejsce w innych produkcjach Wanadoo. Tutaj mamy tradycyjny, dwuwymiarowy widok z boku. Po czwarte - na pewno lepszy klimat...
Sterowanie w grze jest proste. Odbywa się przy pomocy klawiatury. Myszki używamy tylko wtedy, gdy oglądamy jakiś obiekt z bliska lub korzystamy z Inventory czy opcji. Niestety, bardzo upierdliwe są "ujęcia kamery zgodne z zasadami kina Alfreda Hitchcocka". Często zdarza się, że bohater idzie gdzieś dalej, a kamera pozostaje ciągle w tym samym miejscu. Przez to musimy sterować Josephem na oślep. Jest także kilka elementów zręcznościowych. I w tym momencie autorzy przegięli pałę. Osobiście nie mam nic przeciwko elementom zręcznościowym w grach przygodowych - w końcu przygoda nie musi nie oznaczać niebezpieczeństwa. Ale bez przesady - w jednym momencie bohater chodził po rusztowaniach, uważając przy tym, żeby nie zepchnęły go ruchome lampy. Jak w platformówce! Mało tego - u mnie często się zdarzało, że w tym bardzo upierdliwym momencie, jak się jechało (leciało?) ruchomą platformą, bohater często tracił po prostu zdolność ruchu! A nie można otwierać menu głównego podczas elementów zręcznościowych, Ctrl Alt Del nie działa, Alt F4 nie działa, więc trzeba resetować komputer! Zgroza! Płacz! Zgrzytanie zębów!
Do grafiki nie ma się co przyczepiać - po prostu ładna, szczegółowa, dokładna. Za to beznadziejna jest animacja bohatera - porusza się, jak ożywiony manekin. Można także się przyczepiać do muzyki - ona jest po prostu... dziwna. Czasami trafią się jakieś niezłe kawałki - ale reszta to słabizna, taka jakaś zbyt pogodna. W dodatku kawałki trwają kilka sekund - lecą więc non stop w kółko.
Zagadki są dosyć skomplikowane, EGM określił je jako "bez solucji ani rusz". I to prawda. Wiele zagadek jest "skojarzeniowych", czyli typu "włóż szpilkę do dziurki, otworzy się skrytka". Znajdziemy także kilka łamigłówek.
Jeszcze ostatnia rzecz - spolszczenie. Niezłe, szczegółowe, i byłoby wzorowe, gdyby nie to, że większość kwestii aktorów podkładających głosy kończy się trzaskiem. No i jeszcze przetłumaczenie podtytułu (w angielskiej wersji Director's Cut) - EGM napisał, że lepiej by brzmiało "Ostatnie Ujęcie", a nie "Ostatnie Cięcie". Zgadzam się z nim, chociaż to czepianie się szczegółu. Ale gdyby powstało Hitchcock: Director's Cut (wersja reżyserska, tak to się tłumaczy [a wszystko wskazuje na to, że z gry usunięto kilka momentów]), to chyba podtytułu nie przetłumaczyliby na Cięcie Dyrektora? Poza tym, to dyrektor by ciął, czy byłby cięty? :+)))
7 | PLUSY: Fabuła + Fragmenty filmów mistrza + Grafika + Miejscami muzyka |
MINUSY: Animacja bohatera - W większości muzyka - Bez solucji ani rusz - Element zręcznościowy na rusztowaniach... |
autor: AleX-Under