Jest taki mem, na którym Alan Parrish z Jumanji przeżywa rozterki życiowe związane z rokiem, w którym się znalazł. Dokładnie takie było dla mnie STASIS.

Oczywiście spory wpływ ma na to izometryczny widok. Ostatni raz widziałam go z dziesięć lat temu, a może i jeszcze dawniej. Nie będę ukrywać, że spodziewałam się iż ten powrót w czasie pociągnie za sobą również inne przygodówkowe korzenie. Te, które już dawno zostały wycięte w procesie modernizacji gatunku, ponieważ czyniły rozgrywkę toporną. W zamian przypomniałam sobie dlaczego wiele lat temu do gier wideo przyciągnęły mnie właśnie przygodówki.
Nazwa jak ulał
Fabuła nie jest specjalnie odkrywcza. Nasz bohater budzi się w nieznanym miejscu i musi dojść do tego co się właściwie stało. Podobnie zaczyna się choćby Forever Lost i chociaż nie jest to nic nowego, STASIS nigdy nie wydało mi się powtórką z rozrywki. Zwiedzany statek badawczy kryje wiele tajemnic i w miarę postępu, będziemy odkrywać coraz to większe rewelacje. Warto zwrócić uwagę, że ta gra nie jest dla każdego, szczególnie nie dla ludzi o wrażliwym żołądku.

Historia jest momentami dość emocjonalna, ale nigdy nie przeżywałam jej razem z bohaterem. Wolne tempo rozgrywki sprawiało, że nie byłam związana z nim mentalnie. Niemniej jednak STASIS nigdy mnie nie nużyło. Fabułę poznajemy głównie poprzez czytanie dzienników załogi, a niektórzy naprawdę potrafili się rozpisać. Mimo to, czytałam wszystko co wpadło mi w ręce, ponieważ intryga jest naprawdę zajmująca. Szczególnie, że każdy z personelu miał swoją własną perspektywę z uwagi na dział oraz stopień uprawnień na statku. Gdyby tylko cały czas nie pisali „nie wiem czy komuś to się przyda”. Doceniłabym żart raz czy dwa, ale później był już tylko upierdliwy, a mała czcionka wykańczała moje oczy.



Przez cały czas kierujemy poczynaniami Johna, byłego nauczyciela. Później w rozgrywce będziemy kontaktować się z innymi osobami, co głównie oznacza tylko tyle, że czasami otworzą się jakieś drzwi i nie będziemy czuć się samotnie. John potrafi biegać, jest śmiertelny, a jego głos jest tłumaczony na polski, jeśli wybierze się odpowiednią opcję językową. Czasami jednak woli wybrać dłuższą drogę (zamiast przejść dwa metry w prawo – obiegnie całą recepcję), a jego pełne przerażenia krzyki lub odgłosy wysiłku nastąpią dopiero po wykonaniu danej czynności. Pod koniec wykazuje się zmianą charakteru i normalnie dałabym plus za rozwój postaci, ale tak naprawdę jest tylko jedna scena, gdzie zachowuje się wyraźnie inaczej. Dodatkowo nigdy nie wiadomo czy John ma coś do powiedzenia o danym przedmiocie czy też nie. Każda rzecz z kursorem oka posiada swój opis, ale niektóre dostają dodatkowo linię monologu lub nawet dialogu jeśli się na nie kliknie. Niewiedza o tym które jest dość irytująca. Można również zobaczyć kawałek, gdzie John nie trafił jeszcze na statek badawczy i cóż… powiedzieć, że wyglądał jak zombie to chyba mało.
Krzyk w oddali
Największą moją bolączką był brak ustawień rozdzielczości. Gra wyświetlana jest w 720p i koniec. Uruchamia się na pełnym ekranie, ale dla mnie rozciągnięta do 1080p wygląda bardzo nieestetycznie. Ostatecznie grałam po prostu w oknie, co było sporym ciosem dla klimatu, a mała czcionka w dziennikach była tym bardziej odczuwalna. Filmowe cut-scenki wyglądają dobrze w każdym rozmiarze, dlatego początkowo nie miałam tego problemu. Pierwsza, wprowadzająca wygląda szczególnie ciekawie. To tylko statek dryfujący w przestrzeni, ale wygląda jak intro ze starych kinematografii Star Treka.

Muzykę tworzył Mark Morgan, a dodatkową, co ciekawe - Daniel Sadowski. Przynajmniej byłoby to ciekawe gdyby był to nasz Daniel Sadowski ze studia Nitreal, ale nie, to tylko zbieżność nazwisk. W każdym razie muzyka oraz przede wszystkim dźwięki stanowią duszę STASIS. Nie wyobrażam sobie tej gry bez nich. Nawet nie wiecie jak wielkie wrażenie sprawia usłyszany krzyk podczas czytania dokumentu, kiedy kolejna linijka tekstu mówi o właśnie usłyszanym krzyku. Niestety pod koniec nałożone jest zbyt wiele kawałków i natrafiamy na kakofonię dźwięków, która szczególnie jest odczuwalna w pomieszczeniu, gdzie czekają kolejne dokumenty do przeczytania. Poza tym sam dźwięk w grze wydaje się ignorować ustawienia systemowe i zawsze przed uruchomieniem gry ściszałam wszystko o połowę, by nie ogłuchnąć.



Techniczne potknięcia przejawiały się czasami w bardzo osobliwy sposób. Na początku rozgrywki John zniknął mi nagle z ekranu, by wyłonić się z nicości gdy tylko zleciłam mu się ruszyć. Mniej więcej od połowy gry u dołu ekranu pojawiła się biała „1” i została tam już do końca gry, ignorując nawet ponowne uruchomienie. Tylko tak naprawdę mało dziwią mnie te problemy. Gra była tworzona przez garstkę osób, co tak naprawdę widoczne jest dopiero na napisach końcowych mieszczących całą ekipę na jednym ekranie.
Jak za dawnych lat, tylko lepiej
Techniczne zgrzyty na bok, STASIS jest przygodówką jak ze starych lat, jednocześnie starając się omijać największe bolączki przeszłości. Poziom trudności zależy od czasu jaki poświęcimy każdej lokacji. Czasami nie obędzie się bez polowania na piksele, ale przeważnie ważne przedmioty oznaczone są małym światełkiem. W moim przypadku każde utknięcie wiązało się z przegapieniem jakiejś szafki do przeszukania czy też samego przejścia do innej lokacji. Same zagadki są logiczne, ale czasami właściwe rozwiązanie nie było tym, co pierwsze przyszło mi do głowy. W skrócie – sporo utykałam. Na szczęście John przemieszcza się po statku nie oglądając się za siebie, więc nigdy nie ma zbyt wielu lokacji, gdzie można by coś przeoczyć.

Atmosfera jest tym, co naprawdę się twórcom udało i co przyćmiewa większość niedociągnięć. Ostatecznie nawet cieszę się z izometrii, bo niektóre widoki z bliska chyba pożegnałyby mnie z obiadem. Gra jest cudownie ohydna z całą masą mięsistych dźwięków plaśnięć i krzyków w oddali. Strach budowany jest przez dźwięki i nigdy nic nie wyskakuje nam przed oczami tracąc swoją moc. Przez całą rozgrywkę gracz utrzymywany jest w poczuciu niepewności tego co czeka za rogiem. Poza tym rzeczy, które przychodzi nam wykonywać są dość szokujące. Jak już wspomniałam, John może zginąć, ale konsekwencją dla gracza jest osiągnięcie Steam oraz powrót do chwili przed fatalnym posunięciem. Mimo to zapis manualny jest również możliwy. Widać, że wygoda gracza miała spory priorytet.
Końcowe przemyślenia
STASIS pokazuje, że dobra atmosfera i dbałość o gracza potrafią przyćmić problemy techniczne. To gra, która czerpiąc z przeszłości przypomina o zaletach przygodówek i sprawia, że z własnej woli chce się czytać masę tekstu. Spędziłam z produkcją 7,5 godzin pełnych zaciekawienia, strachu, napięcia, zdumienia i frustracji. Przypomniałam sobie jak to jest polować na piksele i szukać rozwiązania, które mam przed nosem. W zasadzie jedyne co wciąż stanowi dla mnie zagwozdkę to ostatnie półtorej minuty, które nazwałabym epilogiem. Fakt, że wciąż o nim rozmyślam jest dla mnie rekomendacją samą w sobie.
7 | PLUSY: intrygująca fabuła + udźwiękowienie + pełnowartościowa rozgrywka |
MINUSY: mała czcionka w dziennikach - tylko 720p - pomniejsze wpadki techniczne |
Autorka: Kami
Na podstawie wersji Steam. Wszystkie screeny autorstwa własnego.
dnia 13.10.2015 22:00
dnia 30.12.2015 11:03