Action-adventure ma mało z przygodówkami wspólnego, jeśli w ogóle. Walka, strzelanie, pościgi i gdzieś tam w kącie, jakaś drobna układanka. Takich gier jest tysiące. Jednak tylko jedna stawia właśnie na przygodę - Murdered: Soul Suspect.
Ronan O'Connor wychował się w dziwnej rodzinie, gdzie nauczono go uczcić każde wykroczenie tatuażem. Dorastając stopniowo pokrył tuszem większość swojego ciała. Bardziej oczywisty co do swoich występków mógłby być tylko z napisem PRZESTĘPCA na czole. Ostatecznie jednak spotyka go tragedia życiowa i kończy z odznaką w dłoni. W Polsce żeby być nauczycielem, trzeba corocznie płacić 50 zł za zaświadczenie o niekaralności, a w Stanach stróżem prawa może zostać każdy wyrzutek. Kraj wolności. Jakim bohaterem Ronan mógł zostać nikt się nie dowie, ponieważ od razu wylatuje przez okno i tak kończy swój żywot.
Koniec gry? To dopiero początek. Murdered: Soul Suspect przedstawia nowy podgatunek gier: detektywistyczno-paranormalny, w którym jak opisująco mówi polski podtytuł – prowadzimy śledztwo zza grobu.
Z lupą przy ziemi
Jako że jest to gra z detektywem, to oczywiście będziemy szukać poszlak i wskazówek, a można ich znaleźć setki w każdym zakamarku. Główne śledztwa to nic, w porównaniu z masą innych znajdziek i dodatkowych zadań, które starczyłyby na wypełnienie dwóch gier.

Głównie jednak będziemy przeszukiwać miejsce zbrodni ograniczone policyjną taśmą. Postępy będą wyświetlane przez licznik w lewym-dolnym rogu ekranu. Usatysfakcjonowani, możemy dane śledztwo zakończyć i wybrać odpowiednie poszlaki, układając je w chronologicznej kolejności. Tak, oto przyszłość gier Hidden-Object. Przy czym nie musimy mieć wszystkich dowodów, by sprawę zamknąć. Grunt to znaleźć te kluczowe, które przeważnie nie są ukryte w rogu za fotelem. Nie liczcie tu też na jakąś złożoność. Jeśli trzeba wskazać na kościół, to wybrać trzeba po prostu zdjęcie budynku, a nie dowód, który na to miejsce naprowadził.
Odkrywanie poszlak nie ogranicza się jedynie do najechania kursorem na interesujący nas obiekt. Chociaż nawet to nie jest takie łatwe. Dowody same w ręce nie wpadają, często trzeba ustawić się idealnie do przedmiotu, by pojawiła się opcja zebrania. Jak dla mnie idealnie, w końcu mamy tu być detektywem, a o poszlaki często można się wręcz potknąć.



Mając dany przedmiot na oku, czasami dostaniemy dodatkowe zadanie wyłuszczenia go z ogółu, np. wskazanie konkretnego zdjęcia. Będzie można usłyszeć wtedy dźwięk, który ma naprowadzić gracza na źródło. Nie jest to takie trudne, aczkolwiek zawsze zapominałam o tym mechanizmie, bo gra jest pełna dźwiękowych powiadomień i łatwo o stępienie zmysłu. No i tu wychodzi największy grzech Murdered. Brak konsekwencji przy złej dedukcji. Oprócz wizualizacji tego, że coś sknociliśmy (ocena 1-3), nie ma żadnej presji by zrobić coś dobrze. Dowody można wybierać, aż w końcu trafi się na ten właściwy. Naprawdę dziwi mnie, że twórcy woleli nagrać tysiące linii dialogowych mieszkańców Salem, niż zadbać o bardziej realne śledztwo, albo chociaż jego iluzję jak w grach Telltale.
Duchowe misje
Naszego mordercy będziemy szukać w rodzimym Salem, w stanie Massachusetts. Początkowo miałam zamiar narzekać na restrykcyjność tego miejsca, ale z biegiem fabuły można się po nim poruszać coraz swobodniej, co ma sens, ale zdecydowanie zaboli wszystkich eksploratorów.

Miasto pełne jest paranormalnych elementów części siedemnastowiecznych budowli, często nadpalonych, które należąc do pośmiertnego świata są niemożliwe do przeniknęcia (Ronan jako duch ma kilka asów w rękawie). Dzięki takim blokadom czułam się bardziej jak postać w danym świecie, a nie tester w debug mode, prący naprzód przez wszelką materię. Poza tym Salem jest zamieszkane przez inne duchy. Niektóre skore do rozmowy, inne znikające przy próbie zbliżenia się, wyglądające jak z filmu Inni z Nicole Kidman.
Duchy stanowią część side-questów, ponieważ niektórym z nich możemy pomóc przejść na drugą stronę. To jedne z lepszych dodatkowych zadań, choć ogólnie są dość płaskie i czasami nielogiczne.
ta część zawiera spoiler dotyczący jednego z side-questów
Przykładowo, mamy wybadać dla kobiety, czy jej mężczyzna zdradzał ją przed śmiercią. Okazuje się, że z drugą kobietą zbliżył się właśnie dzięki śmierci pierwszej. Skąd więc przypuszczenie o zdradzie? Duchy zostają w tym międzyświatku, ponieważ mają jakieś niedokończone sprawy, dlatego niemożliwe jest by duch nabrał podejrzeń już po śmierci.
Nie myślano też zbytnio o ubiorze tych nieszczęśników. Na początku gry spotkamy ostro balangującą niegdyś narkomankę, która ubrana jest w zwykłą bluzę i dżinsy. Już April Ryan z The Longest Journey była większą pankuwą. Prócz zabawy w rodzinnego psychologa, można też zbierać przedmioty odblokowujące historie o zjawach, notatki zmarłej żony Ronana (które mogą być całkiem ciekawe jeśli będzie się je czytać) i pomniejsze znaleziska, które powiedziałabym, że można pominąć.



W miarę rozrastania Salem coraz bardziej brakowało mi mapy. Szczególnie w drodze do kościoła, gdzie można się dostać tylko drogą biegnącą przez łatwy do przeoczenia zaułek. O appce rodem z Assassin’s Creed: Black Flag możecie zapomnieć. Mało tego, mapy nie ma nawet w grze. Do pre-orderu dołączany był kod, który nie jest teraz dostępny nawet jako DLC. Z kodem można odblokować dostęp do mapy na specjalnej stronie, która wymaga rejestracji i podania pełnych danych osobowych. Można pomyśleć, że przechodząc coś takiego owa mapa musi być cudem techniki, ale jedyne co się dostaje to plansze z zaznaczonymi wszystkimi znajdźkami oraz listy dowodów do zebrania i odhaczenia ręcznie żeby… w zasadzie to nie wiem nawet po co. Ktoś w Airtight Games miał chyba gorszy dzień.
Koktajl atmosferyczny
Gra ma trochę lepszych i gorszych elementów. Do tych lepszych zdecydowanie należy rozgrywka i fabuła, bo w Murdered po prostu dobrze się gra. Ronan dorabia się z czasem małego pomocnika w postaci Joy, która przypominała mi Fetch z InFamous: Second Son. Trochę obdarta, żadna z niej piękność i ubrana normalnie, a nie jak lalka Barbie. Joy ma też buńczuczny charakterek i jej kąśliwe wymiany zdań z Ronanem zdecydowanie podnosiły atmosferę.

A atmosfera gry jest dość dziwaczna. Ni to straszna, ni poważna, ale również nie komediowa. Z jednej strony mamy te wszystkie duchy i side-questy o tematyce śmierci, a z drugiej możemy nawiedzić kota i zacząć miauczeć przez pół godziny. Wcielenie się w mruczusia i łażenie po rusztowaniu jest naprawdę urocze (mimo że wspinanie się po pnączach trochę kłóci się z logiką), ale trochę z innej paki. Jakkolwiek jest to niepoważne, gra się świetnie.
Horroru tu także nie doświadczymy, mimo że spotkamy przypominające dementorów zjawy, mogące wyssać nam… duszę? Nie do końca rozumiem zagrożenie śmiercią po śmierci, ale oto jest. Jest to też najgorszy element gry i nie dlatego, że stanowi jedyny element akcji w grze bardziej przygodowej, ale dlatego, że jest po prostu zbędny. Chociaż, powiedzmy, rozumiem chęć pozostania w kategorii action-adventure. Na demony natrafimy przeważnie wychodząc z danej lokacji i jako pomocny duszek Ronan nie da rady stanąć z nimi w szranki. Może je jednak wysłać na zieleńsze pastwiska przeprowadzając egzorcyzm. Uciążliwe i nic więcej.

Fabuła jest ciekawa, mimo że w środku robi się trochę głupia. Jak będąc mieszkańcem Salem można nie wiedzieć o sposobach tępienia czarownic? Mimo, że łatwo wyprzedzić Ronana w roli detektywa, to mały twist na końcu był dla mnie dość zaskakujący. Szukanie kolejnych dowodów jest na tyle urozmaicone, że przez 8 godzin rozgrywki nie poczułam monotonii. Chociaż trzeba przyznać, że w większości powtarzamy jeden schemat – znajdź dowody i wysuń wnioski. O'Connor od czasu do czasu uraczy gracza własnym komentarzem, ale nie blokuje przy tym dalszej rozgrywki, jak Aiden w Watch Dogs.
Kilka ostrych kantów
Murdered: Soul Suspect stąpa po granicy między action a adventure i nie może się zdecydować, w którą stronę pójść. Gra jest mocno oparta na fabule i jak na taką cena 39,99 euro na Steam lub 129,99 zł od Cenegi to trochę za dużo.



Nieskończona ilóść znajdziek błaga o end-game, którego nie dostaniemy. Dopieszczeni mieszkańcy Salem, którym możemy czytać w myślach nie mają nic ciekawego do… pomyślenia. Dedukcja wygląda dość łopatologicznie i nie wszystko jest zawsze logiczne. Np. Ronan chodzi ciągle z papierosem, bo ponoć z nim umarł i jest na niego skazany już po wsze czasy. Mimo, że w intrze wyraźnie widać jak owy papieros wypada mu z ust i jeśli już coś powinno z nim zostać po śmierci, to broń z której oddaje strzały do momentu wylądowania na asfalcie.
Nie da się jednak Murdered odmówić wielu zalet. Grafika na początek, razem ze świetnym angielskim dubbingiem i bardzo dramatycznym udźwiękowieniem – muzykę pisał Jason Graves, twórca m.in. soundtracku do Tomb Raidera z 2013 roku. Dobrze zbudowane postaci, mimo iż w większości oparte na stereotypach i masa dramatycznych historii, które możemy poznać rozmawiając z innymi duchami. Kapka humoru z wcielaniem się w kota i Deus Exem na monitorach w komisariacie. Przede wszystkim jednak ciekawa fabuła i czysty fun z rozgrywki.

Murdered: Soul Suspect jest dobrym początkiem do doszlifowania w kolejnych odsłonach. Mogę spokojnie polecić każdemu (jak trochę stanieje).
7 | PLUSY: masa dodatkowych treści + kreacja świata i postaci + symulator kota + ciekawa fabuła nowego IP + angażująca rozgrywka |
MINUSY: łopatologiczne dedukcje - brak motywacji do poprawnych wyborów - hocki-klocki z mapą - zbędne potyczki z upiorami |
Autorka: Kami
Na podstawie wersji Steam. Wszystkie screeny autorstwa własnego.
dnia 17.06.2014 20:47
dnia 17.06.2014 21:15
dnia 17.06.2014 21:27
dnia 18.06.2014 21:54
dnia 18.06.2014 22:24
dnia 13.09.2014 11:34
dnia 16.10.2017 18:49