The Raven - Legacy of a Master Thief: Ancestry of Lies - recenzja

Ostatnim razem sporo narzekałam na pierwszy epizod The Raven - Legacy of a Master Thief. Scenariusz wydawał mi się zwykłym plagiatem A. Christie, napotkałam poważny bug niepozwalający kontynuować rozgrywki, a w dodatku cena 24.99 euro, którą wydawca każe płacić już na wstępie jest oszałamiającą sumą dla przygodówki. Szczególnie dla niezbyt oryginalnej i zbugowanej, wydawanej w epizodach. No cóż… drugi z nich nie ratuje honoru produkcji.

Od razu powinnam zaznaczyć, że pierwszy epizod miał też sporo zalet, z których najlepszą wg. mnie był niesztampowy główny bohater. Przygodówki to wspaniały gatunek, który nie wymaga białego, młodego, szczupłego, umięśnionego mężczyzny w roli herosa ratującego świat, aby się sprzedać. W tych grach naszą planetę może ratować dziewczyna w wielkim kożuchu, jak Nina Kalenkow z pierwszych Tajnych Akt. Co prawda w kolejnych częściach występowała już w przymałych ubraniach pokazując wszystkie zalety operacji plastycznej swojego modelu, ale wciąż się liczy. Anton Zellner, konstabl z The Raven jest podstarzały, walczy z nadwagą, łysieje i ma problemy z sercem. Z jednej strony cudownie, ale z drugiej wciąż przychodził mi na myśl Herkules Poirot, co pogłębiało tylko moje przekonanie o kopiowaniu A. Christie. Niemniej jednak gra mogła się poszczycić również bardzo dobrą ścieżką dźwiękową, dubbingiem i całkiem przyjemnymi lokacjami. Ogólnie lekka casualowa produkcja dla mało wymagających.
O fabule słów kilka
Tym razem w dużej mierze dostaniemy po prostu powtórkę z rozrywki. Gra podzielona jest na dwie części, z czego całość zajmuje maksymalnie 4 godziny. Czyli praktycznie połowa pierwszego epizodu. Rozpoczniemy dokładnie tam gdzie skończyliśmy, czyli na statku. Czytelniku – jeśli chcesz aby fabuła pozostała dla Ciebie całkowitą niespodzianką – przeskocz do następnej części.

ta część zawiera spoilery z zakończenia pierwszego epizodu
Nasz konstabl odkrywszy zabójcę Baronowej Von Trebitz, będzie musiał wydostać się z ramion mordercy aby nie skończyć tak jak ona. Poprzednio został potraktowany chloroformem, dlatego teraz cała scena wygląda jak teledysk z lat 60. W sumie ciekawy zabieg, ale zadanie które zostaje przed nami postawione, a dokładnie wymuszona kolejność jego wykonania nie ma absolutnie żadnego sensu.
W następnej scenie będziemy musieli zrelacjonować odkryte przez nas wydarzenia pozostałym pasażerom. Twórcy zastąpili w ten sposób cut-scenkę previously i tym samym wprowadzili mały test. Aczkolwiek „test” to dużo powiedziane, ponieważ jest to gra mocno nastawiona na casualowych graczy, więc złe odpowiedzi nie mają żadnych konsekwencji.



Po długiej relacji trafimy w końcu do muzeum, które będzie miejscem wydarzeń dla konstabla Zellnera i które stanowi jedyną część, gdzie rzeczywiście gramy w coś nowego. Druga połowa to w końcu szumnie zapowiadany moment, kiedy zobaczymy wydarzenia z innej perspektywy jako słynny złodziej. No właśnie, tylko… niezupełnie. Mogę Wam tylko powiedzieć, że oczekiwanego przeze mnie starcia staruszków nie będzie. Przynajmniej nie teraz.

To, gdzie druga połowa zawodzi, to samo prowadzenie fabuły, ponieważ nie składa się ona z niczego więcej jak tylko niewyjaśnionych momentów jedynki. Sprawia to wrażenie, że epizod był pisany na szybko i nie poświęcono mu zbyt dużo uwagi.
Na szybko
O braku dopracowania świadczą też błędy techniczne, których można uświadczyć całkiem sporo. Co prawda tym razem nasza postać nie utknie nagle między krzesłami, czy nawet na środku pomieszczenia, ale pojawia się problem z przechodzeniem do kolejnej lokacji. Twórcy The Raven ustawili sobie za punkt honoru tworzenie niewidocznych przejść. Ponieważ każdorazowe ujawnienie hotspotów jest karane ujemnymi punktami, gracz jest zniechęcany do użycia tej opcji. Poza tym same znaczniki zlewają się z lokacjami i nie są widoczne za długo, więc użycie ich nie jest zbyt pomocne tak czy siak. Ostatecznie więc przyjdzie nam smarować kursorem po całym ekranie w poszukiwaniu następnego pomieszczenia. Natomiast w pociągu tak jak poprzednio niektóre przejścia w ogóle nie są zaznaczone, więc w momencie kiedy nasza postać zatrzymuje się na skraju ekranu i nic się nie dzieje – nie wiadomo, czy nie może poruszać się po całym pociągu ze względów fabularnych, czy po prostu coś nie zaskoczyło. Oszczędzając Wam czasu na zastanowienia – zawsze będzie to to drugie.

Kolejnym wadliwym elementem są dźwięki w muzeum. Twórcy bardzo ambitnie dorobili do zwykłych kwestii dialogowych echo, które imituje głos w wielkim gmachu. Efekt jest naprawdę świetny, tyle że czasami zamiast danego zdania usłyszymy samo echo. Na końcu korytarza znajdziemy natomiast naszego znajomego grajka, który przygotowuje się do koncertu. Zamiast jednak grać na skrzypcach, będzie głównie szarpać kilka strun. Taki dżingiel podczas dialogu z inną postacią jest niezmiernie irytujący. Tym bardziej, że stojąc dość daleko powinien być dużo cichszy, a tymczasem wydaje się jakby grał tuż obok. Początkowo nie wiedząc jeszcze o pochodzeniu owego dźwięku, myślałam że to jakiś nowy indykator ważnego wydarzenia, który najwyraźniej się popsuł, bo słyszałam go nawet dwa razy na jedno wypowiedziane zdanie. Dodatkowo muzyka czasami w ogóle zapomni się włączyć w tle.
Ot zagadka
Sama fabuła jest bardziej oryginalna, a przynajmniej ten krótki kawałek w muzeum. Niestety zostaje on popsuty przez źle zaprojektowaną jedyną w grze łamigłówkę.
ta część zawiera opis łamigłówki bez szczegółów jej rozwiązania
Naszym zadaniem będzie ułożenie czterech symboli w odpowiedniej kolejności. Anton mówi do siebie, że zrobi szkice owych symboli – super, bo w miejscu gdzie mamy je ułożyć są dość niewyraźne, co dodatkowo utrudnia fakt, że są do siebie podobne. Niestety owe szkice nie lądują w dzienniku do którego mamy wgląd przez całą grę. Dlaczego? Poza tym większość z Was zapewne od razu domyśli się co należy obejrzeć na wystawie w muzeum aby rozwiązać tą łamigłówkę. Niestety nie Zellner, który tą informację musi otrzymać od kogoś innego i dopiero wtedy możemy obejrzeć dany przedmiot, bo wcześniej nie jest w ogóle aktywny. W dodatku badając ową rzecz nie ma żadnego przybliżenia kamery, która normalnie w lokacji jest zawieszona aż pod sufitem, a przedmiot stoi bokiem, więc stanowi równie dobrą podpowiedź co żadną. Powinien on być aktywny już wcześniej, dzięki czemu osoby oglądające wszystko w lokacji mogłyby od razu łamigłówkę rozwiązać. Szczerze mówiąc nie wiem czy jest to sztuczne przedłużanie gry, czy po prostu bardzo źle zaprojektowany element.

Jak już wspomniałam wyżej, nasze pierwsze zadanie również nie należy do zbyt sensownych. Niestety większość zagadek w tej grze wydaje się zwyczajnie wciśnięta na siłę.
Ocalały dorobek
Na szczęście to, czego nie udało się twórcom popsuć to klimat. Aczkolwiek biorąc pod uwagę fakt, że jedynymi nowymi lokacjami w grze są muzeum i dworzec, nie musiało to być zbyt trudne. Większość muzyki również jest tym co już słyszeliśmy, a Zellner nadal jest postacią, którą dobrze się gra. Jego humor jest lepszy niż poprzednio, tym razem rzeczywiście można się kilka razy uśmiechnąć pod nosem. Niestety druga grywalna postać wyda się przy nim bardzo słabym charakterem, a to że w połowie gry można dowiedzieć się co, kto i jak zrobił, zdaje się studzić oczekiwania na trzeci epizod.


Za to zdecydowanie podobało mi się użycie większej ilości cut-scenek, które wyglądają bardzo dobrze i stanowią jedyne chwile, kiedy postacie rzeczywiście pasują do otoczenia. Podczas normalnej rozgrywki bardzo odznaczają się na tle lokacji i wyglądają trochę plastikowo. Niestety nadal nie przyciemniono wnętrza ich jamy ustnej, co tylko pogłębia efekt sztuczności.

Dubbing jest utrzymany na poziomie z jedynki. W międzyczasie grałam w Cognition, więc nie powiem już, aby był wyjątkowo dobry, bo przy Erice Reed wszyscy brzmią trochę na wypranych z emocji. Niemniej jednak wciąż bardzo dobry.
Panie, kończmy już
Ok, więc mamy jakąś godzinę lepszej fabuły niż w jedynce, a poza tym same powtórki. Źle zaprojektowane zagadki, które powciskano na siłę, żeby przedłużyć rozgrywkę jak tylko to możliwe. No i zmianę bohatera na gorszego oraz wyjaśnienie wszystkich niewiadomych z poprzedniego epizodu. Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego zdecydowano się wydzielić tą część gry jako osobny produkt. Co więcej, nie wiem w ogóle dlaczego podzielono grę na epizody. Jeśli już, bardziej logicznym byłoby podzielenie na dwa – śledztwo Zellnera w jednej i zmiana postaci w drugiej. Twórcy mówili, że pozwoli to na zebranie środków i dopracowanie kolejnych epizodów. Dopracowanie? Jakie dopracowanie?



Co prawda grę kończymy z chęcią na więcej, ale jak tu nie chcieć więcej skoro ledwo co zaczęło się grać? Drugi epizod The Raven nie jest satysfakcjonujący i nie wyjaśnia wysokiej ceny. Można się tylko bać co będzie w trzecim.
4 | PLUSY: zachowany lekki klimat jedynki + więcej dobrych cut-scenek + kawałek nowej fabuły bardziej oryginalny niż poprzednio |
MINUSY: krótka - zagadki powciskane na siłę i źle zaprojektowane - większość fabuły to powtórka - drugi bohater nie dorównuje Zellnerowi - epizod bez żadnych podstaw do stanowienia osobnego produktu - bugi - za droga |
Autorka: Kami