Jest późny wieczór. W barze Stray Sheep przebywa niejaki Vincent. Mężczyzna regularnie spędza tam czas na pogawędkach z paczką kumpli. Koledzy zdążyli już opuścić lokal, lecz on zdecydował się zostać w celu wypicia kolejnego drinka. W pewnym momencie do stolika Vincenta przysiada się młoda kobieta. Nasz bohater odczuwa lekkie onieśmielenie, widząc przed sobą niewiastę o twarzy anioła i ciele kusicielskiej bogini. Na dodatek, ubiór tajemniczej nieznajomej więcej odkrywa niż zasłania. W trakcie konwersacji dziewczyna lgnie do Vincenta niczym pszczoła do miodu. Natomiast on, będąc pod wpływem alkoholu oraz niebywałego uroku rozmówczyni, łatwo poddaje się jej prowokującemu zachowaniu. Nazajutrz rano mężczyzna budzi się i widzi w swoim łóżku nagą kobietę... Zanim pogratulujecie mu wyrwania ekstra laski, wiedzcie, że od kilku lat ma stałą partnerkę. Jak łatwo się domyślić, skok w bok przysporzy problemów niewiernemu samcowi. Co gorsza, miłosna przygoda przerodzi się w koszmar w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Powyższy wstęp prezentuje punkt zapalny fabuły gry pt. Catherine. Trzeba przyznać, iż nieczęsto spotykamy się z tego rodzaju tematyką w świecie wirtualnej rozrywki. Deweloperem, który postanowił wykazać się oryginalnością w branży jest firma Atlus z siedzibą w Tokio. Ów producent i zarazem wydawca podarował wcześniej graczom m.in. cykl z gatunku jRPG Megami Tensei oraz medyczną serię Trauma Center. Starsze tytuły Atlusa ukazały się na różnych platformach, w tym PS2, PSP czy NDS. Z kolei za sprawą Catherine japońska ekipa zadebiutowała na Xboxie 360 i PlayStation 3. Produkcja została najpierw wydana w lutym 2011 r. na terenie Kraju Kwitnącej Wiśni, a do Europy trafiła niespełna rok później.
Opłakane skutki miłosnego trójkąta
Główny bohater gry to oczywiście wspomniany wyżej Vincent. Ten 32-letni mężczyzna nie należy do ambitnych ludzi, dryfuje przez życie bez szczególnego celu i przeraża go myśl o wzięciu jakiejkolwiek odpowiedzialności. Inaczej przedstawia się sprawa Katherine, dziewczyny naszego protagonisty. Oboje dobrali się na zasadzie przeciwieństw, gdyż kobieta jest o wiele bardziej dojrzała, kieruje się zdrowym rozsądkiem, a także spełnia się zawodowo. Zakochaną parę poznajemy na takim etapie związku, kiedy Katherine próbuje uświadomić Vincenta o konieczności zawarcia małżeństwa. Obdarzony mentalnością dużego dziecka mężczyzna nie reaguje z entuzjazmem na uwagi drugiej połówki. Nie skacze też z radości na wieść, że być może zostanie wkrótce ojcem. Na arenę wkracza wówczas panna z baru, która dziwnym zbiegiem okoliczności również nosi imię Catherine, z drobną różnicą w postaci pierwszej litery. Dziewczyna wydaje się szybkim rozwiązaniem dylematów Vincenta, a dla Katarzyny nr 1 powodem do rozglądania się za lepszym kandydatem na męża. Niezdecydowany bohater nie potrafi jednak podjąć konkretnej decyzji. Z jednej strony darzy stałą partnerkę uczuciem i ma wyrzuty sumienia z powodu zdrady. Z drugiej, nowa "przyjaciółka" w pewnym stopniu uosabia najskrytsze marzenia nieboraka, lecz jednocześnie żąda obietnicy wierności. Na domiar złego, Vincenta co noc dręczą sny, w których musi przesuwać dziwne klocki i prędko wspinać się po nich na górę. Wiadomo, że każdy miewa koszmary, ale w produkcji Atlusa nabierają one realnych kształtów. Miasto, gdzie osadzono akcję boryka się z następującymi we śnie zgonami. Ofiarami są wyłącznie mężczyźni, a ich pośmiertne oblicza przypominają twarze ofiar klątwy z filmu Ring. Mówiąc krótko, sytuacja nie do pozazdroszczenia.
Jak można sklasyfikować fabułę Catherine? Chyba najbardziej adekwatnym określeniem jest niekonwencjonalny horror romantyczny. Taka nazwa pada zresztą w samej grze. Na pierwszy plan wysuwają się miłosne rozterki głównego bohatera, które oprawiono w ramy opowieści grozy. Uczuciowe zawirowania w życiu Vincenta bynajmniej nie sprowadzają scenariusza do poziomu płytkiego Harlequina. Owszem, zawiera on treści o zabarwieniu erotycznym, na które zwracała uwagę kampania reklamowa gry. Mimo wszystko twórcy nie poszli na całość w tej dziedzinie i nie oparli swojego projektu na demonstrowaniu tzw. pikantnych momentów. Zdecydowanie bardziej szczodre w pokazywaniu golizny są teledyski gwiazd współczesnej muzyki. Tokijskie studio skupiło się natomiast na głębszych aspektach relacji międzyludzkich. Losy bohaterów Catherine posłużyły za pretekst do wprowadzenia wielu poważnych tematów, jak np. odpowiedzialność, uczciwość, ponoszenie konsekwencji za popełnione czyny czy nawet patologia w rodzinie. Dzięki temu japońska produkcja skłania odbiorców do różnych rozważań natury egzystencjalnej. Jeżeli zaś chodzi o elementy grozy, przez cały czas będzie nam towarzyszył specyficzny nastrój osaczenia oraz niepewności, a ponadto zetkniemy się z paroma dość groteskowymi obrazkami. W miarę rozwoju fabuły, atmosfera staję się coraz gęstsza zarówno na niwie świata realnego, jak i upiornych snów. Wprawdzie tytuł od Atlusa nie przeraża tak jak produkcje studia Frictional Games, lecz niejeden raz udzielił mi się niepokój głównego bohatera.
Śmiercionośne puzzle
Cechy oryginalności przejawia również rozgrywka, która podąża utartą przez scenariusz drogą i nie daje się przyporządkować jednemu gatunkowi. W zasadzie można ją podzielić na trzy etapy, zależne od pory dnia. Najważniejszą część stanowi noc, będąca połączeniem gry logicznej ze zręcznościówką. W fazie koszmaru bohater trafia na uformowaną z klocków ścianę, a my musimy pomóc naszej postaci w dotarciu na szczyt konstrukcji. W tym celu przesuwamy ruchome bloki, stwarzając przejście na wyższe poziomy. Należy przemieszczać się w żwawym tempie, ponieważ wraz z upływem czasu dolne segmenty wieży zaczynają odpadać. Kolejne ściany stają się coraz bardziej wymagające ze względu na urozmaicenia w postaci śliskich sześcianów, bomb, kolczastych pułapek itp. Oprócz tego napotkamy szereg ułatwień. Do owych gadżetów zaliczają się chociażby trampoliny, księgi eliminujące pomniejszych wrogów oraz poduszki zwiększające liczbę powtórek w razie zgonu. Na każdą noc przypada zazwyczaj kilka konstrukcji do pokonania. Pomiędzy poszczególnymi wieżami rozlokowano platformy, gdzie zaczerpniemy nieco oddechu. Zapiszemy tam stan gry, kupimy ułatwienia i porozmawiamy z owcami, czyli innymi ofiarami klątwy. Niektórzy towarzysze niedoli chętnie podzielą się z Vincentem przydatnymi technikami. Przystanek wypoczynkowy kończy się wizytą w konfesjonale i udzieleniem odpowiedzi na pytanie rodem z testów psychologicznych. Na ostatnim levelu danego koszmaru, czeka nas wspinaczka, w trakcie której uciekamy przed gigantycznym bossem. Ten rodzaj przeciwnika przybiera formę lęków głównego bohatera, np. zniekształconego noworodka lub nawiedzonej panny młodej z widelcem w dłoni.
Rozgrywającym się we śnie fragmentom nie sposób odmówić wręcz surrealistycznego klimatu i stałego dopływu adrenaliny. Niemniej jednak, dłuższe posiedzenia przy nocnych poziomach wywoływały u mnie uczucie monotonii. Zaliczanie iluś wież pod rząd bywa nużące, dlatego lepiej dawkować sobie zmagania z sześciennymi konstrukcjami. Sterowanie przy użyciu pada od Xboxa 360 wypada przyzwoicie, aczkolwiek trzeba się do niego przyzwyczaić i nauczyć się grać w pełnym skupieniu. W produkcji Atlusa musimy działać szybko przy równoczesnym zachowaniu dużej koncentracji, dzięki czemu nie spadniemy w przepaść ani nie damy się zabić bossowi. Stopień skomplikowania etapów nocnych zależy od wybranego poziomu trudności. Na pierwszy rzut oka mamy trzy opcje do wyboru. I tak było w momencie japońskiej premiery Catherine. W rzeczywistości gra posiada cztery poziomy trudności. O co w tym wszystkim chodzi? Otóż krótko po wydaniu gry na tamtejszym rynku, nabywcy podnieśli larum, iż tytuł ten jest zbyt trudny. Azjatyccy klienci wcale nie przesadzali, gdyż projekt tokijskiej ekipy potrafi dopiec nawet na Easy. Skargi poskutkowały wypuszczeniem łatki, która wprowadza nowy poziom o nazwie Super Easy. Europejscy odbiorcy dostali grę od razu w wersji upatchowanej. Najniższy stopień trudności uaktywnimy poprzez przytrzymanie przycisku BACK w menu głównym. Kiedy usłyszymy pewien dźwięk i ujrzymy stosowną informację, standardowy "łatwy" zostanie podmieniony na Super Easy. Przemieszczanie brył w tym trybie nie przysparza już tylu frustracji, ponieważ co jakiś czas natkniemy się na specjalne napoje, umożliwiające skoki o trzy bloki w górę.
Anime Adventure
Drugim elementem rozgrywki są wieczory w knajpie Stray Sheep. Jako że Catherine upodabnia się wtedy do przygodówki, sekwencje te spodobały mi się o wiele bardziej niż partie wspinaczkowe. Część barowa zawiera więcej szczegółów na temat fabuły i pozwala zapoznać się bliżej z pozostałymi bohaterami opowieści. Podczas rozmów z gośćmi lokalu, wybrana przez nas kwestia dialogowa często wpłynie na wskaźnik moralności, odgrywający niebagatelną rolę w japońskim projekcie. Mianowicie wpływa on na to, które z kilku dostępnych zakończeń ujrzymy. Strzałki wskaźnika przechylają się również w zależności od sposobu odpowiedzi na SMS-y obu Katarzynek, a także od przesłuchań w omówionych wcześniej konfesjonałach. Kontakty za pomocą słowa mówionego tudzież pisanego to nie jedyne czynności, jakie wykonamy w Stray Sheep. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zmienić utwór w szafie grającej lub pobawić się na automacie z produkcją o nazwie Rapunzel. Owa gra jest uproszczoną wersją nocnych zmagań Vincenta, a jej oprawa graficzna przypomina tytuły z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Poza tym, wolno nam zamówić wysokoprocentowy trunek, którego spożywanie przyspiesza przemieszczanie postaci w fazie snu.
Co do pobytu w barze, twórcy nie nakładają obowiązku wykonania wszystkich czynności. Jeżeli kogoś nie ciągnie do prowadzenia dysput z bywalcami Stray Sheep ani sprawdzania innych opcji interakcji na terenie budynku, może w dowolnym momencie wyjść, by przenieść się do świata koszmaru. Osobiście zachęcam do spędzenia dłuższego czasu w knajpie, a zwłaszcza do zagadywania poszczególnych postaci. Prócz kolegów Vincenta i reszty klientów, spotkamy seksowną kelnerkę Ericę oraz skrywającego się za ciemnymi okularami szefa baru. Każdy z bohaterów cechuje się unikalną osobowością, przez co z pozytywnym skutkiem ubarwia fabułę. Klientela Stray Sheep nie należy do zbyt licznych, ale takie postaci jak np. enigmatyczne bliźniaczki Lindsay i Martha czy żyjący przykrą przeszłością policjant Morgan spisują się lepiej niż tabun nijakich osób. Wyższość jakości nad ilością udowadnia też sam budynek. Chociaż nie odznacza się pokaźnymi rozmiarami, Atlusowi udało się idealnie zagospodarować dość ograniczoną przestrzeń, dzięki czemu lokal sprawia wrażenie miejsca pełnego życia oraz specyficznego barowego klimatu.
Trzecia, lecz nie mniej ważna część Catherine obejmuje wydarzenia, które odbywają się za dnia. Postanowiłam przybliżyć ten element rozgrywki dopiero teraz ze względu na jego podejście do gracza. Otóż odbiorca pełni tutaj funkcję zwykłego obserwatora. Zasadniczo przerywniki filmowe traktujemy jako dodatek do właściwej, tzn. interaktywnej części zabawy. W przypadku Catherine, należy przypisać im większą rolę z racji częstotliwości występowania i długiego czasu trwania. Nie bez znaczenia pozostaje również przekaz fabularny owych fragmentów, ponieważ to właśnie one wprowadzają najwięcej informacji związanych z głównym wątkiem historii. A skoro są rzeczywiście wciągające, w ogóle nie narzekam na silną obecność tego rodzaju scen. Zdaję sobie jednak sprawę, iż miłośnicy nieustannej akcji i szybkiego wciskania guzików pada nie podzielą mojego zachwytu. Gwoli ścisłości dodam jeszcze, że cut-scenki zrealizowano w formie tradycyjnych animacji oraz filmików na silniku gry.
Katarzynkowe audio-video
Co się tyczy oprawy wizualnej, prym wiodą nieinteraktywne przerywniki filmowe, utrzymane w konwencji pierwszorzędnego anime. Wielbiciele japońskiej kreski z pewnością będą więc zadowoleni. Starannym wykonaniem charakteryzują się też trójwymiarowe partie, do których stworzenia wykorzystano silnik gry. Poruszając się w środowisku 3D, nadal mamy do czynienia z kreskówkowym stylem, gdyż postaci potraktowano cel-shadingową techniką renderowania. Najmniej okazale prezentują się sekwencje wspinaczkowe z uwagi na małe różnice w scenerii poszczególnych koszmarów.
Muzycznej warstwy produkcji nie będę pamiętać latami, choć przyznaję, iż zazwyczaj z powodzeniem buduje odpowiedni dla danej sytuacji nastrój. Soundtrack składa się z utworów skomponowanych specjalnie na potrzeby Catherine, kawałków ze starszych tytułów Atlusa oraz przeróbek dzieł muzyki klasycznej. Z kolei angielski dubbing zasługuje na gromkie brawa. Wszyscy aktorzy zostali perfekcyjnie dobrani i przyłożyli się do powierzonego zadania.
Rzecz dla koneserów
Czy warto zainteresować się Catherine? Zdecydowanie tak, lecz sporo osób może odbić się od pozycji autorstwa studia Atlus z powodu jej nietuzinkowego charakteru. W pewnym sensie tokijska produkcja przypomina ambitne kino, które zbiera szereg nagród i jednocześnie skierowane jest do wąskiego grona odbiorców. Ponadto gra posiada drobną piętę achillesową w postaci biegania po sześciennych wieżach. Według mnie deweloperzy postąpiliby lepiej, gdyby bardziej rozbudowali przygodówkową część swojego projektu, a tym samym nieco ograniczyli zabawę w przesuwanie klocków. Owszem, uczynienie trzonem rozgrywki fragmentów zręcznościowo-logicznych to niewątpliwie ciekawy pomysł, zważywszy na silnie zarysowaną fabułę oraz psychologiczną głębię historii. Szkoda więc, że sposób przedstawienia koszmarów Vincenta lekko niedomaga. Pomimo tego absolutnie nie żałuję czasu spędzonego przy opowieści o miłosnych zawirowaniach i zmaganiach ze śmiertelną klątwą. Atlus zaserwował nam bowiem jedną z najoryginalniejszych gier ostatnich lat.
8 | PLUSY: oryginalność + fabuła + klimat + wyraziści bohaterowie + elementy przygodówkowe + konwencja anime + dodany przez patch nowy poziom trudności + angielski dubbing |
MINUSY: monotonia w nocnych sekwencjach produkcji - standardowe poziomy trudności ucieszą tylko hardcorowych graczy |
Autorka: crouschynca