Chyba każdemu graczowi zdarzyło się kiedyś znienawidzić jakąś produkcję od pierwszego wejrzenia. Mi osobiście przytrafiło się to przy The Dream Machine. Gdy tylko zobaczyłam screeny, kręciłam nad tą przygódówką nosem tak gwałtownie, że nieomal mi odpadł. Nic więc dziwnego, że do gry zabierałam się z dużą dozą niechęci i podejrzliwości. I mimo ciężkich początków, dość szybko okazało się, że nie mam innego wyjścia, jak tylko schować dumę i uprzedzenie do kieszeni, bo The Dream Machine okazało się być tytułem niedorzecznie dobrym! Jaki morał płynie z tej historii? Nigdy nie oceniaj książki po okładce, a gry po screenach i kilku minutach gameplayu.
The Dream Machine nie rozpoczyna się od intra, ani od żadnych innych wyjaśnień, bądź też zarysu fabuły. Po prostu od razu zostajemy rzuceni na głęboką wodę i w wir przygody. Widzimy naszego protagonistę – młodego mężczyznę z niezwykle ekscentryczną fryzurą (totalnie łysy z jednym kędziorem nad czołem, ale cóż, na ulicy widzi się gorsze rzeczy) – który wydaje się być uwięziony na małej, bezludnej wyspie. Nie wiemy nic o naszym celu, więc tylko szwendamy się po miejscówce, zbieramy drewno, rozpalamy ogień itp. Są to czynności dość mało porywające, więc czułam się mocno znużona i zniechęcona. Sytuacja zmienia się jednak całkowicie na lepsze, gdy wykopujemy skarb. *Boom* i przenosimy się do wysłużonego mieszkania tonącego w kartonowych pudłach, gdzie możemy zaobserwować jak nasz bohater, Victor Neff, budzi się z drzemki. Dopiero tutaj zaczyna się właściwa historia. Okazuje się, że Victor niedawno wprowadził się tutaj wraz ze swoją ciężarną żoną, i jak to każde młode małżeństwo na swoim, mają całe mnóstwo prozaicznych problemów. Szybko zaczynamy jednak odbierać mniej lub bardziej wyraźne sygnały, że coś jest nie tak, ale z początku nie możemy dokładnie wskazać, co konkretnie budzi nasz niepokój. Atmosfera zagęszcza się coraz bardziej wraz z postępem fabuły, a my gryziemy paznokcie z niecierpliwości, by wreszcie dowiedzieć się o co tu chodzi. I w końcu się dowiadujemy... przynajmniej do pewnego stopnia. Powiedzmy, że tytuł gry nie jest przypadkowy.

W założeniu The Dream Machine ma składać się z pięciu epizodów, lecz na razie ukazały się jedynie pierwsze trzy. Jedną z ich największych zalet jest to, że każdy z nich ma zupełnie inny klimat. Pierwszy odcinek stanowi wprowadzenie do całości i choć napięcie ciągle rośnie, to tak naprawdę nigdy nie osiąga punktu krytycznego. Raczej przez cały czas nurzamy się w suspensie i ciągle mamy nadzieję na więcej. Drugi epizod natomiast przypomina łagodny i surrealistyczny zjazd po grzybkach. Surrealistyczny, lecz nie psychodeliczny, a szkoda. Szczerze mówiąc, ten fragment gry podobał mi się najmniej, głównie dlatego, że niewiele się tu działo i tempo rozgrywki również nieco kulało. Ale trzeci rozdział zatarł gorsze wrażenie i kupił mnie całkowicie. Zaczynamy jako „obcy w obcym kraju” i z początku działamy jako chłopiec na posyłki dla kilku bohaterów, lecz w końcu zostaje nam zlecone przeprowadzenia śledztwa, które kończy się w zaskakujący i dość makabryczny sposób. Uwielbiam kryminały, gdzie mroczna mgła tajemnicy powoli zaczyna się rozwiewać, więc rozdział ten stał się moim ulubionym. Patrząc na nią całościowo, historia przedstawiona w The Dream Machine jest niezwykle interesująca i z desperacją wyczekuję jej konkluzji. Szkoda tylko, że musimy czekać nie wiadomo jak długo na ostatnie dwa epizody.
Zagadki w grze są dwojakiego rodzaju. Większość z nich to mniej lub bardziej tradycyjne inwentarzówki, które opierają się na używaniu zgromadzonego po drodze śmiecia w odpowiednich miejscach. Czasem jednak kombinacje są na tyle abstrakcyjne, że zdarzyło mi się raz czy dwa przypadkowo odkryć rozwiązanie podczas rozpaczliwej sesji używania wszystkiego na wszystkim. Fakt, że sporo hotspotów jest słabo widocznych, nie pomaga. Oprócz tego typu zadań The Dream Machine obfituje również w zagadki logiczne wymagające grzebania przy różnego rodzaju mechanizmach. To jedna z naprawdę niewielu współczesnych przygodówek, które zmusiły mnie do robienia notatek na kartce. Poziom trudności może nie jest tutaj absurdalnie wysoki, chociaż gra wydaje się nieco trudniejsza i wymagająca więcej skupienia niż inne produkcje tego typu. Każda zagadka jednak da się w końcu rozwiązać, o ile wystarczy nam pomyślunku i cierpliwości. Gracze mniej cierpliwi pewnie zwrócą się o pomoc do solucji.

Warto docenić w The Dream Machine to, że nawet przy kolejnym przechodzeniu można się przy niej dobrze bawić. Za każdym uruchomieniem gry rozwiązania wielu zagadek będą inne, więc mimo, że znasz już fabułę, gameplay wciąż może być zajmujący. Podczas rozgrywki często toczymy rozmowy z innymi postaciami i zdarza się, że dostajemy wybór, jak chcemy się zachować – możemy być do rany przyłóż albo stać się totalnym dupkiem. Nie ma to może wielkiego przełożenia na samą grę, ale miło, że znalazł się tutaj ten mały element wolności.
Już wcześniej przyznałam się, że gdy pierwszy raz zobaczyłam screeny z The Dream Machine, wcale nie przypadły mi one do gustu. Wydawały się po prostu bure i paskudne. Przyzwyczajenie się do specyficznej stylistyki zajęło mi trochę czasu, ale w końcu zaczęłam ją doceniać za kreowaną atmosferę. Gra jest zrobiona przy pomocy gliny oraz kartonu, przez co grafika wygląda bardzo oryginalnie i nie da się jej pomylić z żadną inną produkcją. Lokacje zawsze wyglądają przynajmniej niepokojąco i ponuro, a ludzie są mocno zdeformowani. Przy pierwszym kontakcie z żoną Victora miałam ochotę wylać na nią wiadro wody święconej z okrzykiem „Wracaj do piekła bestio nieczysta!”. Nie da się jednak ukryć, że to wszystko składa się na wyjątkowy klimat tej gry, co połączone jeszcze z niezłą muzyką, nadaje The Dream Machine rys unikalnej przygody.

The Dream Machine to świetny indyk i zdecydowanie warto mieć tę przygodówkę w swojej kolekcji, zwłaszcza, że niedawno pojawiła się ona na Steamie, gdzie można ją zakupić za niewielkie pieniądze. Jeśli wciąż nie jesteście przekonani, najlepiej przetestować grę samemu – na oficjalniej stronie produkcji można pograć za darmo w pierwszy epizod. Dlatego nie wierzcie mi na słowo. Przetestujcie The Dream Machine sami i zanurzcie się w ten dziwny i fascynujący świat marzeń sennych i koszmarów.
8 | PLUSY: intrygująca fabuła + Niepokojący klimat + Różnorodność epizodów + Oryginalna stylistyka + Sporo zagadek ma inne rozwiązania przy każdorazowym przejściu |
MINUSY: Hotspoty bywają zbyt mało widoczne - Epizody nie grzeszą długością - Trzeba długo czekać na kolejne epizody, aby poznać dalszą część fabuły |
autorka: Toddziak