Baron Wittard: Nemesis of Ragnarok - recenzja

Dodane przez Madzius888 dnia 13.04.2012 21:19

Baron Wittard to niezwykle majętny oraz utalentowany architekt, który resztę swojego życia całkowicie poświęcił jednemu z projektów. Jest nim utopijne miasteczko… umiejscowione wewnątrz budynku. Pomyślał dosłownie o wszystkim. W kompleksie znajdują się różnej wielkości mieszkania, a oprócz tego - ogród, kawiarnia, przedszkole, obserwatorium astronomiczne i inne udogodnienia. Konstruktor zatrudnił także ekipę specjalistów, którzy zajmowali się bieżącą naprawą i usprawnianiem kompleksu.

Ach ci dziennikarze!

Głównym bohaterem jest fotograf pracujący dla jednego z berlińskich magazynów. Ze świata niedawno odszedł Baron Wittard i redakcja postanowiła skompletować biografię artysty. Kate, która jest autorką tego reportażu wysyła więc swojego kolegę, by wykonał kilka ilustracji oraz zbadał pozostałe po projekcie zmarłego ruiny w poszukiwaniu kolejnych ciekawych historii, które można by zamieścić na łamach gazety. Uwagę medium skupiają też inne niewyjaśnione zjawiska związane z Utopią – odnotowana aktywność elektromagnetyczna oraz zaginięcia mieszkańców pobliskiego miasteczka, dorosłych, jak i dzieci.

Ragnarök

Mitologia to nieprzebrane źródło, z którego mogą czerpać twórcy książek, filmów oraz gier. Jednak najczęściej dzieje się tak, że scenarzyści wybierają opowieści z obszaru południowej Europy, Egiptu lub Ameryki Środkowej. Wax Lyrical postanowiło dla odmiany skorzystać z mitów nordyckich. Częścią kompleksu jest spore muzeum zaopatrzone w wiele znalezisk archeologicznych zdobytych mniej i bardziej legalnymi sposobami przez zafascynowanego tą kulturą Barona. Na temat Wikingów zebrano naprawdę spory zestaw informacji stanowiących tło dla opowieści. Większość z nich to ciekawostki, ale część przyda się graczowi podczas rozwiązywania zagadek. Głównym celem reportera jest zebranie porozrzucanych po całej Utopii run i wykorzystanie ich na jednym spośród wielu zainstalowanych przez Barona urządzeń, które przybierają różne formy – czasem trzeba rozwiązać łamigłówkę, a czasem wystarczy runę po prostu włożyć. Należy uwolnić moc dziesięciu run, by powstrzymać zbliżający się koniec.

Sporo pracy z zagadkami

Zagadki są największą zaletą gry. Jest ich multum i natkniemy się na nie na każdym kroku – poczynając od dostania się do Utopii, aż na wyjściu z niej kończąc. Pobawimy się trochę bezpiecznikami, ułożymy puzzle, będziemy się też zmagać z naprawdę sporą „przesuwanką”. Rzadko zostawia się gracza całkowicie bez wskazówek – takie sytuacje mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. Jednak łatwo jakąś pomoc przeoczyć, gdyż twórcy tworzyli także zmyłki, jak przybliżenie na nic nieznaczącą doniczkę, a czasem – rysunek znajdujący się w znacznej odległości od dotyczącej go zagadki. Jak to bywa w systemie FPP - czasem żeby zbadać dokładniej daną część lokacji, należy obrać odpowiedni kierunek i pod odpowiednim kątem dostrzec przedmioty do zabrania, co może być frustrujące. Po drodze należy więc zachować szczególną czujność. Ekwipunku natomiast nie wykorzystujemy prawie w ogóle, jeżeli nie liczyć przenoszenia run. Jednak, i żeby się do nich dostać często nie wystarczy zwykłe znalezienie miejsca ukrycia, bo także dostęp do nich może być chroniony przez jakąś łamigłówkę.

Poziom trudności i czasochłonności zagadek jest różny. Jak można łatwo się domyślić najwięcej czasu zajmują te, do których nie znajdziemy podpowiedzi i sami musimy poradzić sobie z mechanizmem. Najwięcej zgryzoty przysporzyła mi jednak zabawa prosta w obsłudze, ale do której wskazówek było zbyt dużo… nawet kilkadziesiąt. Długo się powałęsałam po miasteczku, zanim wreszcie trafiłam na wszystkie symbole (wymalowane na elementach otoczenia i czasem pozastawiane różnymi przedmiotami), a w przypadku kilku z nich musiałam skorzystać z pomocy innych graczy. Niestety nie wykorzystano też potencjału wynikającego z posiadania przez bohatera kamery. Cały czas widnieje ona w menu, a używamy jej tylko raz. Szkoda, mogła przecież posłużyć chociażby do nagrywania różnych wskazówek, a tak musimy zaopatrzyć się w dodatkowy notatnik. Albo wyłapywanie jakichś dodatkowych elementów za pomocą kamery mogłoby skutkować otrzymaniem drobnych bonusów.

Baron Wittard to gra, która nie dzieli się na żadne rozdziały i jest nieliniowa. Zagadki można rozwiązywać w dowolnej kolejności, chyba że jest to akurat jedna z tych aktywowanych przez runę, więc warunkiem jest oczywiście jej uprzednie znalezienie. Niektóre z ważniejszych powodują przełom - dodatkową akcję, ale gra jest wykonana bardzo poprawnie i ani razu nie natrafiłam na buga, który bezpowrotnie zamknąłby mi pole działania.

Dear Traveller

Główną wadą tej gry jest diabelnie wolne tempo. Po pierwsze przejawia się w przemieszczaniu postaci. Obraz obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby. By przeskoczyć do kolejnego węzła posługiwać możemy się myszką, klawiaturą bądź obydwoma narzędziami. Jednak przejście zajmuje parę sekund, a czasem nie do końca wiemy, co się dzieje, gdyż słychać tylko dźwięki – otwierania drzwi lub wchodzenia po drabinie. Nie można przerwać żadnej z animacji. Mimo że dostęp mamy tylko do kilku z wielu poziomów posiadłości, to jednak przeniesienie się np. z dachu na parter to sporo zachodu. Możemy skorzystać z mapki, nie zaoszczędzi to jednak wiele czasu, gdyż pojawia się dodatkowy ekran ładowania. Po drugie, powolność w voice-actingu. Tempo w jakim mówią Kate i pozostałe postacie jest wręcz nienaturalnie wolne, a żadnego monologu w kierunku głównego bohatera nie można przerwać. Zwłaszcza, kiedy już zajmujemy się runami i nie dopasujemy właściwej, to otrzymujemy długie napomnienie (bleblanina, by uważnie dobierać narzędzia, drzemie w nich ogromna moc etc.) poprzedzone i zakończone chwilą pauzy, podczas której na ekranie pojawia się białe tło. Prawdziwa męka, już po drugim usłyszeniu tej sekwencji miałam ochotę rzucać przedmiotami w monitor.

5735 Flat Head Plaza

Grę wykonano w bardzo ładnym statecznym 2D, które przypomniało mi czasy pierwszej części Darkness Within. Z zewnątrz Utopia robi niesamowite wrażenie i aż płakać się chce, gdy po wejściu lądujemy w smutnym zdewastowanym korytarzu pomazanym przez wandali sprejami. Na każdym kroku natykamy się też na ślady obecności ludzkiej – pozostawione w pośpiechu torebki i buty, Część zamkniętych pomieszczeń, których otworzenie będzie wymagało nieco sprytu pozostawiono w nietkniętym stanie. Pokazują one, jak pięknie Baron wszystko zaprojektował i utrzymywał zanim nie przyszło zło… Jako że akcja dzieje się wewnątrz budynku lokacje są ciemne, ale nie ma większych problemów z dojrzeniem wszystkiego, gdy w pokoju znajduje się lampa i świeci jak lampie przystało. W wielu pomieszczeniach natomiast światło mruga nie pozwalając się skupić, co zdecydowanie nie ułatwia odszukiwania poukrywanych podpowiedzi. Z tej wątpliwej atrakcji na pewno bym zrezygnowała. Oprawa audio również jest bardzo klimatyczna. Chociaż nie ma wyraźnego tła muzycznego, to w pustych przestrzeniach słychać, gdy coś spadnie lub się przesunie, piszczą gryzonie lub śmieją się jakieś duszki dzieci. Efekt psują tylko wspomniani już lektorzy. Chcieli brzmieć w sposób uduchowiony, a wyszły nadęte i przydługie monologi.

Podsumowanie

Baron Wittard: Nemesis of Ragnarok jest grą przepełnioną zagadkami, w przeciwieństwie do Mysta skoncentrowanymi na ograniczonym obszarze Utopii. Rozwiążemy sporo klasyków, ale poznamy i kilka nowych łamigłówek. Jest też bardzo ładnie wykonana oraz klimatycznie udźwiękowiona. Fajnie też, że twórcy zajrzeli do pokrytej kurzem szufladki z napisem: mitologia nordycka. Jednak historia, którą z czasem odkrywamy nie jest zbyt przekonująca, a wizja autorów, czyli rodzaje urządzeń stworzonych dla run są po prostu niepoważne. Boli też to, że tak wolno poruszamy się po całym sporym kompleksie. Jeżeli jednak pominąć runową abstrakcję i utrudnienia, a po prostu porozwiązywać sobie zagadki rozsiane po miasteczku, to na pewno spędzimy kilkanaście satysfakcjonujących godzin. Na pytanie o sens wydania tej gry w Polsce odpowiedź jest tylko jedna – jak najbardziej, zwłaszcza patrząc przez pryzmat takiego prawie kompletnie pozbawionego fabuły Safecrackera, który się jednak graczom spodobał ze względu na interesujące zadania – otwieranie sejfów.

7 PLUSY:
mroczny klimat + ładna oprawa audio-wizualna + różnorodne zagadki + długość
MINUSY:
fatalny dubbing - powolne przejścia pomiędzy węzłami - abstrakcyjne pomysły dotyczące "magicznych urządzeń"

autorka: Madzius888

   

Komentarze


Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?