Enigmatis 1: The Ghosts of Maple Creek - recenzja

Dodane przez crouschynca dnia 07.04.2012 00:26

To nie była spokojna noc. Lało jak z cebra i grzmiało, a w oddali czaiła się trąba powietrzna. Warunki pogodowe nie sprzyjały więc przebywaniu na świeżym powietrzu. Znalazła się jednak osoba, która nie zważała na szalejącą burzę. Ba, wszystko wskazywało na to, iż na głowie miała o wiele poważniejsze problemy niż strugi deszczu, czy nawet błyskawice. Pewna młoda kobieta biegła bowiem co sił w nogach przez las, kierując się w stronę zabudowań. Co się jej przydarzyło i jakie jeszcze problemy napotka na swojej drodze?

Takim oto wstępem wita nas Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek. Nie byłoby zbytniej przesady w stwierdzeniu, iż fabuła gry rozpoczyna się od trzęsienia ziemi niczym w dobrym filmie. Co ciekawe, nie mamy tu bynajmniej do czynienia z wysokobudżetowym hitem, lecz z projektem, którego stworzenie nie wymagało olbrzymich nakładów finansowych. Opracowaniem Enigmatis zajęło się polskie studio Artifex Mundi, specjalizujące się w stricte casualowych tytułach. W portfolio zabrzańskiego producenta znajduje się m.in. seria Time Mysteries. Przywołuję właśnie ten cykl, gdyż jakiś czas temu zetknęłam się z jego drugą odsłoną, o podtytule The Ancient Spectres. Chociaż generalnie nie rzucała na kolana, oferowała w miarę rozbudowany scenariusz i dostarczyła mi kilku godzin przyjemnej rozrywki. Dlatego też chętnie sięgnęłam po wcześniejszą grę od Artifex Mundi, czyli The Ghosts of Maple Creek. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tak intrygującego początku po produkcji skierowanej do niedzielnych graczy. W obliczu pozytywnego zaskoczenia, z tym większym zainteresowaniem zagłębiłam się w wykreowaną przez rodzimych deweloperów historię.

Tajemnice Maple Creek

Akcja Enigmatis rozgrywa się w małej amerykańskiej miejscowości o nazwie Maple Creek. Zaraz po rozpoczęciu naszej przygody dowiadujemy się, że tajemnicza biegaczka jest z zawodu detektywem. Niestety, jej nocne pląsy podczas burzy kończą się niezbyt fortunnie. Na skutek uderzenia piorunem kobieta traci przytomność, a kiedy się budzi, nie ma zielonego pojęcia czym się ostatnio zajmowała. Po chwili odnajduje własny dziennik, lecz pozbawiony paru kartek pamiętnik nie odpowiada na wszystkie dręczące pytania. Kobieta poznaje jedynie przyczynę swej wizyty w Maple Creek. Otóż do miasteczka sprowadziła ją sprawa zaginionej dziewczyny. W związku z tym pani detektyw decyduje się przeprowadzić dwutorowe śledztwo, które obejmuje poszukiwania nastolatki oraz odzyskiwanie utraconej pamięci.

Naszą bohaterkę czeka ciężkie zadanie. Już sama mieścina nie nastraja szczególnie optymistycznie, a wręcz przyprawia o dreszcze. I nie chodzi w tym wypadku o zniszczenia spowodowane przez wichurę oraz trzaskające pioruny. Maple Creek tylko z pozoru sprawia wrażenie sielskiego miasteczka. W rzeczywistości zdaje się skrywać wiele tajemnic czy nawet być siedliskiem sił nieczystych. Sprawy nie ułatwia również miejscowa populacja. Prawie wszyscy zapadli się chyba pod ziemię, przez co można zapomnieć o zebraniu kompleksowych zeznań. Z kolei nieliczni napotkani osobnicy okazują się mniej lub bardziej dziwni. Ponadto, pomimo opustoszałych ulic pani detektyw czuje się nieustannie obserwowana…

Muszę przyznać, że rozgryzanie sekretów Maple Creek sprawiło mi olbrzymią przyjemność. Fabuła Enigmatis zafascynowała mnie począwszy od wspomnianego wcześniej intra, a kończąc na efektownym finale, który zapowiada kontynuację zapoczątkowanej w grze historii. Chociaż poruszone tutaj wątki spotkaliśmy w innych produkcjach, Artifex Mundi wykonało kawał dobrej roboty serwując nam trzymający w napięciu scenariusz. Pokuszono się o zwroty akcji, zaś w kilku momentach lekko drgnęłam na krześle. Być może jako point’n’click prawdziwego zdarzenia, The Ghosts of Maple Creek z powodzeniem konkurowałoby z popularnymi klasycznymi przygodówkami, gdzie kryminalna intryga przeplata się z motywami typowymi dla opowieści z dreszczykiem (np. cykl Black Mirror).

Jak to HO z point’n’click się spotkało

Pod względem mechanizmów rozgrywki, Enigmatis stanowi zgrabne połączenie gry hidden object z elementami charakterystycznymi dla klasycznych przygodówek. Najwięcej czasu poświęcimy oczywiście zabawie w wyszukiwanie poukrywanych na poszczególnych planszach obiektów. Nazwy pożądanych w danym momencie przedmiotów wymienione są w dolnej części ekranu. Pretekstem do wykonywania tego rodzaju zadań jest otrzymanie rzeczy potrzebnej do posunięcia fabuły do przodu. Wypatrywanie ukrytych obiektów wymaga sporej spostrzegawczości, gdyż np. słowo „kot” niekoniecznie dotyczy prawdziwego zwierzęcia bądź figurki. Równie dobrze może odnosić się do delikatnego konturu na ścianie czy też szufladzie. Czasami plansze HO wymagają dodatkowej czynności. Jeden lub więcej przedmiotów z naszej listy znajdują się wówczas wewnątrz innych obiektów, a nadprogramowa interakcja polega po prostu na otwieraniu owych kryjówek. Niestety, Enigmatis cierpi na tę samą bolączkę co późniejsze The Ancient Spectres, ponieważ często jesteśmy zmuszani do przeszukiwania znanych nam plansz. Jedyne różnice to nowa lista oraz „nagroda” za wskazanie wszystkich pozycji ze spisu.

Jeżeli chodzi o fragmenty rodem z point’n’click, obejmują one zbieranie przedmiotów, używanie ich w odpowiednich miejscach, rozwiązywanie zagadek logicznych oraz przeprowadzanie nielicznych rozmów, które sprowadzają się do odsłuchania bądź odczytania poszczególnych kwestii dialogowych. Wśród dość różnorodnych łamigłówek natkniemy się m.in. na układanki i mechanizmy zabezpieczające skrytki. Z większością uporamy się bardzo szybko, a ponadto gra chętnie pomaga w pokonywaniu wyzwań logicznych, oferując instrukcję obsługi oraz możliwość pominięcia zadania po upływie odpowiedniej ilości czasu. Kiedy Enigmatis przyjmuje formę tradycyjnej przygodówki, najechanie kursorem na sam dół ekranu skutkuje ujrzeniem zawartości naszego ekwipunku. Warto odnotować również rolę pamiętnika, który zawiera wzbogacone ilustracjami uwagi naszej bohaterki, listę głównych zadań oraz mapę. Ten ostatni element pełni jedynie czysto informacyjną funkcję i nie umożliwia natychmiastowego przeniesienia do danej lokacji tak jak w wielu grach przygodowych.

Niedzielny detektyw

Co ciekawe, nie wszystkie zgromadzone rzeczy trafiają do inwentarza. Część z nich zostaje zakwalifikowana do tzw. materiałów dowodowych. Są to przeważnie dokumenty i fotografie. Owe przedmioty możemy przejrzeć w dowolnym momencie klikając na ikonę w prawym dolnym rogu monitora. Naszym oczom ukaże się wówczas plansza z dowodami, których gros musimy przyporządkować do przybywających z czasem różnych kategorii. Dzięki skompletowaniu danej grupy główna bohaterka wyciągnie stosowne wnioski, a w konsekwencji przybliży się do rozwiązania tajemnic dziwnego miasteczka. Pomysł ten bardzo mi się spodobał i uczynił śledztwo w Maple Creek nieco bardziej realistycznym. Przypuszczam zresztą, że w prawdziwym życiu niejeden detektyw sporządza ułatwiające analizę poszlak schematy i zaznacza zależności pomiędzy poszczególnymi punktami dochodzenia.

Ukończenie Enigmatis zajęło mi 5,5 godziny. Ponadto po zaliczeniu głównego wątku fabularnego, odblokowany został nowy scenariusz, będący prequelem podstawowej historii. Przejście dodatkowej przygody zabrało mi 60 minut, przy czym nacieszą się nią wyłącznie nabywcy kolekcjonerskiej edycji gry. Czas trwania rozgrywki uważam za wystarczający, podobnie jak w przypadku The Ancient Spectres. Gdybyśmy dłużej rozwiązywali zagadki Maple Creek, monotonne wyszukiwanie ukrytych obiektów dawałoby się coraz bardziej we znaki. Jak łatwo się domyślić, produkcja od Artifex Mundi nie stoi na wysokim poziomie skomplikowania. Nasze dochodzenie możemy przeprowadzić w trybie regularnym lub eksperta. Trudniejszy wariant zabawy wiąże się m.in. mniejszą ilością podpowiedzi, a także z dłuższym ładowaniem opcji podświetlania przydatnego przedmiotu i pomijania łamigłówek.

Niebezpieczne piękno

Oprawa wizualna dzielnie sekunduje fabule przy kreowaniu niezwykle sugestywnego klimatu. Ręcznie malowane plansze dosłownie nie pozwalają oderwać od siebie oczu, zachwycając kunsztownym wykonaniem. Niebanalna kolorystyka idealnie odzwierciedla atmosferę na pograniczu jawy i snu. Dokładnie tak powinno wyglądać miejsce, które z jednej strony wydaje się spokojne, a z drugiej powiewa grozą. Zastrzeżeń nie mam również względem postaci, które prezentują się lepiej niż w drugiej części Time Mysteries. Szkoda, że w swojej późniejszej produkcji Artifex Mundi porzuciło taki sposób przedstawiania bohaterów na rzecz słabszego moim zdaniem stylu. Gra nie zawiera bogatych animacji poza paroma przerywnikami filmowymi. Co do samych cut-scenek, znowu będę się powtarzać. Nie mam jednak wyjścia, gdyż filmiki trzymają poziom i stanowią kolejny plus Enigmatis.

Pozytywne reakcje wzbudza też przygrywająca w tle muzyka. Nie jest nachalna, lecz odpowiednio nastrojowa i niepokojąca. Ponadto świetnie spisują się odgłosy otoczenia. Grzmoty, pohukiwanie sowy, kościelny dzwon czy wreszcie bicie serca pomagają poczuć się nieswojo. Tylu ciepłych słów nie skieruję natomiast pod adresem angielskiego dubbingu. Po pierwsze, nie usłyszymy tu zbyt wielu głosów, gdyż świat Maple Creek komunikuje się z nami głównie za pomocą tekstu pisanego. Po drugie, są one co najwyżej przeciętne. Niestety, nie istnieje polska wersja gry, choć można ją nabyć w innych językach, poza angielskim. Jest to tym dziwniejsze biorąc pod uwagę fakt, iż za produkcję odpowiadają rodzimi deweloperzy. W ten sposób Enigmatis ominie graczy, którzy nie znają języków obcych.

Słowem zakończenia

Enigmatis: Ghosts of Maple Creek to najlepsza produkcja typu hidden object, z jaką miałam do tej pory styczność. Na pewno przypadnie do gustu wielbicielom gatunku oraz graczom, którzy sięgają po HO tylko z doskoku. Nie zdziwiłabym się też, gdyby za sprawą umiejętnie poprowadzonego scenariusza zaciekawiła niektórych przeciwników tego rodzaju tytułów. Dodam jeszcze, że Artifex Mundi posiada predyspozycje do tworzenia tradycyjnych gier przygodowych. Powyższy wniosek nasunęły mi interesująca i klimatyczna fabuła, a także umiejętne wprowadzenie elementów point’n’click. Kto wie, czy przerzucając się na pełnokrwiste przygodówki, ekipa z Zabrza nie zabłysnęłaby w większym stopniu niż twórcy serii Art of Murder oraz Chronicles of Mystery - rzeszowski oddział City Interactive. Póki co, czekam na kolejne casualowe projekty autorstwa Artifex Mundi, bo takie niewątpliwie się ukażą.


8 PLUSY:
wciągająca fabuła + klimat + ściana z materiałami dowodowymi + elementy point’n’click + satysfakcjonujący czas rozgrywki + bardzo ładna i klimatyczna grafika + nastrojowa muzyka + odgłosy otoczenia
MINUSY:
częste przeszukiwanie tych samych plansz HO - średni dubbing - brak polskiej wersji językowej

Autorka: crouschynca

   

Komentarze


660 #1 Madzius888
dnia 02.12.2012 23:45
Bardzo fajnie zrobione HO. Ładna grafika (choć też wolę inaczej zrobione postacie), zagadki bardziej złożone niż ułożenie obrazka z przesuwanych kafli i podobne cliche. Przedstawiona historia była też bardzo ciekawa, a tablice dedukcyjne pomagały odnaleźć się w rzeczywistości i upewnić, jakie to logiczne.
Jedyne, co mi się nie podobało, to sceny HO, które były powtarzane w koło Macieju, ich zagęszczenie na samiutki koniec oraz poziom trudności. Lokacje były utrzymane najczęściej w monobarwie, a przedmioty do zebrania maciupeńkie. To najtrudniejsze sceny HO, z którymi się spotkałam kiedykolwiek.
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?