Time Mysteries: The Ancient Spectres - recenzja

Dodane przez crouschynca dnia 28.02.2012 23:06

Produkcje hidden object mają zarówno przeciwników, jak i zwolenników. Hardkorowi gracze często wylewają na nie wiadro pomyj, podczas gdy tzw. niedzielniacy chętnie zaliczają kolejne tytuły z tego gatunku. Pamiętam, że moje pierwsze spotkanie z HO nie należało do udanych. Późniejsze doświadczenia przekonały mnie jednak, iż nie ma sensu przedwcześnie się zrażać i takie gry potrafią dostarczyć w miarę niezłej rozrywki w ramach oferowanych przez siebie możliwości. Dlatego też postanowiłam dać szansę Time Mysteries: The Ancient Spectres. Jakie są zatem moje wrażenia?

Na początek wypadałoby napisać coś na temat autorów powyższego tytułu. Jest to o tyle ważne, gdyż za jego stworzenie odpowiadają rodzimi deweloperzy z Artifex Mundi. Jednakże zabrzańskie studio nie cieszy się taką sławą jak CD Projekt Red dzięki obu częściom Wiedźmina, czy też People Can Fly, mające na swoim koncie m.in. Painkillera. W czym tkwi przyczyna? Otóż Artifex Mundi nie zajmuje się produkcjami aspirującymi do osiągnięcia statusu megahitów jak wymienione wcześniej firmy. Zadomowiło się za to w segmencie gier casualowych. Tam też najwyraźniej nieźle sobie radzi, ponieważ zdążyło już wypuścić na rynek parę tytułów i póki co nie zamierza zamykać swoich podwojów.

Fantastycznie kłopotliwy spadek

The Ancient Spectres jest drugą pozycją z cyklu Time Mysteries, ale nie wymaga od nas znajomości poprzedniczki pt. Inheritance. Akcja gry rozpoczyna się w dziewiętnastowiecznym Londynie. Życiu głównej bohaterki o imieniu Esther daleko do beztroskiej egzystencji. Dzieciństwo spędziła w sierocińcu, a kiedy dorosła, rozpoczęła pracę guwernantki. Nie miała zresztą zbyt wielkiego wyboru w kwestii zawodu. W czasach jej współczesnych, nie rysowały się przed nią szersze perspektyw kariery tak jak przed każdą inną wykształconą, lecz niezamężną i ubogą kobietą. Na dodatek, pannę Esther dręczy dziwny sen, który prawdopodobnie dotyczy dalekiej przeszłości, zanim trafiła do domu dla sierot. Owe przypuszczenia potwierdza paczka od mieszkającej w Wenecji ciotki. Dzięki tej przesyłce guwernantka dowiaduje się, że odziedziczyła londyńską posiadłość rodziców. Spadek okazuje się być tzw. szczęściem w nieszczęściu. Kobieta nie może zrozumieć dlaczego krewna dopiero teraz dała znak życia. Ponadto niepokoi ją również fakt, iż otrzymany dom widziała już w swoich snach. Mimo wszystko decyduje się odwiedzić posesję. Na miejscu zostaje wmieszana w ciągnący się od wielu pokoleń konflikt pomiędzy czarodziejem Merlinem i wiedźmą Vivianą, a także odnajduje rodzinny wynalazek umożliwiający podróż w czasie.

Nietrudno zgadnąć, że głównej bohaterce niejeden raz przyjdzie skorzystać z powyższego urządzenia. Fabuła produkcji od Artifex Mundi stanowi zatem połączenie różnego rodzaju fantastycznych motywów. W świecie Esther wynalazki wyprzedające swoją epokę współistnieją z czarami, znanym z arturiańskich legend Merlinem oraz innymi elementami nadprzyrodzonymi. Wprowadzony tutaj mariaż fantasy ze science fiction należy uznać za udany, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że wątek podróży w czasie jest ostatnio nadużywany przez twórców gier video, jak i filmów. Z drugiej strony nie ma co się dziwić, iż każdy chciałby skorzystać z motywu, który pozwala popuścić wodze wyobraźni niemalże w nieograniczonym stopniu. Wracając do historii przedstawionej w The Ancient Spectres, w pewnym sensie nawiązuje ona także do tradycji powieści gotyckiej, o czym świadczy m.in. mroczna atmosfera oraz skrywająca liczne tajemnice posiadłość rodziny Ambrose. Trzeba przyznać, że scenariusz jest dość rozbudowany jak na gatunek HO i z powodzeniem mógłby rozwinąć skrzydła w bardziej złożonej produkcji, np. klasycznej przygodówce point’n’click. Oczywiście nie mamy do czynienia z fabularnym mistrzostwem świata. Historia Esther to po prostu przyzwoita rzemieślnicza robota, którą będziemy śledzić z umiarkowanym zainteresowaniem, nie dając ponieść się głębszym emocjom.

HO i spółka

Time Mysteries: The Ancient Spectres jest przede wszystkim grą hidden object. Tak więc regularnie będziemy przeczesywać plansze w poszukiwaniu przedmiotów wymienionych w spisie, który znajdziemy w dolnej części ekranu. Pożądane w danym momencie rzeczy zostały sprytnie umieszczone pośród sterty innych obiektów i niekiedy należy mocno wytężyć wzrok. Za każdym razem, w nagrodę za ukończenie zadania otrzymujemy przedmiot potrzebny do popchnięcia fabuły do przodu. Pewnego rodzaju ułatwienie stanowią kontury poszczególnych elementów, wyświetlające się w prawym dolnym rogu po najechaniu na konkretną pozycję z listy. Oprócz tego twórcy wzbogacili standardową rozgrywkę HO zwiększając czasami zakres interakcji z aktywnymi punktami. Przykładowo istnieje szansa, iż przedmiot został zamknięty w szkatułce. Dlatego wypatrujemy w gąszczu różnych rzeczy właściwego klucza, a następnie używamy go do otwarcia kasetki. Niestety, nieco rozczarowała mnie konieczność przeszukiwania tych samych plansz, mimo że częściowo usprawiedliwia ją wątek podróży w czasie. Różnice w postaci innej listy oraz „nagrody rzeczowej” to zdecydowanie za mało.

Co zrobić w przypadku, gdy zmęczy nas monotonna na dłuższą metę zabawa w spostrzegawczość? Autorzy perypetii guwernantki starali się wyjść naprzeciw oczekiwaniom graczy, którym brakuje pokładów cierpliwości dla tego typu wyzwań. Owym złotym środkiem jest możliwość przełączenia się na gierkę w stylu popularnego Bejeweled, gdzie musimy dopasować minimum trzy identyczne elementy. W pierwszej chwili takie rozwiązanie bardzo przypadło mi do gustu, gdyż niegdyś zagrywałam się w opartym na tym pomyśle Puzzle Quest: Challenge of the Warlords. Co prawda, zabawa w kulki w The Ancient Spectres nie zapewniła mi tylu pozytywnych wrażeń i korzystałam z tej opcji sporadycznie, ogólnie można ją uznać za zaletę w postaci miłego dodatku.

Chociaż trzonem rozgrywki w produkcji od Artifex Mundi jest szukanie ukrytych obiektów, odnajdziemy tutaj jeszcze inne urozmaicenia poza omówionymi przed chwilą piłeczkami. Gra zabrzańskiego studia zawiera również elementy zapożyczone z przygodówek point’n’click. Wraz z Esther będziemy poruszać się głównie na terenach odziedziczonego domu oraz pewnej weneckiej posiadłości, a w trakcie naszych wędrówek zbierzemy przeróżne przedmioty, gromadzone w ekwipunku u dołu ekranu. Jako, że The Ancient Spectres traktuje o podróżach w czasie, wiele razy przebadamy te same lokacje ze względu na zmiany powstałe na skutek naszych działań w przeszłości. Zdobyte rzeczy przydadzą się w klasycznych zagadkach inwentarzowych oraz przy uruchamianiu niektórych zadań logicznych. Co do łamigłówek, są one w miarę różnorodne i ciekawe. Wśród nich natkniemy się na przykład na układanie obrazków w celu utworzenia logicznego ciągu zdarzeń. Wprawdzie napotkane wyzwania logiczne powtarzają się, lecz za drugim razem stawimy czoła trudniejszemu wariantowi danej zagadki.

Ukończenie gry powinno zająć mniej więcej pięć godzin, co wydaje się być satysfakcjonującym czasem jak na gatunek hidden object. Gdyby perypetie Esther trwały dłużej, prawdopodobnie znużenie zaczęłoby doskwierać nawet największym amatorom tego typu produkcji. Natomiast, jeżeli komuś jeszcze byłoby mało, powinien zaopatrzyć się w kolekcjonerską edycję The Ancient Spectres. Ukończenie głównego wątku fabularnego skutkuje w tej wersji odblokowaniem szeregu bonusów, m.in. dodatkowej, trwającej koło godziny przygody. Jeżeli chodzi o poziom trudności, starcie guwernantki ze złą wiedźmą nie zalicza się do wymagających. Nie mogło być zresztą inaczej skoro docelowa grupa produktu to niedzielni gracze. Zaoferowano nam dwa tryby rozgrywki: „regularny” i „ekspert”. Na obu możemy skorzystać z ułatwień w postaci podświetlenia ukrytego obiektu oraz pominięcia łamigłówki, lecz na trudniejszym poziomie opcje te potrzebują więcej czasu na naładowanie od ostatniej aktywacji.

Obrazy i dźwięki

Ręcznie malowane lokacje należą do największych zalet produkcji. Zostały one bardzo szczegółowo wykonane i cieszą oczy szeroką gamą barw. Ich wygląd przywodzi skojarzenia z mroczną baśnią, a tym samym podkreśla nastrój historii przedstawionej w grze. Najmniejszych zastrzeżeń nie wzbudzają także plansze z ukrytymi obiektami. Pomimo natłoku wszelkiego rodzaju szpargałów, ani przez chwilę nie odniosłam wrażenia, iż patrzę na przysłowiowy groch z kapustą. Nieliczne napotkane postaci prezentują się zaś już tylko przeciętnie. Ze względu na statyczny charakter produkcji nie uświadczymy w niej bogatych animacji, lecz nie wpływa to negatywnie na odbiór całości.

Muzyka, jaka towarzyszy naszym czasoprzestrzennym podróżom, generalnie brzmi przyzwoicie i współgra z fabułą, lecz nie zapadnie na dłużej w pamięć. Według mnie najciekawiej wypadły bardziej wyciszone melodie, gdyż właśnie w nich pobrzmiewa najwięcej tajemniczych nut. Szczególnie spodobał mi się temat, który słyszymy poznając przeszłość Esther, a konkretnie okres tuż przed tym jak znalazła się w sierocińcu. Dominują w nim smutne i delikatne dźwięki, poprzetykane wtrętami grozy. Niestety, ścieżka dźwiękowa nie zawiera wielu utworów, a ich mała liczba negatywnie odbija się na motywie przewodnim. Wprawdzie jest odpowiednio posępny, ale słyszymy go tak często, że po jakimś czasie zaczyna nudzić.

O dubbingu nie da się zbyt wiele powiedzieć, gdyż głosy występują tu w ilościach śladowych. Nie dość, że jest ich mało, to jeszcze nie powalają jakością. Dodam też, że zostały nagrane po angielsku. W tym samym języku wyświetlają się zresztą napisy, a szkoda, bo w The Ancient Spectres znalazło się sporo miejsca dla tekstu m.in. w postaci korespondencji, pamiętnika głównej bohaterki oraz listy z nazwami ukrytych obiektów. Z tego powodu po historię rodu Ambrose nie sięgną osoby, którzy nie rozumieją angielskiego. Zdaję sobie sprawę, że produkcję przygotowano z myślą o rynku światowym. Mimo wszystko dobrym pomysłem byłoby przygotowanie dodatkowych wersji językowych, w tym obowiązkowo polskiej.

Czy warto?

Czy Time Mysteries: The Ancient Spectres pozwoli przynajmniej na chwilę oderwać się od trosk dnia codziennego? Sądzę, że tak. Oczywiście pod warunkiem, że przypasuje nam taki typ rozrywki. Trzeba jednak mieć na uwadze fakt, iż ukończywszy grę za pierwszym razem, raczej nie będziemy mieli ochoty do niej wracać ze względu na monotonny charakter zabawy. Cóż, taki to już urok produkcji spod znaku HO. Na pewno zabrzańskie studio nie musi wstydzić się owocu swojej pracy, chociaż mogło być lepiej. Mówiąc najogólniej, antyfani jak zwykle będą kręcić nosem, zaś miłośnicy hidden object nie powinni się zawieść i mogą dodać jedno oczko do końcowej oceny, przyznanej z punktu widzenia osoby neutralnie nastawionej do gatunku.


6,5 PLUSY:
dość rozbudowana jak na HO fabuła + możliwość gry w kulki zamiast szukania ukrytych obiektów + elementy klasycznej przygodówki point’n’click + przyzwoity czas rozgrywki + bardzo ładne, szczegółowe i klimatyczne lokacje + niektóre melodie
MINUSY:
z czasem monotonia coraz bardziej daje się we znaki - konieczność przechodzenia tych samych plansz pod pretekstem znalezienia innych ukrytych obiektów - mało utworów wchodzących w skład ścieżki dźwiękowej - zbyt często słyszymy motyw przewodni - słaby dubbing - tylko angielska wersja językowa

Autorka: crouschynca

   

Komentarze


Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?