The Book of Unwritten Tales - recenzja

Dodane przez Toddziak dnia 02.11.2011 00:40

Fantastyka na dobre zadomowiła się w grach komputerowych. Nikogo już nie dziwią epickie historie pełne elfów, magii i ratowania planety przed potwornym i złym do szpiku kości Złem. Wydaje się jednak, że w sztampowym świecie fantasy ciężko stworzyć coś oryginalnego, nie popadając przy tym w przesadę i bełkot. Ludziom z KING Art Games, twórcom The Book of Unwritten Tales, ta trudna sztuka się jednak udała. Stworzyli świetną, a przy tym interesującą opowieść, która umiejętnie wykorzystuje wszystkie klisze gatunku, doprawiając je toną humoru i nawiązań do najsłynniejszych dzieł popkultury. Prawdziwa mieszanka wybuchowa nie będąca na szczęście niewypałem.

Gwiezdny pierścień Indiany Bonda

Adventure Zone poleca

Cała historia zaczyna się dość niepozornie od porwania pewnego uczonego gremlina przez siły zła. Świadkiem tego zdarzenia jest niekompletnie ubrana elfka Ivo, która niewiele myśląc, spieszy nieszczęśnikowi na ratunek. Niestety, wychodzi jej to połowicznie. Wprawdzie stworek został chwilowo uwolniony i zdążył zlecić niezwykle ważnego questa przypadkowo napotkanemu gnomowi, to jednak ponownie dostał się do niewoli. Wspomniany wyżej gnom to Wilbur Weathervane, główny bohater, który został obarczony misją zaniesienia pierścienia do Arcymaga rezydującego w dalekim ludzkim mieście. Cóż, gnomy raczej nie są predestynowane do wielkich czynów, lecz Wilbur łatwo się nie poddaje. Jego patologiczna wręcz wytrwałość pozwoli mu poznać wielu przyjaciół, zwiedzić kawał świata oraz stawić czoła niebezpieczeństwu. Nieźle jak na młodego gnoma, który nie sięga głową ponad stół.

Fabuła sama w sobie nie byłaby niczym specjalnym, gdyby została potraktowana śmiertelnie poważnie, jak w wielu innych tego typu produkcjach. Tutaj jednak mamy do czynienia z pastiszem gatunku naszpikowanym aluzjami do takich kultowych produkcji jak: Indiana Jones, Gwiezdne Wojny, Harry Potter, Mission Impossible, Władca Pierścieni, Szósty zmysł, Świat Dysku, James Bond, Monkey Island i innych. Twórcy śmieją się również bez krępacji z gier MMO i RPG. Humor w grze jest jednak nienachalny i niewymuszony, co tak często drażni w produkcjach stricte komediowych. Tutaj zachowano właściwy balans pomiędzy zabawą a wciągającą przygodą. Po części to zasługa bohaterów. Dawno nie widziałam równie sympatycznego protagonisty. Wilbur jest nieco naiwnym, ale posiadającym sporą dawkę zdrowego rozsądku gnomem, który najbardziej na świecie pragnie zostać bohaterem i magiem, co wydaje się niezwykłe jak na przedstawiciela rasy ze skrzywieniem technologicznym. Pozostali bohaterowie również są bardzo barwni i charakterystyczni. Niektórymi z nich przyjdzie nam nawet kierować (do trzech postaci na raz), bo często jedynie współpraca pozwoli doprowadzić zadanie do szczęśliwego końca. Moi absolutni faworyci to rozbrajający Critter mówiący w swoim własnym języku, Król Złodziei z zabójczym hiszpańskim akcentem oraz elokwentny Śmierć, który mocno zalatuje Pratchettem. Świat gry żyje i zgłębianie go jest prawdziwą przyjemnością.

The Book of Unwritten Tales

Właściwie jedyną rzeczą, do której można się przyczepić jest piąty, ostatni rozdział, będący zwieńczeniem całej historii. Pomysł na rozwiązanie fabuły jest za bardzo osobliwy i deus ex machinowaty. Przyznaję, że nie spodziewałam się czegoś takiego i w tym wypadku to wcale nie jest komplement. Tak więc samym zakończeniem jestem nieco zawiedziona. Dobrze chociaż, że zostawiona jest furtka do ewentualnej kontynuacji. Bardzo chętnie bym takową ujrzała.

Słowem i kursorem

Obsługa gry nie stanowi najmniejszego problemu, bo wszystko załatwimy lewym przyciskiem myszy, tylko okazjonalnie posiłkując się prawym klikiem. Rozgrywka opiera się głównie na kolekcjonowaniu przedmiotów i używaniu ich w odpowiednich miejscach, co specjalnie nie zaskakuje, skoro mamy do czynienia z przygodówką. Dużą rolę odgrywają także rozmowy z bohaterami niezależnymi. Zagadki są raczej logiczne i szczerze mówiąc, ani razu nie zdarzyło mi się utknąć gdzieś na dłużej. Praktycznie cały czas wiemy, co należy robić i gdzie pójść, co oczywiście należy zaliczyć na plus. W momentach ewentualnego zagubienia pomaga spacja, która podświetla wszystkie miejsca interakcji na ekranie. Kilka razy występują tu czasówki, lecz nawet gracze szybcy inaczej nie powinni się nimi specjalnie przejmować. Niepowodzenie nie przynosi żadnych negatywnych konsekwencji, oprócz konieczności wykonania czynności od nowa. Podobnie wyrozumiałe podejście gra stosuje wobec minigierek, których są raptem dwie – warzenie eliksiru oraz taniec deszczu. Pierwsza wymaga ścisłego trzymania się instrukcji, a druga nieco zręczności podczas rytmicznego naciskania klawiszy. Miłe przerywniki.

The Book of Unwritten Tales

Bajkowość widzę, bajkowość!

Pod względem grafiki jest dobrze. A nawet bardzo dobrze! The Book of Unwritten Tales została zrobiona w technice 2.5D, przez co możemy podziwiać śliczne, bajkowe tła oraz dobrze wykonane i animowane postacie na pierwszym planie. Zdarzają się wprawdzie czasem drobne błędy, jak choćby problem z odnalezieniem ścieżki, ale to w żadnym razie nie wpływa na odbiór całości. Poza tym, taka baśniowa i lekko karykaturalna oprawa starzeje się bardzo dostojnie i nawet za kilka lat da się w tę przygodówkę grać bez bólu. Muzyka zdaje się mniej charakterystyczna, ale nie drażni i spełnia swoją narracyjną funkcję. Złego słowa nie można za to powiedzieć o angielskim dubbingu. Aktorzy zostali dobrani świetnie i wcielają się w dane postacie z lekkością i swadą. Najbardziej przypadł mi do gustu lektor Wilbura, ale nie chcę być stronnicza, jako że po prostu uwielbiam tego bohatera. Tak czy inaczej, brawa dla całej ekipy!

Gra ukazała się niedawno w polskiej, kinowej wersji językowej, więc wszyscy, którzy nie radzą sobie z angielskim bądź niemieckim mogą już bez przeszkód zapoznać się z przygodami Wilbura i spółki. Lokalizacja stoi na wysokim poziomie, co bardzo mnie cieszy. Poza drobnymi wpadkami w rodzaju literówek czy zdania, które nie raczyło się wyświetlić, tłumacze odwalili kawał dobrej roboty. Żarty i aluzje, które śmieszyły nas w oryginale, wciąż bawią w tłumaczeniu. W grze tak nasyconej humorem, jak The Book of Unwritten Tales, to podstawa, więc owacje dla dystrybutora. Tym bardziej, że produkcja ta ukazała się u nas zarówno w wersji "zwykłej", jak i kolekcjonerskiej, w której znalazło się miejsce między innymi dla soundtracku czy ślicznego albumu ze szkicami koncepcyjnymi.

The Book of Unwritten Tales

Po The Book of Unwritten Tales nie spodziewałam się wiele, ale zostałam bardzo mile zaskoczona jej jakością. Oby więcej takich niespodzianek, bo naprawdę dawno nie gościła u mnie na dysku tak dobra przygodówka! Dobra i do tego długa, bo jeśli wierzyć licznikowi w grze, to spędziłam przy niej trzynaście godzin i nie żałuję ani minuty. Zdecydowanie polecam wszystkim, którzy nie traktują fantastyki jako nienaruszalnej świętości, a przy tym mają ochotę się zdrowo pośmiać. Satysfakcja z zakupu gwarantowana.

9,5 PLUSY:
Świetna, przesycona inteligentnym humorem historia + Zapadający w pamięć i niebanalni bohaterowie + Długi czas rozgrywki + Udane, logiczne zagadki + Bardzo ładna grafika i świetny dubbing
MINUSY:
Nieco rozczarowujące zakończenie

autorka: Toddziak

   

Komentarze


1062 #1 SilverMoon666
dnia 05.11.2011 19:56
No, jestem pozytywnie zaskoczona recenzją tego tytułu Wink2
Na pewno sięgnę po nią kiedy pojawi się w polskich sklepach ,połączenie fantastyki i przygodówki , to jest bajka, moje dwa ulubione gatunki gier w jednym :)
1004 #2 twig
dnia 07.11.2011 20:54
Dlaczego nie wspomniałaś o nawiązaniach do Simona? Jest ich w tej grze zdecydowanie najwięcej (sesja rpg, gadające termity, czerwone wdzianko Wilbura, konieczność zostania magiem, przeliczanie walut czy wyspa Sordidia - jest tego mnóstwo, a do wspomnianego Mission Impossible tylko jedna scenka).

Mnie zakończenie się podobało. Sam pomysł nie wydał mi się nie na miejscu. Zaskakiwał i był zgrabnie osadzony w historii (amulety). Zabrakło mi może tylko fragmentu, w którym Ivo zdobyła to, co Wilbur wsadził do pudełka.

Samo zamknięcie bardzo przypominało mi zakończenie dobrego filmu przygodowego. Lekko wzruszające, dające nadzieję na kolejne przygody. No i dodatkowy smaczek po napisach (do których swoją drogą podłożono świetną muzykę - bardzo indianadżonsowatą Sweet ).

Świetna gra przygodowa - jest bardzo wysoko w moim osobistym rankingu. 10/10

Tak powinien wyglądać Simon IV. Umarł Simon, niech żyje Wilbur!

U mnie wspomniany problem z tłumaczeniem nie występuje. Być może masz jakąś wcześniejszą wersję gry.
1431 #3 Toddziak
dnia 09.11.2011 14:55
O nawiązaniach do Simona nie wspomniałam z bardzo prostego powodu - nigdy w tę serię nie grałam i nie mam o niej bladego pojęcia Wink2

Cieszę się więc, że twórcy poprawi ten babol na koniec.
1069 #4 wredny
dnia 02.12.2011 19:37
Już od bardzo dawna nie widziałem tak dobrej gry.
Tak żarliwie opowiadanej historii i ładnej po prostu grafiki oraz bohaterów z krwi i kości.
Wszystko jest tu doskonałe, no a dubbing to klasa sama w sobie - 10/10!
1170 #5 TexMurphy
dnia 04.11.2012 10:17
Jak to niebywale może człowieka zaćmić... Dopiero teraz, po przeczytaniu słów twiga, uświadomiłem sobie, że to "coś", co nieustannie kołatało mi się po głowie podczas gry, to Simon the Sorcerer. Faktycznie, nawiązań do Simona jest w TBoUT zdecydowanie najwięcej (nawet do znienawidzonej przez większość części Simon 3D, gdzie budki telefoniczne służyły jako teleporty), zresztą nic w tym dziwnego, zważywszy na to, kto był twórcą obu gier (a włąściwie gry i cyklu), a mi w oczy wciąż rzucały się przede wszystkim "ściągi" z Monkey Island. Ale to pewnie dlatego, że - zupełnie przypadkowo - tuż przez TBoUT grałem w specjalne edycje obu pierwszych części Małpiej Wyspy, więc byłem na świeżo.
Ale - do rzeczy. Gra rzeczywiście jest bardzo dobra. Jest w niej wszystko, co powinno charakteryzować przygodówkę, do tego, by stać się grą "kultową" brakuje może tylko tego "czegoś", jakiegoś szczególnego elementu, chwytającego z a serce lub mózg, który sprawia, że do gry wciąż wraca się myślami po latach. Choć to może być tylko moja indywidualna opinia, ponieważ ja w ogóle mam tak, że choć komediowe przygodówki lubię bardzo (a ta należy jednak do takich, lekkich produkcji), to jednak generalnie wyżej cenię tytuły "poważne", dające do myślenia, rzekłbym wręcz - psychologiczne. Trudno mi się zdobyć na to, by jakąkolwiek grę "lekką, łatwą i przyjemną" ocenić wyżej niż 8/10, TBoUT dał był najchętniej 8 i pół :)
W każdym razie - bez wahania poleciłbym każdemu, kto chce zagrać w fajną, normalną, dobrą przygodówkę.
1987 #6 Deferdus
dnia 06.08.2013 19:56
Gra jest na prawdę świetna, trochę przypomina mi fabułę Władcy Pierścieni głównie przez pierścień, gnoma i Matkę (Wiemy czyim synem był Sauron :) ) .
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?