Trzeba mieć nie lada tupet, aby nazwać własne dzieło „Kolejną wielką rzeczą”. Ekipa z Pendulo Studios niewątpliwie nie zgrzeszyła skromnością przy doborze tytułu dla swojej najnowszej przygodówki. Teraz, kiedy gra ujrzała światło dzienne, możemy już odpowiedzieć na pytanie czy zbytnia pewność siebie nie okazała się zgubna dla autorów The Next BIG Thing. Chociaż analizując tytuł tej produkcji w odniesieniu do jej ogólnej jakości, wydaje się on być nadany nieco na wyrost, nie potwierdziły się najgorsze obawy, iż z dużej chmury otrzymamy mały deszcz. Najmłodsze „dziecko” twórców znanego i lubianego cyklu Runaway reprezentuje bowiem wysoki poziom, a pod względem humoru bije na głowę niejedną komediową przygodówkę.
Początki madryckiej firmy Pendulo Studios sięgają 1994 roku, lecz ogólnoświatową sławę zyskała dopiero w XXI wieku wraz w wydaniem Runaway: A Road Adventure. Była to klasyczna przygodówka point’n’click z charakterystyczną kreskówkową grafiką. Tytuł ten z udanym skutkiem łączył wątki komediowe i sensacyjne, dodatkowo wzbogacone o motywy fantastyczno-naukowe. Gra spotkała się uznaniem ze strony recenzentów i cieszyła się na tyle dużą popularnością, że doczekaliśmy się jeszcze dwóch sequeli. Mimo, iż najnowszy projekt jej twórców nie był kontynuacją przygód Briana i Giny, bohaterów serii Runaway, od razu awansował do zaszczytnego grona tzw. „gorących” premier.
Hollywood Monsters
W kinach lat czterdziestych XX wieku tryumfy święcili tacy aktorzy jak Humprey Bogart, John Wayne czy też Gregory Peck. Jednakże w ujęciu hiszpańskiego studia sytuacja przedstawia się nieco inaczej. Otóż twórcy The Next BIG Thing przenoszą nas do alternatywnej wersji Złotej Ery Hollywood, w której role gwiazd filmowych przypadają najprawdziwszym potworom. Nie po raz pierwszy zresztą wpadli na taki pomysł, ponieważ w 1997 roku wydali produkcję o podobnej fabule, zatytułowaną Hollywood Monsters. Tak jak w trylogii Runaway, w TNBT również mamy dwoje głównych bohaterów – Liz Allaire oraz Dana Murraya. Oboje są przedstawicielami dziennikarskiego światka, a poznajemy ich w noc rozdania Kurczaków Śmierci - nagród za najlepsze filmy grozy. Para współpracuje na życzenie szefa, czyli pod przymusem. Ich zadanie polega na przygotowaniu sprawozdania z owej ceremonii. Na miejscu okazuje się, że jedynie piękniejszej połowie duetu zależy na wywiązaniu się z zobowiązań, natomiast Dan okazuje więcej zainteresowania zawartości swojej piersiówki. Ostatecznie wydarzenia przybierają zupełnie inny obrót niż pierwotnie zakładano. Panna Allaire i pan Murray zauważają włamanie do biura FitzRandolpha, właściciela wytwórni filmowej MKO Pictures oraz posiadłości, na terenie której odbywa się uroczystość. Zwarta i gotowa Liz rzuca się w pogoń za materiałem na nowy artykuł, co nie kończy się dla niej szczególnie szczęśliwie. „Zaginioną w akcji” dziewczynę szukać będzie nie kto inny, jak Dan.
Zabawa na 102
Brian Basco i Gina Timmins z Runaway to charyzmatyczne postacie, lecz jednocześnie mające w sobie coś z przeciętnego człowieka. Dzięki temu wielu graczy mogło się z nimi łatwiej identyfikować. Liz i Dan są zdecydowanie bardziej ekscentryczni, co wcale nie oznacza, że nie obdarzymy ich sympatią. Po prostu różnią się od bohaterów poprzednich gier Pendulo Studios. Dlatego też należy pochwalić twórców za to, iż nie poszli na łatwiznę przedstawiając nam „klony” gwiazd ich największego przeboju. Dan jest klasycznym uwodzicielem. Jednak pomimo lekkiego podejścia do życia, mężczyzna ma więcej przyjaciół niż wrogów. Natomiast jego koleżanka wykazuje wręcz nadmierną ambicję, ale często wpada w kłopoty z powodu swej mocno zwichrowanej psychiki. Między duetem z TNBT dochodzi do napięć, a różnice w ich charakterach dały autorom szerokie pole do popisu przy układaniu dialogów. Nawet wypowiadane przez bohaterów złośliwości autentycznie śmieszą. Najnowsza przygodówka hiszpańskiego studia ukazuje wiele przykładów obrazujących, na czym polega sarkazm z klasą. Oczywiście powodów do zwijania boków ze śmiechu dostarczają nie tylko te konwersacje, które odbywają się pomiędzy panną Allaire a jej zawodowym partnerem. Poza parą głównych bohaterów, w grze przewinie się cała plejada barwnych i nietuzinkowych postaci. Jest ich aż tyle, że czasem człowiek żałuje, iż nie dowie się czegoś więcej na ich temat. Kogo tutaj spotkamy? Rosiczkę pełniącą funkcję stróżującego psa, będącego w połowie owadem profesora Muchę, Poetę Bólu, który natchnienie do tworzenia liryki czerpie poprzez umartwianie swego ciała na wszelkie możliwe sposoby… Nawet identycznie wyglądające roboty charakteryzują się odmiennymi osobowościami. Każde z obecnych w TNBT indywiduów wywołuje szeroki uśmiech na naszych twarzach, w tym także i ci, którzy należą do stuprocentowych ponuraków.
Przezabawne dialogi oraz komiczne postacie to nie jedyne elementy składowe zawartego w grze humoru. Twórcy zaserwowali nam masę gagów sprawiających, iż przez cały czas trwania rozgrywki nie przestaniemy się śmiać od ucha do ucha. Pojawia się też sporo podtekstów seksualnych, ale przygody Dana i Liz ani przez chwilę nie przekraczają granic dobrego smaku. Ponadto, jak na hollywoodzką historię przystało, nie zabraknie odniesień do wielu kinowych klasyków. Napotkamy również żarty dotyczące m.in. przygodówek ogółem oraz smaczki dla osób zaznajomionych z cyklem Runaway.
Łatwa wyprawa po znanych ścieżkach
Rozgrywka podzielona jest na 6 rozdziałów. Pokierujemy poczynaniami zarówno Liz, jak i Dana. Klasyczne dla przygodówek point’n’click sterowanie odbywa się za pomocą myszki, a przystępny interfejs od razu słusznie wyda się znajomy graczom, mającym za sobą Runaway: Przewrotny los. Dobrze, że Pendulo Studios pozostało przy sprawdzonych rozwiązaniach. Najwięcej zmian wprowadzono w oknie kontroli postępów. Podobnie jak w finale trylogii z Giną i Brianem w rolach głównych, każdy rozdział ma swoją własną tablicę. Poprzednio obrazki pojawiały się dopiero po wypełnieniu danego zadania, w odpowiadających poszczególnym osiągnięciom polach. W The Next BIG Thing punkty kontrolne zostają częściowo odblokowane zanim zrealizujemy konkretny cel. Jeżeli dojdziemy do momentu, gdy aktualnie sterowana przez nas postać zorientuje się co będzie musiała zrobić, w tabeli ukaże się nowe zadanie i odpowiadająca mu ilustracja w formie jednobarwnego starego zdjęcia. Dopiero po zaliczeniu osiągnięcia, obrazek nabiera kolorów, a narrator podsumowuje naszą drogę ku realizacji danego celu.
Pisząc zapowiedź w oparciu o pierwszą wersję demonstracyjną (z fragmentem rozgrywającym się w umyśle panny Allaire) wyraziłam nadzieję na większe urozmaicenie zadań w stosunku do Przewrotnego losu. Niestety trochę się przeliczyłam, gdyż poza wspomnianą wówczas zagadką muzyczną, na swej drodze spotkałam w zasadzie tylko jedno trudniejsze wyzwanie. Polegało ono na zaliczeniu sprawdzianu ze znajomości egipskiej składni. Generalnie rozgrywka opiera się na przeprowadzaniu rozmów, zbieraniu i używaniu przedmiotów. Rozwiązania poszczególnych zadań są logiczne, chociaż czasami bywają abstrakcyjne. Gra z pewnością nie sprawi problemów początkującym przygodówkowiczom, natomiast inni mogą kręcić nosem na zbyt niski poziom trudności. Ze dwa razy przyłapałam siebie na tym, iż najpierw pomyślałam o bardziej skomplikowanym sposobie przebrnięcia przez daną zagadkę niż ten, który przewidzieli twórcy. Często skuteczne okazały się najprostsze rozwiązania. Przejście TNBT zajęło mi mniej więcej 7 godzin, z dokładnym badaniem wszelkich lokacji i przedmiotów w ekwipunku, a także bez pomijania jakichkolwiek dialogów. Przypuszczam więc, iż gdybym się bardziej sprężyła, moja przygoda w „potwornym” Hollywoodzie zakończyłaby się jeszcze szybciej.
W grze dostępne są trzy poziomy trudności, aczkolwiek według mnie to ciut sztuczny wybór. Istnieje on raczej dla sprawienia przyjemności starym wyjadaczom, wychowanym na przygodówkach bez bogatego, a w zasadzie - bez jakiegokolwiek systemu podpowiedzi. Wydaje mi się, iż decyzję o wprowadzeniu takiej opcji podjęto pod wpływem narzekań niektórych graczy na mało wymagającą rozgrywkę w Runaway 3. Na najniższym poziomie trudności możemy skorzystać z podświetlania aktywnych punktów oraz ze wskazówek udzielanych przez sympatycznego lektora. Średni pozwala posiłkować się jedynie opcją pokazywania interaktywnych miejsc na planszy, z kolei na najwyższym musimy liczyć wyłącznie na siebie. Mówiąc krótko, ułatwienia prezentują się identycznie jak w Przewrotnym losie, ale dodano możliwość ich wyłączenia.
Kolorowy świat
W swoim nowym dziele, pracownicy Pendulo Studios pozostali wierni charakterystycznemu dla ich twórczości komiksowemu stylowi. Przyjemny dla oka wygląd gra zawdzięcza podrasowanemu silnikowi graficznemu, który znamy z ostatniej odsłony przygód Briana i Giny. Tym razem obsługuje on rozdzielczość 1920x1080 (Full HD). Wszystkie tła zostały bardzo starannie wykonane w dwóch wymiarach. Zastrzeżeń nie mam również do postaci. Wprawdzie w przeciwieństwie do lokacji, są one trójwymiarowe, ale dzięki cell-shadingowej technice renderowania wyglądają niczym bohaterowie kreskówki. Różnorodny świat TNBT wprost przepełniają żywe i soczyste kolory podkreślając radosny klimat tej zwariowanej opowieści. Na pozytywny odbiór gry wpływają także liczne cut-scenki mimo, iż niekiedy można odnieść wrażenie, że oglądamy film animowany zamiast gry. Ale co z tego, skoro zabawa i tak jest przednia?
Profesjonalne udźwiękowienie
Ani jednego złego słowa nie mogę powiedzieć na temat kompozycji przygrywającym perypetiom Dana i Liz. Przede wszystkim usłyszymy muzykę, która cieszyła się popularnością w pierwszej połowie XX wieku (np. ragtime lub swing), lecz nie tylko. Ścieżka dźwiękowa została bowiem idealnie dopasowana do rozgrywających się w danym momencie wydarzeń i lokacji. Tak więc wizyta w Świątyni Wiecznej Złudy, teatrze prowadzonym przez egipską mumię, da nam okazję do przesłuchania melodii przywodzącej na myśl królestwo faraonów. Dodatkowo cieszy fakt, iż najprawdopodobniej posłużono się żywymi instrumentami, a nie sztucznymi dźwiękami z syntezatora. Na pochwałę zasługuje profesjonalny angielski dubbing. Głosy zatrudnionych aktorów doskonale współgrają z charakterem i wyglądem przyporządkowanych im postaci. Przykładowo dumna arcykapłanka Krom-Ha, czyli wspomniana wyżej mumia, brzmi odpowiednio wyniośle, szef Dana i Liz wścieka się jak typowy choleryk, a smutny robot-ogrodnik przemawia tak jakby lada moment miał wyzionąć ducha.
Polonizacja
W związku z kapitalnym angielskim dubbingiem polski dystrybutor The Next BIG Thing, firma Ubisoft, dokonał słusznego wyboru decydując się na lokalizację kinową przygód Dana i Liz. Tłumacze solidnie przyłożyli się do swojej roboty, dzięki czemu przełożone na nasz ojczysty język napisy pozbawione są poważniejszych wpadek czy też nadmiernych literówek (tych ostatnich doliczyłam się „aż” dwóch, z których jedna wystąpiła wśród komentarzy w menu). Polskie dialogi rzeczywiście bawią i nie są drętwe, co w przypadku produktu stawiającego na humor stanowiłoby rzecz niewybaczalną.
Przepis na sukces
The Next BIG Thing kojarzy mi się z wysokobudżetowym amerykańskim hitem filmowym, zrealizowanym wedle sprawdzonej recepty i nastawionym na odniesienie olbrzymiego sukcesu. Jak wiadomo, produkcje tego typu zazwyczaj zadowalają wielbicieli takiej rozrywki mimo, że ich twórcy nie oferują większych rewolucji. Podobnie jest z ostatnią przygodówką hiszpańskiej firmy. To produkt dopracowany pod względem technicznym i audio-wizualnym, ale wykorzystuje rozwiązania, które zdały egzamin we wcześniejszych grach od Pendulo Studios. Co najważniejsze, historia dziennikarskiego śledztwa niemalże bombarduje tonami humoru, a wszystkie postacie, włącznie z głównymi bohaterami, są zabawne i oryginalne. Co prawda, TNBT nie stanowi większego wyzwania dla naszych umysłów i nie oferuje długiego czasu zabawy, lecz miłośnicy gatunku, a zwłaszcza wielbiciele komediowych produkcji, nie powinni przechodzić obojętnie obok tego tytułu.
8 | PLUSY: humor + barwne postacie + intuicyjny interfejs + wygodne sterowanie + kreskówkowa grafika + muzyka + angielski dubbing |
MINUSY: zbyt krótka - za łatwa |
autorka: crouschynca
dnia 20.04.2011 21:52
dnia 20.04.2011 23:16
dnia 20.04.2011 23:42
dnia 21.04.2011 14:22
dnia 02.06.2012 15:27
dnia 05.06.2012 18:07