Art of Murder: Sztuka Zbrodni - recenzja

Dodane przez mertruve dnia 29.05.2010 07:59

Na Sztukę Zbrodni czekałem spory kawał czasu. Po przejściu Still Life, mając w pamięci mroczny klimat gry, długo narzekałem, że nie ma podobnych gier. Niby powstawały produkty gdzie warstwa fabularna była bardzo tajemnicza i wciągająca, ale jednocześnie brakowało tego czegoś. Może samego motywu zbrodni? Na ratunek przybyła informacja o powstającej grze, w której główną bohaterką miała być agentka FBI. Jakież też było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że autorami produktu mają być Polacy! Polski przemysł gier przygodowych kojarzył mi się raczej z pierwszoosobowymi przygodówkami w stylu Atlantis. Bardzo dobre Reah czy Schizm tylko to potwierdzały. Jak twórcy tych tytułów wypadają w klasycznym point’n’click? Powiem krótko: Polak potrafi!

W poszukiwaniu mordercy...

Fabuła gry jest ciekawa i oryginalna, chociaż czasami możemy mieć wrażenie, że gdzieś już to wszystko widzieliśmy. Główną bohaterką jest młoda agentka FBI – Nicole Bonnet. Podczas prowadzenia swojego pierwszego śledztwa ginie jej kolega z pracy. Młoda i niedoświadczona agentka nie może się z tym pogodzić, pragnąc jak najszybciej przyszpilić zabójcę. Zamiast tego dostaje od przełożonego sprawę rytualnych morderstw. Ktoś morduje ofiary dziwnym, zdobionym nożem, wycinając przy tym ich serca i pozostawiając monety. Co łączy te sprawy i kto jest mordercą? Co wspólnego z tym wszystkim ma wyprawa sprzed 20 lat? Tego wszystkiego dowiemy się przechodząc Art of Murder. Jak widać pomysł fabularny jest dosyć standardowy. Mamy motyw zemsty, motyw poszukiwania seryjnego mordercy i Nowy Jork jako pole naszych działań. Co więc jest oryginalne? Fakt, że w pewnym momencie przenosimy się do Peru i dżungli w poszukiwaniu dowodów. Dzięki temu całe śledztwo nabiera rumieńców, a zagadka staje się jeszcze ciekawsza. Na całe szczęście autorzy nie poszli w ślady twórców Nibiru i nie dodali żadnych bóstw ani innych zjawisk nadprzyrodzonych.

Nowy Jork, Peru, Dżungla...

Graficznie Sztuka Zbrodni przedstawia się ładnie. Wykonanie lokacji jest bardzo solidne i przemyślane. Postacie również nie przerażają. Sam wygląd gry przypominał mi trochę Black Mirror, jednak o wiele bardziej dopracowany. Jeżeli kogokolwiek będą razić toporności w kształtach postaci, to może zwiększyć antyaliasing aż do 8. Jest to bardzo dobre rozwiązanie! Jak już wspomniałem lokacje potrafią zachwycić. Są wykonane bardzo ładnie. Może nie jest to poziom Benoita Sokala, ale na pewno ścisła światowa czołówka. Mamy ruszające się chmury na niebie, latające gdzieniegdzie ptaszki, a nawet taki szczegół jak ruszające się przedmioty w inwentarzu – za przykład niech posłuży pająk w słoiku, który co chwilę się porusza. Animacja postaci również jest poprawnie wykonana. Nasza agentka chodzi dosyć płynnie, biega także niczego sobie. Jedyne zastrzeżenia jakie mogę mieć, to przerywniki filmowe. Są bardzo klimatyczne i ponure, to jest niewątpliwie plusem. Pojawiają się także w odpowiednich momentach, autorzy raczą nas nimi z wyczuciem. Jednak wykonanie postaci w owych cut-scenkach pozostawia wiele do życzenia. Same filmiki przypominały mi bardzo gry pokroju CSI, a przecież dzieli je z Art of Murder spora różnica wieku! Brak zapewne motion-capture, który pozwalałby uchwycić całą animację i mimikę twarzy postaci tak doskonale oddaną w Still Life czy Syberii.

Odgłosy umierania...

Zarówno muzyka, jak i dźwięki w grze stoją na wysokim poziomie. Odgłosy otoczenia, odpowiednie dźwięki przedmiotów czy głosy postaci są zrobione świetnie. Dobrano niezłych aktorów angielskich i ich kwestie brzmią wiarygodnie. Jeśli się czegoś czepiać, to szczegółów takich jak: dyktowanie numeru telefonu czy nie do końca pasujący głos pijaka. Wszystko inne jak najbardziej pasuje. Muzyka oddaje klimat gry. Mamy nastrojowe utwory, które notabene można przesłuchać w każdym momencie – twórcy dali nam taką możliwość. Samych utworów nie ma tak wiele i po pewnym czasie zaczynają się powtarzać, co wprowadza w monotonię, ale gdy dochodzi do tego rozwiązywanie tajemnic i klimat samej rozgrywki, to potrafimy wybaczyć i to twórcom.

Narzędzia zbrodni...

Art of Murder, jak już wspomniałem, jest klasyczną grą point’n’click. Nie wyróżnia się technicznie niczym szczególnym. Interfejs został zaprojektowany starannie i przywodzi na myśl ten znany ze Still Life’a i Syberii. Samo wykonanie ikonek może sprawiać wrażenie podobnego do wyżej wspomnianych tytułów. Cała rozgrywka polega na zbieraniu przedmiotów i używaniu ich w odpowiednich miejscach, bądź łączeniu z innymi dostępnymi w inwentarzu. Rozmawiamy także z napotkanymi postaciami, ale tutaj mam dwa zastrzeżenia. Po pierwsze osób tych jest stanowczo za mało, choć to może jeszcze aż tak nie przeszkadza. Po drugie zaś, nie mamy w ogóle możliwości ingerowania w dialog. Już w Still Life narzekałem na uproszczenie systemu dialogowego, który polegał na klikaniu lewym albo prawym przyciskiem myszy. Autorzy Sztuki Zbrodni poszli jeszcze dalej i jedyną możliwość jaką nam dali, to kilkakrotne klikanie na postać w celu odbycia rozmowy. Jest to czasami zgubne, bo nie wiemy czy dana osoba ma nam coś jeszcze do powiedzenia, czy też nie. Dlatego warto klikać na nią do uporu, dopóki nie zacznie się powtarzać.

Zagadki w grze są dosyć ciekawą sprawą. Ich ilość jest wystarczająca, na tyle duża aby nie czuć przesytu. W filmiku pod tytułem „Wywiady z twórcami” możemy usłyszeć, że zagadki rozwijają się wraz z rozgrywką. Na początku są łatwiejsze, później coraz trudniejsze. Po ukończeniu gry można mieć mieszane uczucia. Poziom łamigłówek jest prosty i ani razu nie zdarzy się nam siedzieć nad czymś dłużej niż 10 minut. Z jednej strony to bardzo dobrze, bo dostajemy produkt, w który gra się lekko i przyjemnie, z drugiej – fani ciężkich przepraw mogą się zawieść. Muszę pochwalić twórców za sensowność rozgrywki. Jest ona co prawda liniowa i nie raz musimy się cofać do poprzedniego punktu, żeby coś zabrać, to jednak od początku do końca wszystko ma swój sens. Dany przedmiot możemy wziąć tylko wtedy, gdy go potrzebujemy. Nie opuścimy również lokacji, dopóki nie zrobimy wszystkiego co przybliży nas do końca gry. Ciężko się też zaciąć, bo sama Nicole mówi nam co mamy robić, trafnie komentując wydarzenia dziejące się na ekranie. Wreszcie wykorzystywanie przedmiotów. Sposoby użycia inwentarza są tak kapitalnie przemyślane, że aż chce się podać rękę twórcom. Nieczęsto zdarza się, że wszystko co wymyślimy jest trafne z tym co mamy naprawdę zrobić. W Art of Murder sami bardzo szybko wpadamy na pomysł, gdzie użyć danego przedmiotu i najczęściej są to trafne spostrzeżenia! Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest również opcja „podpowiedź”. Po kliknięciu tej opcji na ekranie pojawiają się dokładne miejsca, gdzie trzeba czegoś użyć albo coś można zrobić. Niewątpliwie ułatwia to rozgrywkę, a przy tym pozostawia wiele swobody. Cieszy również urządzenie zwane PDA. Jest to nasze małe centrum multimedialne. Możemy czytać tam notatki – które na niewiele się zdadzą, robić zdjęcia – tylko w odpowiednich momentach, i dzwonić – to w porównaniu do Syberii rozbudowano i telefon nie jest już tylko dodatkiem, ale również narzędziem rozwiązywania sprawy.

Spuścizna Martwej Natury?

Gra oferuje nam kinowe spolszczenie. Głosy postaci będą w oryginale – czyli angielskie – a na dole zobaczymy podpisy. Całość jest wykonana starannie, można mieć jednak kilka zastrzeżeń. Pierwszym z nich jest brak dubbingu. Ja rozumiem, że docelową grupą odbiorczą produktu jest Zachód, ale bez przesady. Zarówno Still Life, jak i Syberia czy Paradise oferowały solidnie wykonany polski dubbing. Mamy dobrych aktorów, świetne głosy. Tak ciężko było przetłumaczyć tych kilkaset linijek tekstu? Zatrudnić tych kilku aktorów? Skoro jednak nie mamy polskich głosów, to skupmy się na napisach. Od razu w oczy rzuca się to, że są stanowczo za małe. Czcionka powinna być większa. Również smuci to, że napisy nie zgadzają się z tym co na ekranie jest mówione. Albo kwestie zostają niemiłosiernie skrócone, albo przedłużone. City-Interactive ratuje się tym, że chociaż kwestie uległy zmianie, to o dziwo doskonale pasują do gry i nie wprowadzają gracza w błąd, poprzez niedopowiedzenia!

Sztuka zbrodni po polsku...

Podsumowując produkt nie sposób się nie uśmiechnąć. W końcu Art of Murder to polska gra! I chociaż najprawdopodobniej nie zawojuje światowych list przebojów i nie zostanie okrzyknięta genialną grą i produktem roku, to jest to niewątpliwie jedna z najsolidniejszych rozgrywek jakie ostatnimi czasy mi się trafiły. Tym bardziej zaskakuje fakt, że całość wykonano w Wintermute Engine, który jest darmowy! Oczywiście możemy się czepiać, że nie ma ogromnej interakcji, choć ta jest na pewno większa niż w Runaway 2, możemy również powiedzieć, że tak naprawdę Sztuka Zbrodni nie wyróżnia się niczym szczególnym. To wszystko prawda, ale w zamian dostajemy niezwykle solidny produkt, gdzie nie ma przekłamań graficznych, nie występują błędy, muzyka i dźwięk oddają atmosferę otoczenia, a zagadki cieszą logicznością. I przede wszystkim klimat, który przykuwa nas do monitora i pozwala raczyć się rozwiązywaniem tajemnicy morderstwa. Dwa słowa: Polak potrafi!

Grywalność - 8
Grafika - 8
Dźwięk - 8
Ogólnie - 8

Autor: mertruve

   

Komentarze


1004 #1 twig
dnia 30.05.2010 18:04
Recenzja doczekała się dwóch podsumowań - szkoda, że nie różnią się one niczym poza nagłówkami.

A teraz dalszy ciąg narzekania Grin

"Na całe szczęście autorzy nie poszli w ślady twórców Nibiru i nie dodali żadnych bóstw ani innych zjawisk nadprzyrodzonych."
Przecież Nibiru od samego początku kręci się wokół kosmicznych technologii (o ile pamiętam to nadprzyrodzonych motywów tam nie było - ot kosmiczna technologia) - twórcy Nibiru niczego nie dodawali, oni po prostu zrobili o tym grę Pfft

"Nie opuścimy również lokacji, dopóki nie zrobimy wszystkiego co przybliży nas do końca gry. Ciężko się też zaciąć, bo sama Nicole mówi nam co mamy robić, trafnie komentując wydarzenia dziejące się na ekranie. Wreszcie wykorzystywanie przedmiotów. Sposoby użycia inwentarza są tak kapitalnie przemyślane, że aż chce się podać rękę twórcom."
Taa, gdybym miał być wylewny, to za te wszystkie "cudowności" z chęcią uścisnąłbym rękę twórcom - aby po chwili ją boleśnie wykręcić. Podłączenie komórki do komputera to mój ulubiony moment - ten kto wymyślił, że w tym celu należy położyć komórkę w odpowiednim miejscu na biurku powinien cierpieć! [nie mogłem opuścić siedziby FBI, więc kręciłem się jak głupi po tych kilku lokacjach - doszło do tego, że próbowałem wyrwać kable zwisające spod sufitu, aby nimi podłączyć komórkę...]
210 #2 mertruve
dnia 30.05.2010 23:50
To z nagłówkami to błąd konwersji na re.pl. W oryginale jest inaczej... tylko, nam sie oryginał gdzieś zapodział. Jak znajdę na dysku, to przerzucę:)
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?