Słowem wstępu do recenzji Atlantis IV: Evolution niech będzie wieść, że należy czasem przegryźć się przez daną rzecz, aby w pełni ją zrozumieć. Taka sentencja zapewne przyświecała twórcom ze studia Dreamcatcher w czasie tworzenia tej gry. Stara moc i siła Atlantydy bije wciąż niezmiennie i czeka na odkrycie oraz ujawnienie prawd drzemiących w sercu Wybrańca - Szafarza Światła. Znajomy z poprzednich części - Ten, bo o nim mowa, gdzieś się zagubił, jego Droga została zapomniana, a światem Atlantydy rządzą srodzy Bogowie. Kiedy wszystko zaczyna się walić, kiedy złe siły rozprzestrzeniają swe moce, powiedzcie sami co robi ta Dobra Strona? Oczywiście nie czeka z założonymi rękami. Wszystko musi powrócić do stanu stabilizacji, potrzebna jest odnowa; potrzebna jest EWOLUCJA.
FABUŁA
Główny wątek gry jest tak samo zakręcony na początku jak i na końcu, gdzie osiąga swoje apogeum, w taki sposób, że nie polecam tego graczom o słabych nerwach przygodówkowych. Bowiem kiedy już budzimy się po tragedii statku, na pokładzie którego bohater zmierzał do Nowego Jorku (a bohaterem opowieści rozgrywanej przed naszymi oczami jest fotoreporter Curtis Hewitt), zostajemy ‘wessani’ (i to dosłownie) w wir przygód, które zatrzęsą fundamentami stabilizacji Bogów Atlantydy. Brzmi jak słowa wyjęte z taniego romansu, co nie? Można mieć takie wyobrażenie, które znika po zapoznaniu się z bohaterem i wraz z ciągłym odkrywaniem tajemnicy owych Bogów oraz przyczyny, za sprawą której Curtis znalazł się w tym miejscu, w tym czasie.
Cała historia sprowadza się właśnie do tej jednej rzeczy, odkrycia tajemnicy. Jak zawsze - przyznacie, i będziecie mieli w zupełności rację, gdyż celem samym w sobie będzie dowiedzieć się jaki plan mają bogowie, przeszkodzić im w tym i ewentualnie przeżyć. Z pomocą w tym zadaniu przyjdzie kilka osób, z którymi wejdziemy w interakcję. Jak stanowiło pytanie konkursowe, postaci w omawianej grze jest ok. 30, choć podczas grania zdawała mi się ta liczba lekko przesadzona. Niemniej jednak, rozmowy są dobrze prowadzone, fabuła i wątki cały czas są odpowiednio dawkowane i nasza (moja) cierpliwość wystawiana za każdym razem na wielką próbę, co w zasadzie skończyło się szybkim przejściem gry. Ponieważ jak tylko przestaniemy się interesować, o co tak naprawdę Curtis na Atlantydzie walczy, przekonujemy się, że to już koniec, a cała opowieść zatacza niejako koło i znowu chodzi o Tena oraz o walkę Światła z Ciemnością i spokojem Atlantydy.
ZAGADKI
Element, który został w tym Atlantisie dość okropnie potraktowany. Wydawać by się mogło, że przesadzam. Przecież seria znana jest z zagadek i łamigłówek, ale w tym wypadku jest zgoła inaczej. O ile pamiętam, w drugiej części za prawie każdym rogiem czaiło się mnóstwo zagadek i to takich, od których włos się niejednemu mógł zjeżyć na głowie, tak tutaj zagadki są łatwe, proste i przyjemne. Nie dość, że jest ich jak na lekarstwo, do tego proste są jak budowa cepa. Występują czasówki (najbardziej podobało mi się uciekanie przed strażnikami, co jest częstym i przejmującym zajęciem), zbieranie, łączenie i używanie przedmiotów, choć jeśli idzie o łączenie przedmiotów, zdarzyło się to może w dwóch przypadkach.

Ile to można zdziałać w ogrodzie, i to nie byle jakim ogrodzie; bo ogrodzie ‘bogów’. Wspominam o tym, gdyż w jednym momencie system skokowy, który występuje w całej grze, naprawdę daje się we znaki. Ileż to już powiedziano na temat zagadek na małym obszarze, więc i tu nie będzie niespodzianek. Choć czasami ma się wrażenie, że trochę na siłę (jak to w Atlantisach) skupia się na skakaniu po lokacjach w poszukiwaniu jednej czy dwóch potrzebnych rzeczy, które i tak wiadomo gdzie i po co ma się użyć. Może chciano w ten sposób stworzyć poczucie realności świata?
Innym aspektem są mini-gry. Uaktywniają się w trakcie przygody za każdym razem, gdy napotykamy specjalne panele atlantyckie. Twórcy posłużyli się pewnym zabiegiem mogącym przedłużyć żywotność graficzną tej gry, z prostego faktu: archaiczność paneli wskazująca na starą grafikę mini-gier. W tym miejscu przydała się klawiatura, po prostu łatwiej jest się za jej pomocą poruszać i wykonać czekające nas zadania. Nie ma ich wiele, ponieważ na każdą grę przypadają 3-4 poziomy. Te są ustawione w hierarchii od najprostszego do najtrudniejszego, co prawda te ostatnie nie są wygórowane intelektualnie, wystarczy pomyśleć chwilę; można nawet sobie coś rozrysować na kartce i wszystko staje się jaśniejsze. Szczególnie przypadła mi do gustu mini-gra przypominająca jak żywo tę, w którą grał bohater filmu TRON. Pamiętny wyścig motorami, które zostawiały za sobą ścianę, co ograniczało ruchy przeciwnika. Należało tak się poruszać, by przeciwnik nie miał szans na manewr. Kilku prób potrzebowałem, lecz dla fana starych, dobrych filmów nie ma nic niemożliwego.
Czasami jest logicznie i wiadomo co zrobić, czasami jak to mówią na wschodzie ‘niet’, dlatego wszystko wygląda jak w starym, dobrym Atlantisie. Potrzeba czasu, żeby się rozkręcić.
GRAFIKA
Pełnoekranowa grafika 3D, która wygrała nagrodę, została uhonorowana w 5-ciu (czyt. pięciu) kategoriach i zebrała tylko jedną pochwałę Akademii Filmowej. Jeśli już ktoś wpadł na pomysł, że to co wyżej napisałem to żart, to grubo się pomylił, bo grafika w tymże Atlantisie naprawdę dostała nagrodę, tylko nie wiem za co i gdzie. Po prostu szczyt i hańba, a to dlatego, że już nas biednych graczy zaczynają traktować jak króliki doświadczalne. Kiedy widzi się taki produkt jak Atlantis Evolution, na myśl przychodzi rewelacyjna grafika, genialne rozwiązania, wysublimowane animacje i wszystko ‘och’ i ‘ach’ mlekiem i miodem płynące, a tu przysłowiowy ‘guzik’ dostajemy. Przedstawiłem swoje ubolewanie w takich słowach, gdyż znalazłem w grze sprzeczności, tak rażące i potwierdzające moje oburzenie, że aż strach. Wszystko za sprawą właśnie owej grafiki. Niby lokacje, krajobrazy oraz filmiki przerywnikowe są wykonane świetnie i nie ma się do czego przyczepić, tylko podziwiać. To jednak wykonanie postaci pozostawia wiele do życzenia. Czy to w trakcie rozmowy, czy w czasie filmików wyglądają strasznie. Jak potworki ze zniekształconymi kończynami; coś po prostu twórcom grafiki nie wyszło. Coś przekombinowali i w związku z tym dostaliśmy produkt pod tym względem rażąco niedopracowany.

MUZYKA / DŹWIĘK
Jak chyba w każdym Atlantisie, muzyka, jak i dźwięki w grze są na wystarczająco dobrym poziomie, żeby nawet najbardziej niedzielnego fana przygodówek zafascynować swym wdziękiem. Muzyka jest piękna. Czy więcej trzeba pisać, jeśli wspomnę, że odpowiedzialni za jej stworzenie byli autorzy muzyki do pierwszych dwóch (chyba najlepszych) części sagi?
INTERFACE
Twórcy zgrabnie połączyli akcję, fabułę i zagadki. Bardzo ładnie wygląda przechodzenie z panelu sterowania głównym bohaterem w animacje, które prowadzą delikatnie przez enigmatyczne wątki przygody. Wszystko wygląda bardzo ładnie i zmyślnie komponuje się w grze, tworząc dobry nastrój i łącząc spójnie całą grę.
W rozgrywce od pewnego momentu będą nam deptać po piętach Strażnicy Bogów Atlantydy. Wtedy mamy do czynienia z czasówkami. Jeśli taki Strażnik trafi Curtisa, zabawę kontynuujemy niedaleko od miejsca, gdzie nas wyeliminowano, czyli nie ma powodów do obaw. Panele z mini-grami, omawiane wcześniej, są jak swoiste posągi muzealne. Aby je aktywować należy użyć hełmu Atlantydów i przed oczami pojawia się gra w odpowiednio starej grafice. Jest to o tyle rzadkie i jedynie w pewnych momentach, że nie przytłacza monotonią, oraz stanowi odskocznię od wszelkiego typu trójwymiarowych, efekciarskich osiągnięć grafiki komputerowej. Wspomnieć należy, że w takich momentach przypominają się gry wcześniejszej epoki, gdzie najważniejsza była siła logiki i myśli, a nie wydajność karty graficznej. Poruszamy się, jak już wspomniałem, systemem skokowym. Mysz stanowi główny sposób przemieszczania się oraz wykonywania innych manewrów, choć w trakcie mini-gier możemy wspomóc się klawiaturą.
POLONIZACJA
Wersja polska, którą otrzymujemy, to tzw. kinówka, czyli mamy jedynie polskie podpisy u dołu ekranu. Wyszło to bardzo dobrze. Nie ma błędów, a nawet powiem, że tłumaczenie zrobiono w kilku miejscach nad wyraz porządnie. Nie ma się do czego przyczepić, tylko podziwiać.
ZAKOŃCZENIE
Podsumowując, należy stwierdzić, że jest to stary, dobry Atlantis, więc saga trwa nadal, choć niektórzy już postawili na niej krzyżyk. Dalej urzeka i nie daje o sobie zapomnieć. Twórcy sprawili w tym momencie wielką radość wiernym fanom, bo jest to produkt nad wyraz dobrze zrobiony. Może ktoś psioczyć na grafikę czy zagadki, lecz należy to zostawić tak jak dyskusje o gustach. Zaprezentowano nam grę nieskomplikowaną pod względem zagadek i niewątpliwie jest w tym jakiś plus. Jeżeli ktoś nastawił się na zakończenie historii Tena, to się srogo zawiedzie, niestety. Ocenę broni świetny klimat opowieści, dzięki któremu przetrwałem tę grę i zdołałem ją dokończyć pomimo ciężkich bojów. Spaja tę historię w niezłą całość oraz daje możliwość żywego zainteresowania się głównym bohaterem i przeżycia jego losów wraz z nim.
7 | PLUSY: stary, dobry Atlantis + mini gra z filmu 'Tron' + klimat |
MINUSY: czasami zbyt prosta - długość - postaci |
autor: telipinus
dnia 23.04.2010 22:02
dnia 25.04.2010 09:33
dnia 25.04.2010 17:12
dnia 25.04.2010 18:11
dnia 25.04.2010 19:53
dnia 27.04.2010 07:36
dnia 27.04.2010 15:23
dnia 27.04.2010 20:32
dnia 29.04.2010 05:57
dnia 03.05.2010 20:49
dnia 04.05.2010 11:02
dnia 04.05.2010 21:39
dnia 04.05.2010 23:13
dnia 13.09.2012 01:25