Starshine (Tajemnica Gwiezdnych Jeźdźcow i Tajemnice Sosnowego Wzgórza) - recenzja

Z przyczyn zarobkowych ojciec Lisy musiał przeprowadzić się wraz z córką do małego miasteczka Jorwik. Dziewczyna czuje się zagubiona, nie zna żadnego z mieszkańców, a nowa szkoła pełna obcych osób tylko przytłacza. Musi jednak przezwyciężyć strach przed nieznanym i stawić czoła nowemu rozdziałowi życia. Wkrótce może się okazać, iż w małym miasteczku spotka swoje przeznaczenie oraz osoby, które staną u jej boku na dobre i na złe.

To tyle jeśli chodzi o epickie wstępy. „Starshine” jest imieniem konia Lisy i od niego zaczyna się seria osobliwych zdarzeń, bowiem nawiązuje z dziewczyną telepatyczną więź (mówiąc bardziej przyziemnie, po prostu potrafią się ze sobą porozumiewać). Od razu przedstawione nam zostają siły zła, a akcja rozwija się bardzo dynamicznie. Specjalnie używam tego słowa, ponieważ jeden rozdział gry można przejść w dziesięć minut, a rozdziałów jest siedem. Nie bójcie się więc, iż zabraknie Wam slotów do zapisu gry w każdym możliwym momencie, czyli na końcu każdego z rozdziałów.
Omówię tutaj dwie pierwsze części serii - Tajemnica Gwiezdnych Jeźdźców oraz Tajemnica Sosnowego Wzgórza, ponieważ tak naprawdę jest to jedna gra, w której po jakimś czasie przejmujemy kontrolę nad inną dziewczyną i jej koniem. Cała seria jest powiązana fabularnie, w drugiej części wcielamy się w koleżankę ze szkoły Lisy, Lindę oraz zostaje nam przedstawiony inny koń. Historia zaprowadzi nas do posiadłości na Sosnowym Wzgórzu, której wizje zaczynają nawiedzać Lindę. Oczywiście szybko zaczyna ona porozumiewać się ze swoim koniem, co daje początek kolejnej fantastycznej przygodzie.

Mimo tak przerażająco krótkiej rozgrywki, przepełnionej cukierkowymi dialogami, stwierdzeniami typu „Ta przygoda nas bardzo zbliżyła” po przejściu całej pierwszej części w zupełnej samotności oraz bardzo osobliwymi nieraz zadaniami, to w głębi kryje się całkiem interesująca historia, która pochłonęła mnie bez reszty. Aż ciśnie mi się na usta „jeszczeee”. Niestety w każdej z części możemy poznać zaledwie jej skrawek (przypuszczam iż efekt zamierzony) i w rezultacie uważam podzielenie całości na cztery osobne części za potwornie sadystyczne. Spójrzmy prawdzie w oczy, cena 29.99 za grę na półtorej godziny o siedmiu krótkich rozdziałach to zdecydowanie za dużo. Wszystkie cztery części powinny być sprzedawane w pakiecie... powiedzmy, że za cenę dwóch gier, choć i to by było lekkie naciąganie. Natomiast wypuszczanie dwóch pierwszych i niepewność, czy reszta w ogóle wyjdzie...
Grafika też zadaje pytanie cenie. Jest bardzo prosta i surowa. Wszystko jest utrzymane w cukierkowym klimacie, postacie są bardzo karykaturalnie przedstawione, np. głowy dziewczyn są za duże w stosunku do reszty ich ciał, a cały świat jest pokątnie kwadratowy. Zaskoczyły mnie natomiast konie, które są bardzo dobrze przedstawione. Przeważnie są one traktowane bardzo po macoszemu, a tu widać, iż poświęcono im sporo uwagi. Ruch wygląda poprawnie, a czepić można się tylko półmilowych skoków, choć bardziej realistyczne ujęcie na pewno wpłynęłoby na trudność rozgrywki. Gra niby wydana w 2008 roku, ale bardziej już pasuje do podanego na macierzystej stronie 2005. Może wypuszczenie jej trwało bardzo długo? Inaczej tego wytłumaczyć się nie da. Da się tam natomiast znaleźć pewne smaczki, jak np. rozrzucane źdźbła trawy gdy biegamy po trawnikach, jednak przez w pełni obrotową kamerę, często może się zdarzyć, iż zobaczymy wszystko przez ścianę.

Dźwięki w grze pasują do klimatu wszechobecnej słodkości. Muzyka nie przeszkadza, ani nie zachwyca. Ot tak sobie egzystuje zastępując ciszę. Jest to muzyka tło, którą bardzo w grach chwalę. Naprawdę, chyba nie ma nic gorszego niż bardzo charakterystyczna pioseneczka, która na początku zachwyca, a słuchając jej po raz piąty uwalnia w nas pokłady agresji. Dbając o budżet, dialogi zastąpiono „hmaniem” oraz przewijalnymi dymkami z tekstem. Dlatego też rozmowa trwa tyle ile zechcemy - dopóki nie klikniemy LPM, dana kwestia pozostanie na widoku. Owo wspomniane „hmanie” to dźwięki jakie wydają z siebie poszczególne postacie. Nie powiem, dobrze pomyślane, zwraca uwagę na to kto obecnie mówi, ale też przywodzi na myśl Simy i ich osobliwy język „bleblany”. Lokalizacja jest w porządku, nic dodać, nic ująć.
Interface jest bardzo prosty i intuicyjny, tak samo jak kierowanie postaciami. Naprawdę nie trzeba czytać tej caaałej jednej strony A4 złożonej na pół i danej jako instrukcja. Postaciami kieruje się WSADem, czynności wykonuje w większości myszką. Scrollem przewijamy pomiędzy mapą (na której okazuje się, że Jorwik to wyspa z własnym lotniskiem... cóż, może nie więc takie małe miasteczko), komórką na którą czasem ktoś do nas zadzwoni, dziennikiem z wyszczególnionymi zadaniami oraz plecakiem spełniającym rolę ekwipunku. Nie spodziewajcie się jednak zagadek czysto przygodówkowych. Nie będzie żadnego zbierania przedmiotów i łączenia ich z innymi, czy zagadek logicznych. Jedyne, w co możemy się pobawić, poza głównym wątkiem gry, w którym chodzimy z miejsca na miejsce i klikamy na różne rzeczy, to zbieranie gwiazdek rozrzuconych po lokacjach. Da nam to tyle, że na końcu pojawi się iż wszystkie zostały zebrane.

Podsumowując więc, seria Starshine jest grą przeznaczoną dla młodszych graczy oraz tych, którzy krzyczą „koniiik!” na widok pierwszej lepszej chabety człapiącej po Rynku... jak ja. Dlatego nie będę jej oceniać pod kątem trudności zagadek, czy wyglądu, ponieważ nie byłoby to sprawiedliwe. Główną zaletą Starshine jest fabuła i klimat. Kwestia jedynie tego, czy dana osoba potrafi się w owy klimat wczuć. Osobiście zatopiłam się w nim po uszy, gra naprawdę mi się spodobała. Jednak mimo tego, nie mogę przymknąć oka na wręcz śmieszną długość rozgrywki. Gdyby była ona trudniejsza, to jeszcze mogłabym jakoś zrozumieć, ale taka niestety nie jest. Gdyby można było w stajni opcjonalnie zaopiekować się swoim koniem, wyczyścić go, nakarmić, jak to było w Riding Star, albo zagrać o puchar na zawodach jak w quidditch w Harrym Potterze... ale nie można. Patronatem tej gry jest czasopismo W.I.T.C.H. i na ich stronie napisane jest: „Jeśli lubisz przygody Czarodziejek W.I.T.C.H. to z pewnością polubisz też grę Starshine”. I to jest święta prawda.
6 | PLUSY: fabuła + klimat + koniiiki! |
MINUSY: krótkość - poziom łatwości |
autorka: Kami
dnia 18.12.2009 16:22
dnia 20.12.2009 06:53
dnia 20.12.2009 10:33
dnia 23.12.2009 00:35
dnia 23.12.2009 11:22